Spalić! Zniszczyć! Zagłuszyć! Po jednej stronie racjonalny wywód. Po drugiej - szaleństwo. Zaremba o "Cenie przetrwania"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Recenzja książki Romana Graczyka "Cena przetrwania. SB wobec Tygodnika Powszechnego".

 

Graczyk opluwa żywych a pamięć o martwych bezcześci. Teza książki jest bowiem następująca: "Tygodnik Powszechny" przetrwał dzięki temu, że wiele ważnych postaci współpracowało z SB. Pytanie zasadnicze: czy było warto? Odpowiedź: raczej nie. Dowody współpracy nieomal żadne, jednak dla Graczyka "Tygodnik Powszechny" był częścią systemu komunistycznego. I to jest zasadnicza konkluzja.

Zacząłem swoją recenzję książki Romana Graczyka "Cena przetrwania? SB wobec Tygodnika Powszechnego" od przydługiego cytatu z innej recenzji - Marcina Króla w najnowszym "Wprost". Dlatego, że ta książka żyje co najmniej w tym samym stopniu dzięki swojej treści, dzięki ustaleniom autora, co dzięki takim właśnie opiniom.

Zasmucającym zważywszy na to, że profesor Król miał 30 lat temu opinię chłodnego spokojnego badacza myśli politycznej, a dziś stał się rozemocjonowanym rzecznikiem fobii i miłości swojego środowiska.

Podejrzewam, że do książki zaledwie zajrzał, ale oczywiście ma zdanie. Tak zresztą jak rzucą też na nią ledwie okiem ci, którzy uderzą w nią z dokładnie przeciwstawnych pozycji. Albo też będą wychwalać, też nie przeczytawszy. Wtedy mogą nawet dojść do takich wniosków, jakie zademonstrował Marcin Król. Wniosków nie mających jednak z książką nic wspólnego.

Graczyk, dawny dziennikarz Tygodnika, nie twierdzi, że przetrwał on dzięki współpracy kilku jego dziennikarzy z SB. Nie głosi też tezy, że nie było warto, choć stawia pytania o cenę kompromisu z władzą. Pytania, które już kilkadziesiąt lat temu stawiał chociażby Andrzej Micewski w swojej słynnej książce pod wymownym tytułem "Współrządzić czy nie  kłamać". Te rzekome twierdzenia Romana Graczyka wymyślił sobie Marcin Król uprawiając starą jak świat metodę dyskusji: z wymyślonymi tezami. Tak łatwiej i poręczniej. Można się oburzać do woli.

Po pierwsze Roman Graczyk dotknął pytania, czym był "Tygodnik Powszechny", katolickie pismo prowadzone przez jeden i ten sam zespół ludzi przez cały PRL (z przerwą w latach 1953-1956). Odpowiedź nie zadowoli prawicowych radykałów, którzy orzekną po latach: był zdradą, kolaboracją z komunizmem.

Ale nie zadowolą też tych wszystkich, którzy abstrahując kompletnie od faktów i źródeł przekonywali nas zawsze, że była to gazeta opozycyjna czy półopozycyjna. Nie była, bo być nie mogła. Ani w roku 1949, ani powiedzmy 1963, opozycyjnej gazety komuniści na polski "rynek" prasowy po prostu by nie wpuścili. Lekko kontestującego w czysto politycznym sensie stosunku do rzeczywistości Tygodnik zaczął nabierać dopiero w drugiej połowie lat 70. Po roku 1980 stał się za to gazetą "Solidarności". Wtedy też zaczął modelować swoją wcześniejszą legendę.

Graczyk przypomina oczywistości, które oczywistościami nie były. Z roku 1953 zapamiętano niezgodę redakcji na zamieszczenie pochwalnego tekstu o zmarłym właśnie Józefie Stalinie (to z tego powodu zabrano pismo na trzy lata Jerzemu Turowiczowi i jego kolegom), ale nie pamiętano tekstu zaledwie o kilka tygodni wcześniejszego, w którym ta sama redakcja potępiała księży oskarżonych w sfingowanym od początku do końca procesie Kurii Krakowskiej. Czy było warto pisać takie teksty po to żeby mogły się ukazać inne - o historii, filozofii, religii - choć trochę wolne od marksistowskiej sztampy? Graczyk w ogóle na to pytanie nie odpowiada. W ujęciu takich ludzi jak Król samo pytanie jest niestosowne. Pytać, dyskutować nie należy. Nawet tak delikatnie.

Opisując czasy po roku 1956, Roman Graczyk przypomina to, co dla człowieka jako tako obeznanego z historią PRL: że Tygodnik był prasowym zapleczem grupy "Znak", a ta prowadziła grę z władzą. Grę, na której katolickie środowiska, a czasem i sam Kościół mogły skorzystać, ale które miały swoją cenę. Stanisław Stomma, Jerzy Turowicz i inni naprawdę zaangażowali się w popieranie Władysława Gomułki, potem Edwarda Gierka, naprawdę okupywali tą współpracę na wpół propagandowymi przemówieniami i artykułami. Nie była to pełna uległość - publicystom snującym analogie z Paxem przypomnę interpelację posłów Znak z 1968 roku broniącą pałowanych studentów, ale też na przykład interwencje posła Znak Tadeusza Mazowieckiego po Grudniu 70, aby zbadać okoliczności tej masakry.

Paxowcy takich zwarć z władzą unikali, mieli całkiem inny pomysł na symbiozę z komunizmem. Ale była to współpraca w wielu wypadkach daleko posunięta, I znów - Graczyk o tym tylko przypomina. Król zamknąłby mu usta banałami, że Tygodnik był pismem chrześcijańskim i personalistycznym.

Zwłaszcza, że z poglądów i zaangażowań redakcji wynikały różne konsekwencje. Ich walka o zaaplikowanie Polsce soborowych nowinek doprowadziła ich kilka razy do sytuacji, gdy stali się narzędziem w rękach władzy. Na przykład w jej rozgrywce z Prymasem Wyszyńskim. I znów Graczyk nie występuje jako surowy sędzia. Przeciwnie jako człowiek o liberalnych poglądach, w napięciach między Tygodnikowcami a bardzo stanowczym Prymasem rozumie ich, wręcz trzyma ich stronę. Ale zgodnie z prawdą historyczną pokazuje ten kontekst. Pyta, również ustami ówczesnego Kisiela, czy nie dawali się wykorzystać. A pytać nie powinien. Kolejny temat tabu.

Dopiero po tych rozważaniach dochodzimy do tematu obecności SB w redakcji Tygodnika. To całkiem oczywiste, że taka redakcja była dla policji politycznej totalitarnego państwa celem szczególnej ekspansji. W efekcie starano się pozyskać wiele osób, i często się udawało.

Donosił dyrektor administracji, i skromna korektorka, pracownik techniczny i kilku aktywnych działaczy Klubu Inteligencji Katolickiej. Różne motywy, różne ludzkie historie, często przygnębiające, a opisane z maksymalną delikatnością i wyczuciem psychologii. Ale opisane także bez cenzury, gdy dochodzimy do przykładów ludzkiej małości, czasem podłości. Ludzie Tygodnika w imię legendy sprzeciwiali się rozważaniom tego typu w ogóle. Ale gdybyśmy tego nie roztrząsali, nie byłoby w ogóle badań historycznych. Historia nie składa się z samych przyjemnych wieści.

Nota bene Graczyk opowiada też sporo historii optymistycznych - kiedy to różni ludzie z kręgu Tygodnika odmawiali współpracy, albo szybko się z niej wykręcali. Podważa tym samym mit wszechwładnej Służby Bezpieczeństwa, który ma rzekomo wynikać z tych dokumentów, Pokazuje jak niektórym, zagrożonym presją czy szantażem, trudno się było oprzeć, ale trudno też było przystać na współpracę. Jak umieli zaryzykować.

Tu jednak pojawia się problem: bo skoro jedni mogli się oprzeć, jak osądzić tych innych, którzy pisali donosy wiele lat, często grzesząc nadgorliwością i realnie szkodząc bliskim sobie ludziom? Dlatego, w imię unikania podobnych pytań, mówi nam się: to bagno, szajs, niewart studiowania, niewart lektury, niewart uwagi.

Dochodzimy do najtrudniejszej do przełknięcia części książki: drobiazgowej analizy kontaktów ze Służbą Bezpieczenstwa kilku czołowych postaci z redakcji Tygodnika: Mieczysław Pszona, Stefana Wilkanowicza, Marka Skwarnickiego, oraz Haliny Bortnowskiej. Ich kolega redakcyjny Krzysztof Kozłowski zdążył już zażądać:

Papiery na stół!

Król pisze:

Dowody współpracy nieomal żadne.

W moim przekonaniu Graczyk wyłożył na stół wszystkie papiery, jakie w tej sprawie były. To prawda większość dokumentacji dotyczących kontaktów tych postaci z SB się nie zachowała. Ale to co się zachowało, jest zastanawiające i prowokuje do pytań. Graczyk te pytania zadaje, rozmawia też z bohaterami. Odpowiedzią ze strony takich ludzi jak Kozłowski nie jest rzetelna polemika, a krzyk.

Teksty w stylu: Skoro Mieczysław Pszon był człowiekiem prześladowanym przez komunizm, nie uwierzę że... Historia nie jest jednak kwestią wiary. Graczyk obchodzi się ze swoimi bohaterami delikatnie i ci wszyscy, którzy nie znoszą Tygodnika Powszechnego z powodów politycznych będą z pewnością zawiedzeni. W sposób logiczny, wynikający z wiedzy o naturze tych papierów, którą nam precyzyjnie, może aż do przesady objaśnia, ustala co jest do ustalenia. To czego się nie dowiemy, odkłada na półkę z napisem "rzeczy nieustalone". Nie tylko nie insynuuje, ale wątpliwości rozstrzyga na korzyść opisywanych postaci.

Ma niestety pecha, bo w Polsce o tym dyskutować się nie da, Kiedy przykładowo Graczyk przypomina, że dokumentów SB nie sposób weryfikować przy pomocy dokumentów innych komunistycznych instytucji, np, Urzędu ds Wyznań, bo były to ciała całkiem oddzielne i działające według różnych logik, odnosi się do modnej argumentacji kół antylustracyjnych, która padała choćby przy okazji sprawy księdza Mieczysława Malińskiego. Zresztą jednego z pomniejszych bohaterów tej książki. Ale takie przekonywanie zakłada minimalną dobrą wolę drugiej strony. Tymczasem ci co mówili: "sprawdźcie dokumenty Urzędu ds Wyznań", mogli powiedzieć cokolwiek. na przykład: sprawdźcie dokumenty bo ja wiem, może krakowskiego ZOO, gdyby nie brzmiało to absurdalnie. Ich celem jest zamulenie, zamglenie, wywołanie wrażenia, że dowiedzieć nie możemy się niczego.

Niektórych bo inni są jeszcze bardziej prostoduszni. Oddajmy głos Marcinowi Królowi:

Jeden z redaktorów obecnego "Tygodnika Powszechnego" mówił kilka dni temu w radio, że są dwie szale: z jednej zasługi "Tygodnika", z drugiej współpraca z SB, bez której tych zasług by nie było. Ale myli się ów człowiek bardzo. Współpracy nie było, kontakty ze wszystkimi istniejącymi władzami być musiały, jednak przede wszystkim waga, na której można by to zbadać nie istnieje. Wszystko było po jednej stronie, gdzie był wielki Jerzy Turowicz.

Otóż takiej argumentacji nie pokona się stu stronami naukowych rozważań o naturze esbeckich papierów. Pan Król odmawia dyskusji, a odmawiając poprzestaje na gombrowiczowskim okrzyku: "Jerzy Turowicz wielkim człowiekiem był". Turowicz, który nota bene rozmawiając z esbekami pokusom współpracy się oparł, co ten sam Graczyk precyzyjnie i na konkretnym przykładzie pokazuje.

Ale co tam przykłady! Spalić! Zniszczyć! Zagłuszyć! Trudno się dobrze czuć w takiej atmosferze.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych