Eksperci nie są dobrzy na wszystko. O nowym programie "Mam inne zdanie" - z sympatią choć bez taryfy ulgowej

"Mam inne zdanie" - to nowy program w publicznej telewizji, pierwszy oddany do użytku za czasów dyrektorowania w Jedynce Iwony Schymalli.

Wypada się cieszyć, że powstał, telewizja publiczna zawsze  cierpiała na deficyt świeżej publicystyki. Mam oczywiście świadomość, że to trochę  następca program uJana Pospieszalskiego. I to mi się nie podoba. Nie ujmowałbym wyrzucania tego programu, jak niektórzy publicyści naszego portalu, w kategoriach wyrzucania jakiejś jedynej prawdy z gmachu na Woronicza. Ale znika ważny głos. Ważny także z punktu widzenia doboru tematów - jednostronność agendy, to dziś największa zmora wszystkich mediów.

Co przychodzi w zamian? Atutem nowego programu są sami prowadzący. Marek Zając i Krzysztof Ziemiec to ludzie sympatyczni i pokorni wobec rzeczywistości. Z faktu, że zastępują Pospieszalskiego nie wynika, że nasycą nowy program poprawną polityczną toksycznością. Będą raczej pytać niż narzucać swoje zdanie. Nie staną się nowym dwugłowym Tomaszem Lisem.

Ale ten program poświęcony korekcie reformy emerytalnej, wzbudził moje wątpliwości. Zdaję sobie sprawę, że to program pierwszy, więc w jakiejś mierze próbny. Potwierdziło się jednak moje przekonanie, że nie ma to jak rozwiązanie sprawdzone. Na przykład cztery fotele i ludzie na tych fotelach, Którzy się kłócą. Ciekawi ludzie, przyciągający uwagę. To była na ogół recepta Pospieszalskiego, to jest zresztą także najczęściej recepta Lisa.

Zając i Ziemiec przefajnowali każąc nam się przesiadać razem z nimi do kolejnych transz gości, nie organizując jednej debaty, a nieomal kilka równoległych. Zwłaszcza przy okazji tak szczególnego, co tu dużo mówić trudnego tematu jak system emerytalny, to recepta bardziej na chaos niż sukces. Owszem robili co się da aby to porządkować, ale aktor Piotr Machalica wyznający pod koniec, że się pogubił, miał moje zrozumienie. Może wszystko wzięło się stąd, że nie dopisał Leszek Balcerowicz odmawiający starcia ministrowi Rostowskiemu. Może mecz tych dwóch gigantów uporządkowałby program? Może...

Na dokładkę - proszę nie rozumieć mnie jako reprezentanta korporacyjnych interesów dwóch kategorii: polityków i dziennikarzy. Jak widzę  na ekranie Niesiołowskiego zderzanego z Kurskim albo z Senyszyn, wyłączam natychmiast. Albo tamte wymienione przeze mnie grupy przy swoich licznych wadach mają jedną zaletę: nauczyły się choć trochę syntetyzować, a nawet wulgaryzować. Ściągać spory przynajmniej bliżej poziomu zwykłego człowieka. Eksperci są za to receptą na  jeszcze więcej utrudnień. I z Bogusława Grabowskiego i z Aleksandry Wiktorow można pewnie coś wycisnąć, ale nie w takim zawrotnym tempie, i przy tylu komplikacjach.

Jestem ciekaw, czy w następnych programach Zając i Ziemiec (którego ciepłym inteligentnym rozmowom z rozmaitymi niepolitycznymi postaciami niedawno serdecznie kibicowałem) wybrną z obu pułapek: formy i nadmiernego "ekspertyzmu". Trzymam za nich kciuki. Jest jeszcze jedno pytanie: czy spróbują choć trochę wypełnić tematyczną lukę, którą pozostawia po sobie Pospieszalski. On był subiektywny i gorący. Oni są mili i trochę przezroczyści. Ale czy sięgną po najważniejsze debaty polityczne i etyczne współczesnej Polski i Europy? Ano zobaczymy - telewizyjne otoczenie niespecjalnie sprzyja.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych