Czabański: "Widać wyraźnie, że Polska wycofuje się rakiem zawsze, gdy Rosja prycha, warczy lub wręcz mówi: nie rusz, to moje!"

PAP
PAP

Krzysztof Czabański analizuje na łamach "Rzeczpospolitej" polską politykę zagraniczną. Artykuł "Polityka, strach i ruble" rozpoczyna od  - jak sam to określa - bajki:

Dawno, dawno temu, gdy Polska była we władzy krwawych Kaczorów, młodziutki książę Radosław, zwany przez przyjaciół Radkiem, wyraził się mało pochlebnie o gazowych więzach przyjaźni między naszymi największymi sąsiadami. Ich głównym od wieku problemem jest to, iż nasz kraj odgradza ich (dosłownie) od trwałego padnięcia sobie w ramiona.

Gdyby nie my, Niemcy i Rosja stworzyłyby wzorcowy dla świata model przyjaźni między sąsiadami. No, a tu ten Radek palnął, jakby go Kaczory szalejem nakarmiły. Na szczęście wróżka Tefałena ujawniła mu w kryształowej kuli, że dni Kaczorów są policzone, a miłościwie nam panujący Kaszuba Słońce Peru uświadomił, że lepiej z możnymi tego świata iść przez życie w zgodzie. Książę Radek nie zmarnował okazji, żeby na zabój zakochać się w Moskwie. Nie można zresztą wykluczyć, że w tej miłości po cichu sekunduje mu Wielki Wódz Obama.

Później Czabański zostawia bajkę na boku, i przechodzi do konkretów. Jak zauważa, w 2008 r. polska polityka zagraniczna "zrobiła zwrot przez rufę", odrzucając wszystko, co nowego i dobrego wypracował Lech Kaczyński wraz z Jarosławem. Co jednak być może nawet ważniejsze, "odrzuciła nawet to dobre, czego jeszcze wcześniej dokonał Aleksander Kwaśniewski":

Świadczą o tym co najmniej trzy charakterystyczne – ale i o kluczowym znaczeniu – posunięcia rządu Donalda Tuska: ścisłe współdziałanie z tą grupą polityków amerykańskich, którzy postanowili wycofać Polskę z systemu tarczy antyrakietowej, przyjęcie koncepcji stosunków wyłącznie dwustronnych z Rosją w miejsce tych via Unia Europejska, wycofanie Polski z gry o pozycję lidera Europy Środkowej oraz z aktywności na południu byłego ZSRR i oczekiwanie w zamian wdzięczności Berlina, Paryża i Moskwy.

Zdaniem Czabańskiego, wszystkie posunięcia polskiego MSZ mają wspólny mianownik: "rezygnację z prowadzenia polityki samodzielnej, suwerennej, na rzecz oddania inicjatywy możnym tego świata":

Najzabawniejsze jest to, że możni tego świata nie spodziewali się tak hojnego daru. Może prócz Francuzów, którzy nigdy nie ukrywali, że Polska ma prawo do milczenia. I tylko do tego. No, może jeszcze oprócz Rosjan, dla których taka postawa polskiego rządu jest prawdziwym darem z nieba. Bo też – jak pokazują losy umowy gazowej między Polską a Rosją – dziś dla Warszawy ostateczną instancją jest Moskwa.

Były prezes Polskiego Radia ocenia, że aby dogodzić w sprawie gazu Moskwie, rząd "Tuska i Pawlaka potrafił przeciwstawić się Berlinowi, Brukseli i mass mediom, które przecież nie zostawiły suchej nitki na polsko-rosyjskim kontrakcie gazowym":

Nawet – a tak było w sprawie wspomnianej umowy – gdy do porządku próbują nas przywołać i Komisja Europejska, i Niemcy. Zaiste, prześmieszne to by było wielce, gdyby nie w istocie tragiczne, że aby dogodzić Moskwie, rząd Tuska i Pawlaka potrafił przeciwstawić się Berlinowi, Brukseli i mass mediom, które przecież nie zostawiły suchej nitki na polsko-rosyjskim kontrakcie gazowym.

W sumie nie jest dobrze:

Gdyby na bok odłożyć słowa, a zająć się samymi czynami, to widać wyraźnie, że Polska wycofuje się rakiem zawsze, gdy Rosja prycha, warczy lub wręcz mówi: nie rusz, to moje! To nie przez przypadek Warszawa straciła na znaczeniu w państwach bałtyckich, na Ukrainie czy w Gruzji. Nie jest też przypadkiem to, że śp. prezydent Lech Kaczyński był w Moskwie postrzegany jako śmiertelny wróg: wszak to on swoim działaniem powstrzymał upadek Gruzji i przejęcie jej przez promoskiewski reżim. (...) To on także był, razem z Jarosławem, architektem gier politycznych, które przeciwdziałały odzyskiwaniu przez Rosję wpływów czy wręcz dominacji w Europie. Nie tylko Środkowo-Wschodniej.

Czabański zauważa, że "władcy Rosji mieli wiele istotnych powodów, żeby marzyć o zniknięciu Kaczyńskich ze sceny politycznej":

Jak pisali o prezydencie RP w swoich gazetach w przeddzień katastrofy w Smoleńsku: „wpycha się do Katynia opętany rusofobią paranoik". Było dla nich ważne, żeby zniknęły wszystkie elementy i pozostałości polityki Kaczyńskich, w tym również polityka historyczna (co, swoją drogą, jest na rękę Niemcom starającym się napisać na nowo historię II wojny światowej i zminimalizować swoją odpowiedzialność za zbrodnie wojenne).

Dlaczego zatem, pyta Czabański, Tusk nie zmienia swej polityki, skoro nie uzyskał nic?

To dobre pytanie. Odpowiedź jest jednak brutalnie oczywista: partia rosyjska nie ma we współczesnej Polsce godnego siebie przeciwnika.

Czabański zastanawia się również nad sensem ujawnianej niekiedy argumentacji rządu, zgodnie z którą faktyczną dekoniunkturę w polityce zagranicznej (związaną z polityka Baracka Obamy) należy po prostu przeczekać, "przytulając się do silnych" i "zachowując się tak, "jakby Rosji nie było". W nadziei na lepsze czasy.

Nie jest wykluczone, że Tusk i Sikorski postępują zgodnie z tą radą. Schodzą Rosji z oczu. Cóż za paradoks, jeśli są to skutki wezwania, żeby budować wobec Rosji politykę bez strachu!  (...)

Moskwy nie da się przeczekać. I nie można udawać, że jej nie ma, bo codziennie doświadczamy jej polityki. A jeśli oddamy jej pola, to niezależnie od powodów takiego zachowania (a ten o polityce nieinspirowanej strachem jest bardzo uprzejmy; są możliwe interpretacje znacznie gorsze) tracimy naszą pozycję międzynarodową i z kraju suwerennego popadamy w wasalność.

Czabański odnosi się również do  - jak to określa - "jednego z przesądów", któremu ulega rząd Tuska. Chodzi o przekonanie, że "aby mieć dobre stosunki z zachodnimi stolicami, należy ułożyć sobie relacje z Rosją".

Jednak sytuacja w istocie jest inna. Dopóki Rosja nie przekształci się w państwo demokratyczne, przestrzegające praw człowieka i zasad gospodarki wolnorynkowej, jest skazana na konflikt z cywilizacją zachodnią.

Obecna Rosja jest dla Waszyngtonu, Berlina i Paryża ciałem obcym; nawet jeśli część tamtejszych elit chciałaby Władimirowi Putinowi i Dmitrijowi Miedwiediewowi wszystko wybaczyć. Państwo, dla którego normalnym jest mordowanie przeciwników politycznych i zbrojne najeżdżanie sąsiadów, nie będzie przyjęte do rodziny krajów cywilizowanych. Trzeba o tym pamiętać, gdy rozważamy możliwości naszej polityki zagranicznej.

To Rosja, przekonuje publicysta, jest w większej niż Europa potrzebie:

To kraj o niewydolnej gospodarce (gigantyczne ruble zarabia na sprzedaży surowców, głównie energetycznych, a ich cena może z dnia na dzień ulec gwałtownemu obniżeniu ze względu na odkrycia złóż łupkowych w kilku miejscach na świecie), przestarzałych i w gruncie rzeczy autorytarnych instytucjach i strukturach politycznych, malejącej liczbie ludności, zagrożony utratą znacznej części terytorium na rzecz Chin.

"W tym sensie Rosja jest państwem słabnącym" - uważa Czabański.

Putin i Miedwiediew muszą grać z Europą. I tu właśnie otwiera się pole gry dla Polski. Poddanie się Rosji – a niestety tylko to widzimy w wykonaniu rządu PO i PSL – może sprowadzić na nas jedynie klęskę.

Sil

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych