Uważałem, że nie ma sensu o to pytać, skoro rozmowy plenarne w ogóle tego nie dotyczyły. Wydawało mi się niezrozumiałe, że ten temat chcieli poruszyć dziennikarze polscy na konferencji premierów, bo to nie leżało w interesie Polski -
- Tak minister Tomasz Arabski tłumaczy - na łamach "Gazety Wyborczej" - swoje zachowanie podczas wizyty premiera Donalda Tuska w Izraelu.
Przypomnijmy, chodzi o konferencję prasową z 24 lutego b. r. w Jerozolimie. Polscy dziennikarze ustalili, że w puli przyznanych im pytań (wyznaczanie puli pytań podczas spotkań międzynarodowych to normalna praktyka) znajdzie się również pytanie dotyczące ustawy reprywatyzacyjnej obejmującej mienie pożydowskie. Taką ustawę środowiskom żydowskim obiecał trzy lata temu premier Tusk, ale oczywiście obietnicy - tak jak wielu innych - nie dotrzymał.
Pytanie nie zostało zadane. Tomasz Arabski - gdy tylko dowiedział się o takich planach - zadzwonił do szefów Polskiej Agencji Prasowej, a ci wydali dziennikarzowi na miejscu polecenie rezygnacji z pytania.
W tym wypadku Arabski ma rację. Pytanie o ustawę reprywatyzującą mienie żydowskie nie powinno paść w Jerozolimie (inna sprawa, czy Arabski powinien naciskać na przełożonych dziennikarza, czy też porozmawiać z nim osobiście). Mogło paść np. w samolocie powrotnym do kraju. Ale nie w Jerozolimie.
Owszem, byłoby to pytanie punktujące jedną z najbardziej irytujących cech obecnego rządu, a więc składanie pustych obietnic, których realizacji nawet się nie rozważa. Ale satysfakcja z obnażenia picowatego charakteru obecnej władzy byłaby zyskiem niewspółmiernie małym wobec straty w postaci międzynarodowego ożywienia tematu, który Polsce służyć nie może.
W całej sprawie zwraca uwagę co innego. Gdy chodzi o sprawę istotną dla innego państwa, polscy dziennikarze nie mają problemów ze sformułowaniem trudnego pytania, trafiającego w sedno pozorowanej aktywności władzy.
W sprawach polskich już tak dobrze nie jest. Choć od policzka Anodiny minęło już parę tygodni, wciąż nie wiemy, jak szef rządu ocenia spektakularną klęskę własnej polityki zagranicznej. Wciąż nie wiemy, jak uchwała Bundestagu o ustanowieniu Dnia Wypędzonych ma się do zaklęć o świetnych relacjach Warszawy i Berlina. Wciąż nie wiemy też dlaczego polski rząd jest tak bezradny wobec agresywnej polityki Nordstreamu, który nie chce głębiej wkopać gazowej rury. Wciąż nie wiemy, czy premier nadal popiera koalicję PO z RAŚ na Śląsku, koalicję systematycznie podważającą unitarny, zapisany konstytucyjnie charakter państwa polskiego. Itd., itd.
A ze spraw lżejszych - nie wiemy, gdzie są komputery dla każdego dziecka, obiecane przez Donalda Tuska w jednym z majówkowych orędzi.
Dziennikarze wiedzą, że od formułowania pytań o reprywatyzację mienia żydowskiego tak naprawdę się "nie umiera". Umiera się od drążenia spraw krajowych, które pokazują, że to wszystko pic.
Pat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/110628-tomasz-arabski-ma-racje-pytanie-o-ustawe-reprywatyzujaca-mienie-zydowskie-nie-powinno-pasc-w-jerozolimie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.