Prawdopodobnie pierwsze rekolekcje dla niewierzących – na Facebooku!

Prawdopodobnie pierwsze rekolekcje dla niewierzących – na Facebooku!

Pierwszą osobą, która wchodzi na scenę dramatu jest ateista. Przywitajmy go oklaskami.

Dwunastoletni ateista

Kiedyś byłem na obozie harcerskim, na którym prowadziłem skupienie rekolekcyjne w postaci gry z zadaniami. Przez pół dnia gromadka młodych druhów biegała po lesie stawiając czoła zadaniom związanym z historiami biblijnymi.

Po obiedzie zawołał mnie drużynowy i poprosił, aby porozmawiał z jednym z młodszych harcerzy, który wszem i wobec oznajmia o tym, że nie wierzy w Boga. Spotkałem się z nim po południu. Zapytałem najpierw czy podobała mu się poranna gra. On zaraz, pociągając lekko nosem, powiedział, że nie był za bardzo zainteresowany, bo nie wierzy w Boga. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że stracił wiarę na skutek rozmowy z katechetą, który przy całej klasie krzyczał na niego, że jeżeli nie będzie chodził do kościoła i wierzył w Boga, to skończy na ulicy jako bezdomny żebrak. Mały przez łzy uśmiechnął się lekko i powiedział „udowodnię mu, że będę kimś bez Boga".

Trzy rodzaje ateizmu

Zawsze się frustrowałem, gdy ktoś mówił mi, że nie wierzy w Boga, bo jego proboszcz ma dobry samochód, a z ambony mówi o tym jak biedna jest parafia - co ma piernik do wiatraka? Odpowiedź jest bardzo prosta: mąkę ;)

Wiara jest rzeczywistością, którą poznajemy przynajmniej na dwa sposoby. Z jednej strony może do nas przyjść w sposób bezpośredni, od Nadawcy, a więc od Boga jako takiego. Święty Ignacy pisząc o Ćwiczeniach Duchownych podkreślał, że zostały one napisane, aby sam Stwórca komunikował się ze swoim Stworzeniem. Co widoczne jest szczególnie mocno w dokumentach ostatniego Soboru.

Z drugiej strony zaś jest ona nam przekazywana przez świadków wiary, czyli przez Kościół, albo mówiąc lepiej, przez nasze babcie, rodziców, znajomych, katechetów. W tych spotkaniach poznajemy pewnego Boga. Często poznajemy Boga, który domaga się od człowieka uwielbienia, czy to w postaci modlitwy, czy też pieniędzy. Poznaję Boga, którego bardziej interesuje krytyka raportu MAK, niżeli opieka nad bezdomnymi w zimę itp...

Jest taki ateizm, który odrzuca boga, o którym słyszy, ale którego działania nie widzi w praktyce jego wiernych. To ateizm pokrzywdzonych i molestowanych przez księży, tych, którzy mają dosyć słuchania o polityce na mszy świętej. Wreszcie to ateizm tych, którzy nie rozumieją, dlaczego ich proboszcz grzmi z ambony na antykoncepcję i aborcję, piętnuje nieprawowiernych i żyjących na kocią łapę, a sam bywa widziany, jak przechadza się za rękę z gosposią.

Jeszcze inny ateizm, to ateizm egzystencjalny. Skoro wiara ma się łączyć z doświadczeniem Boga, to ta postawa wyraża, że jakakolwiek komunikacja między człowiekiem a Bogiem nie istnieje, a co za tym idzie Bóg sam nie istnieje. Choć oba te elementy lubią zamieniać się miejscami. Jest to ateizm na pewno bardzo intelektualny, na jednej półce obok Marxa stoi Biblia i Koran. Taki ateizm może być antyklerykalny, jednak nie potrzebuje przeciwnika, żeby uzasadniać swoje istnienie. On po prostu stwierdza, że Boga nie ma.

Chciałbym napisać jeszcze o jednym ateizmie, który nazwałbym pop-ateizmem. Pop-ateizm po prostu nie zajmuje się kwestią Boga i wiary. Nie tyle, że nie ma na nią czasu, bo w sumie nie ma niczego, czemu by mógł poświęcić swój czas, on po prostu się tym nie zajmuje. Zatrzymuje się na kilku zdawkowych sloganach w stylu „każdy ma jakąś swoją filozofię", „mój tata nie wierzy i jest mu dobrze" itp. Osoba prezentująca taką postawę jedyny wysiłek w dziedzinie wiary czyni wypełniając odpowiednie pole w swoim profilu Facebooka.

Kilka pytań wierzącego

Nie wyobrażam sobie, żeby proponowany przeze mnie podział miał się okazać pełnym, niezastąpionym, czy chociażby bezbłędnym. Powyższe postawy na pewno czasami nakładają się na siebie, albo następują jedna po drugiej. Jednak już te propozycje zadają mi, jako wierzącemu kilka pytań:

Jeżeli ktoś może stać się niewierzącym przez moje postępowanie, to czy jego wiara była prawdziwa? Czy nie jest jednak lepiej, żeby człowiek jednak utracił swoją słabą wiarę przez kolejny pomysł o. Dyrektora i aby jego wiara mogła potem powstać jak Feniks z popiołów - uodporniona na tego typu trudności? To pytanie można również przedstawić w następujący sposób: czy lepsza jest wiara byle jaka, chwiejna, wiara tradycyjna, oparta głównie na obrzędzie, czy też brak wiary?

W kontekście tego rodzi się sprzeciw i kolejne pytanie: przecież ateizm to indywidualna sprawa, osobisty wybór, często akt wyzwolenia, a nie jakaś choroba, którą należy leczyć przez terapię; czy zatem człowiek rodzi się ateistą, czy też się nim staje - np. w wyniku doświadczeń życiowych, rozwoju intelektualnego i umiejętności krytycznego myślenia? Innymi słowy: czy zdolność wiary jest wrodzona, a ateistami stajemy się w sposób nabyty, czy odwrotnie: rodzimy się jednak ateistami, a zdolności wiary nabywamy na skutek presji społecznej?

I wreszcie ostatnie pytanie - w tym momencie dla mnie fundamentalne: czy jestem gotów usiąść spokojnie obok niewierzącego i posłuchać, co on sądzi o świecie i jak układa swoje życie?

 

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych