Akcja zrzucania odpowiedzialności za katastrofę smoleńską na śp. gen. Andrzeja Błasika trwa cały czas. Służy odwracaniu uwagi od tego, co wydarzyło się 10 kwietnia na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku, a co było bezpośrednią przyczyną katastrofy. W świetle bowiem tego, czego strona polska nie dostała, w świetle niszczenia dowodów rzeczowych przez Rosjan i tego, co wiemy o sposobie naprowadzania samolotu przez kontrolerów, stawiane hipotezy zamachu nie jest przejawem aberracji psychicznej.
Odpowiedzią na ten oczywisty dla logicznie myślącego człowieka wniosek (tu zastrzeżenie, że mowa jest nie o zamachu, tylko o hipotezie zamachu) są działania zmierzające do osłabienia prawomocności tego naturalnego podejrzenia. Dlatego, gdy pojawiają się wydarzenia poprzedzające lot, mogące rzucić negatywne światło na jego organizacje, czyni się z nich sprawę wagi gigantycznej, decydującej o losach rządowego samolotu Tu-154M.
Czymś takim jest doniesienia na załogę Jak-40, że złamała procedury. Czymś takim jest rzekoma szeroko opisywana kłótnia gen. Błasika z kpt. Protasiukiem, który nie chciał lecieć, gdyż nie miał prognoz pogody a został zmuszony przez dowódcę do złamania standardów.
Wiadomo o tym niby z obrazu zarejestrowanego przez kamerę przemysłową. Nagranie zawiera tylko obraz. Prokuratura bada ten wątek. Jak podała "Rzeczpospolita" płk. Zbigniew Rzepa z Naczelnej Prokuratury Wojskowej zapewnił, że: „przeprowadzono dowody w postaci przesłuchań świadków a także zabezpieczono film z kamery przemysłowej". Nie chce jednak mówić czy do kłótni rzeczywiście doszło. - "W tej chwili nie możemy dokonać oceny materiału dowodowego".
TVN i „Gazeta Wyborcza" oczywiście wiedzą o czym była rozmowa. W „Gazecie Wyborczej" napisano, że gen. Błasik z kpt. Protasiukiem nie lubili się, gdyż gen Błasik blokował awans pilota na stopień majowa. W„Newsweeku" przeczytałem w jakimś tekście o katastrofie, że kpt. Protasiuk lądował z takim uporem, ponieważ od tego zależał jego awans. Gdy okazało się, że jednak nie lądował, a podchodził do lądowania i że nie złamał procedur, nie znalazłem w tej gazecie sprostowania. Nic się nie stało. Nie chodzi bowiem o rzetelność, tylko o politykę, która przestaje być demokratyczna, kiedy znika rzetelność i lekceważy się fakty.
Przed opublikowaniem pierwszej wersji stenogramów z kabiny pilotów przed wyborami prezydenckimi Adam Szostkiewicz napisał na swoim blogu w tonie apokaliptycznym, że godzina sądu nadchodzi. Senator Kazimierz Kutz w wywiadzie dla „Polski. The Times" zapowiada teraz coś podobnego, że polski raport rozstrzygnie o wyborach, bo będzie na pewno prawdziwy od początku do końca. Czyżby sugerował w ten sposób, że rosyjski nie jest? Może być tak szokujący i negatywny dla PiS, że wahający się ludzie, w ogniu kampanii wyborczej, pod jego wpływem zwrócą się do PO. Dawny polityk partii rządzącej nie ukrywa wcale, że raport jest częścią gry wyborczej i dziennikarza to nie oburza. Na jakiej podstawie Kutz mówi, że będzie szokujący i negatywny dla PiS?
Wałęsa obciążył odpowiedzialnością Jarosława Kaczyńskiego i źródło katastrofy upatrywał w rozmowie telefonicznej Kaczyńskich tuż przed katastrofą. Były głośne artykuły w sprawie śledztwa w 36 Pułku, w którym wielu pilotów było ponoć skorumpowanych, były artykuły o niedoszkoleniu pilotów, potem był gen. Błasik za sterami, potem, według raportu MAK, gen. Błasik, który miał być pijany.
Nie zdziwiłbym się już, gdybym przeczytał gdzieś w poważnej prasie, że połowa pasażerów samolotu, oczywiście z PiS-u, była w stanie nietrzeźwym i że samolot ten przypominał zakładową wycieczkę autobusową do Poronina w latach realnego socjalizmu. Janusz Palikot wszak sugerował, że śp. Lech Kaczyński spóźnił się z powodu nocnej libacji.
Nie chce twierdzić, że ukazanie niedociągnięć organizacyjnych przez prokuraturę czy wykazanie lekceważenia procedur nie jest konieczne. Ale podejrzewam, że nadgorliwość w szukaniu polskich win, na niższym tylko szczeblu, jest formą ukrycia upokorzenia, jakim został poddany polski wojskowy wymiar sprawiedliwości przez rosyjską władzę.
Bo jaki jest związek, w świetle dostępnej wiedzy, tych niedociągnięć organizacyjnych z katastrofą smoleńską? Więcej niż pośredni. Natomiast w sposób bezczelny usiłuje się wmówić opinii publicznej, że zachowanie gen Błasika miało właśnie wpływ bezpośredni, gdy nie ma żadnych przesłanek, aby takie podejrzenia stawiać. Ponieważ polityka to dzisiaj oddziaływanie na emocje, tworzy się narracje, której przeciwstawia się dobremu młodemu sympatycznemu pilotowi, strasznego generała despotę, który realizował obłędne pomysły zachcianki prezydenta alkoholika. Chodzi o wdrukowanie takiego właśnie obrazu do głów ludzi tumanionych przez telewizje.
Ilość tych nieścisłości, przekłamań półprawd analiz domorosłych psychologów, którzy powtarzają co stwierdzili psycholodzy radzieccy, przepraszam rosyjscy, narracji ze świata baśni i magii jest ogromna. Przypadek? Oczywiście że nie. A czemu to służy? Odpowiedź jest prosta. Odwróceniu uwagi od tego, co nastąpiło po wypowiedzianych zgodnie z procedurą podchodzenia do lądowania przez kpt Protasuka słowach komendy „Odchodzimy"
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/110629-nie-zdziwilbym-sie-gdybym-przeczytal-ze-polowa-pasazerow-tu-154m-byla-pijana-a-samolot-przypominal-zakladowa-wycieczke-do-poronina-w-prl
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.