Ważny artykuł o smoleńskiej mgle. "Nawet doświadczeni oficerowie na Siewiernym traktowali nagłą mgłę jako zjawisko przelotne"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

W "Rzeczpospolitej" ważny artykuł dziennikarza Tadeusza Święchowicza pt. "Awantura o smoleńską mgłę". Autor niezwykle precyzyjnie opisuje fakty dotyczące tytułowej mgły; odnosi się także do twierdzeń, że polscy piloci jeszcze przed startem mieli wiedzieć o fatalnych warunkach pogodowych w Smoleńsku.

Od wielu dni polskie media pasjonują się „kłótnią" z 10 kwietnia 2010 roku między głównodowodzącym polskiego lotnictwa a dowódcą samolotu Tu-154M, który rzekomo nie chciał lecieć do Smoleńska z powodu pogody. Komentarze i spekulacje na temat rzekomej „awantury" na lotnisku nie cichną, mimo że w czasie, kiedy do niej doszło, w Warszawie o fatalnej mgle w Smoleńsku nikt nie wiedział. Załoga prezydenckiego samolotu dowiedziała się o niej w trakcie lotu.

Świętochowicz zauważa, że spekulacje na ten temat trwają w najlepsze, "i nikt się nie przejmuje tym, że są one nonsensowne i sprzeczne z ustaleniami prokuratury i ekspertów".

Jak przypomina dziennikarz, kpt Protasiuk "nie miał w Warszawie żadnych podstaw, aby odmówić lotu 10 kwietnia". Co więcej, "nie miał nawet powodów do szczególnych obaw".

(...) do planowanego startu Tu-154M z Warszawy w Smoleńsku nie działo się nic nadzwyczajnego. O godzinie 6.50 tamtejszy meteorolog raportował kontrolerowi lotów, że jest tylko lekka mgiełka i widoczność wynosi 4 kilometry.

Kluczowa jest poniższa analiza Święchowicza:

Pogoda zaczęła się psuć gwałtownie dziesięć minut później, dokładnie w czasie, kiedy planowany był start prezydenckiego samolotu. Potem mgła gęstniała tak, że o 7.15, kiedy w Smoleńsku lądował jak-40, warunki były już bliskie minimów lotniska.

Według pułkownika Nikołaja Krasnokutskiego dowodzącego operacją przyjęcia samolotów na Siewiernym widoczność wynosiła wówczas 1200 metrów, ale spodziewano się, że temperatura wzrośnie i widoczność szybko się poprawi.

O 7.25 i 7.38 dwie próby lądowania na Siewiernym podejmował rosyjski transportowiec Ił-76. Jeśli warunki były poniżej minimów lotniska, kontrolerzy nie mieli prawa wyrazić zgody na jego lądowanie. Rosyjski samolot jednak próbował. Dopiero o 7.40 płk Krasnokutski przekazał do sztabu lotnictwa transportowego w Moskwie informację, że „Smoleńsk zakryło". Według jego słów – znanych nam dzięki opublikowanym stenogramom rozmów z punktu kierowania lotami na Siewiernym – prognozy nie przewidywały żadnej mgły, jednak ta w ciągu 20 minut zasłoniła wszystko. Widoczność spadała do 500 metrów, a nawet niżej.

Przed wylotem prezydenckiego samolotu z Warszawy kontrolerzy z Siewiernego nie zdążyli więc przekazać informacji o nieoczekiwanej mgle nawet własnemu dowództwu w Moskwie. Nie mogła więc od nich dotrzeć do Warszawy.

O pogarszających się warunkach w Smoleńsku kontroler wojskowy z Okęcia dowiedział się więc najpierw z innego źródła: od załogi jaka-40, który stał na lotnisku Siewiernyj.

Autor artykułu zauważa, że "pogoda w Smoleńsku zmieniała się wyjątkowo dynamicznie", a "jej pogorszenie nastąpiło gwałtownie".

Jej poprawa również była szybka. Kapitan samolotu, kiedy otrzymał informację o złej widoczności, mógł przewidywać, że jest to chwilowe załamanie i zanim doleci do Smoleńska, warunki się poprawią. Tak też sądzili rosyjscy oficerowie na Siewiernym.

Dziennikarz dodaje, że zgodnie z porozumieniem z 1993 r. "odpowiedzialność za niedostarczenie dokładnych danych pogodowych ponosi strona rosyjska". I dyktuje długą listę pytań, wśród nich to:

Tempo zmian pogody tego dnia w Smoleńsku było tak duże, że zaniepokojeni lotnicy z jaka-40 wielokrotnie informowali o tym kolegów z Tu-154M. Tymczasem kontrolerzy, którzy powinni obowiązkowo to robić, ograniczyli się do lapidarnego komunikatu przekazanego załodze 50 kilometrów od lotniska. Dlaczego?

Co ważne, już po katastrofie w ciągu pół godziny fatalna pogoda w Smoleńsku poprawiła się do poziomu w pełni umożliwiającego bezpieczne lądowanie:

Jeśli nawet doświadczeni oficerowie na Siewiernym traktowali nagłą mgłę jako zjawisko przelotne i spodziewali się szybkiej poprawy widoczności, to teza mówiąca o tym, że samolot w ogóle nie powinien wylecieć z Okęcia, staje się wręcz absurdalna, a cała debata na temat kłótni dowódcy Sił Powietrznych z pilotem samolotu o pogodę w Smoleńsku jest po prostu niedorzeczna.

Sil

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych