Piotr Zaremba nie po raz pierwszy celnie wychwytuje dominujący dziś w mediach „ton pogardy dla ludzi odprawiających swoje katolickie gusła”. (przeczytaj tekst Zaremby: Katolika kopnijcie, albo się nad nim zadumajcie. Co łączy Radziszewską i Irenę Kwiatkowską?)
Mnie jednak nie kojarzy się on (ów ton) z głębokim PRL-em. Brzmi inaczej, dużo groźniej dla uszu, zwłaszcza tych niewinnych. Stosunek do uprawiania katolickich guseł w PRL był bardziej skomplikowany. W oficjalnych mediach, zresztą innych do 1980 nie było, kościół, we wszystkich jego wymiarach, był raczej tematem tabu, wielkim nieobecnym. Zwłaszcza za Gierka. Dlaczego, to osobny, ciekawy temat.
Było w tym milczeniu nawet coś ze specyficznie rozumianego, ale jednak: szacunku do ludzi wierzących. Dysydenci, intelektualiści wszelkich orientacji odnosili się zaś do kościoła z wielką atencją, jako do jedynej realnej przestrzeni wolności. Wszystko zmieniło się po 1989. Fala antyklerykalnych nastrojów w mediach z początku lat 90. opadła, powróciła dekadę później, ale po śmierci Jana Pawła II znów klimat się zmienił.
Natomiast, jak trafnie zauważa Piotr Zaremba, ostatnio agresja wobec kościoła, typowa dla NIE czy Faktów i Mitów, przeszła w stadium pogardy połączonej z pseudofilozoficznie uzasadnianym absmakiem. I to nie wobec hierarchii, ale wobec ludzi wierzących. Urbana zastąpiła Środa. I jest tu pewna nowa „jakość”, nieporównywalna ani z PRL, ani z III RP. Na przykład powracający wciąż motyw specyficznie definiowanej „moralności katolickiej”, pojmowanej jako synonim hipokryzji, paskudnej, bo stanowiącej nawóz dla korupcji i lekceważenie prawa (hulaj dusza, piekła nie ma, bo jest konfesjonał).
Niedawno mówił o tym Jacek Żakowski w rozmowie z prof. Paolo Mancinim („Polityka”) przeciwstawiając zdemoralizowanych katolików, spiżowym protestantom. To wersja „intelektualna”. Tygodnik „Przekrój” w cyklu o polskich wstydach poszedł już bardziej hardcorowo, wywodząc z katolickiej moralności i kultury źródła naszej narodowej szajby: prymitywizmu, wrodzonej nieufności i złośliwości. W połowie drogi między „Polityką” a „Przekrojem” można by pewnie umiejscowić cykl niskiego lotu reportaży z „Dużego formatu”, ukazujących polską katolicką prowincję, ze szczególnym uwzględnieniem kruchty i plebanii, w całym ich zdeprawowanym kolorycie (a’la „Wesele” Smarzowskiego).
Natomiast wątek guseł i zabobonów w dziejach najnowszych Polski najbardziej dobitnie oddał Andrzej Wajda w swoim jubileuszowym wywiadzie dla „Polityki”. Na pytanie Żakowskiego, jaki chciałby jeszcze nakręcić film, mistrz odrzekł: "Zemsta krzyża". Dlaczego?
Bo kluczem do polskiej sytuacji wydaje mi się Kościół. Jego rola w Polsce. Uporczywe próby odcięcia nas od świata. Zamknięcia w tej katolicko-narodowej klatce. Żebyśmy się tylko, broń Boże, nie zsekularyzowali i nie przestali chodzić do kościoła. A Zachód, modernizacja, dobrobyt-to sekularyzacja. Kościół się tego boi. Więc hamuje, jak może. Za wszelką cenę odgradza nas od świata. Jeżeli to się uda, żadne pomysły Boniego, Balcerowicza ani nawet Tuska już nam nie pomogą.
A zatem: albo dobrobyt i wielki świat, albo chodzenie do kościoła. Tertium non datur.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/111012-piotr-legutko-dla-wpolitycepl-o-katolika-kopaniu-raz-jeszcze-agresja-wobec-wierzacych-urbana-zastapila-sroda
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.