Budzi zdumienie łatwość, z jaką polskie liberalne kręgi potępiające do pewnego czasu reżim płk Putina, zmieniły postrzeganie Rosji. Wolności obywatelskie, prawa człowieka, cały ten bogaty retoryczny repertuar języka lewicowych i liberalnych wolnomyślicieli uległ stępieniu, a „Krytyka Polityczna", modne pismo młodych nonkorformistów i ideowców z dziada pradziada, zajęła się tropieniem przemocy systemu ..... w Meksyku. Rosja jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestała być państwem niebezpiecznym dla wolności.
Cała ta sytuacja ujawnia pewną zasadę gigantycznej hipokryzji (tak już oczywistej, że tylko pożyteczny idiota może jej nie zauważyć): jak ta retoryka służy utrwalaniu przemocy systemu oligarchicznego, co oznacza, że Polska jest we władaniu różnych sitw. Te sitwy wytwarzają przekonanie, że wszystko, co patriotyczne i narodowe jest faszystowskie. Wystarczy przypomnieć sobie jakim znaczeniem przez dziesięciolecia komunizmu obdarzane było słowo "faszysta", aby zdać sobie sprawę, że komunizm jako zasada mentalna wcale się nie skończył, skoro jest ono cały czas w użyciu.
Komunizm jako ideologia był po prostu swoistą techniką dezinformacyjną dla czystej brutalnej technologii władzy, która nie ma ograniczeń i wszelkie ograniczenia znosi, stosując szeroki wachlarz środków od dopuszczenia do profitów władzy po fizyczną likwidację.
Dlaczego te sitwy nienawidzą państwa narodowego? To proste. Demokratyczne państwo narodowe to twór polityczny, w którym w sposób najpełniejszy możliwa jest realizacja wolności obywatelskich. A to oznacza, że respektowane są interesy w miarę szerokich rzesz obywateli (tych faszystów!), czyli złamany jest na przykład monopol korporacji prawniczych, ograniczona potęga skorumpowanej urzędniczej biurokracji, a udzielni postkomunistyczni biznesmeni, uwłaszczeni na tym, co dało się zagarnąć, nie trzęsą polską powiatową jak znany filantrop senator Henryk Stokłosa.
Ponieważ komunizm został wprowadzony do Polski na bagnetach radzieckich żołnierzy, a ciągłość władzy w Rosji z komunizmem została zachowana - co jest widoczne na internetowej stronie FSB: w jednym szeregu wśród szefów tej instytucji Feliks Dzierżyński, Ławrientij Beria i Władimir Putin. Zmieniały się co prawda nazwy, ale ideowa ciągłość instytucji została zachowana) - oczywistym jest, że warunkiem tej demokratycznej przemiany Polski jest możliwie największa niezależność od Rosji, jako kraju, który wraz z ekonomią eksportuje za granice „kulturę mafijną", czyli kulturę sitw.
Doskonale rozumiał to prezydent Lech Kaczyński. Ale teraz mamy w mediach ofensywę treści nawołujących do wielkiego zbliżenia. Prezydent Komorowski, źródło mądrości, nawoływał, abyśmy pomogli Rosji się modernizować. Pierwsze skrzypce w tym procesie zbliżenia gra, zawsze w awangardzie postępu, „Gazeta Wyborcza". To, że w tej gazecie kilka lat temu pojawiły się artykuły szkalujące FSB o dokonanie zamachów na domy mieszkalne w Moskwie, nie przeszkadza teraz pisać o konieczności pojednania i nowego otwarcia.
Gdy w zeszłym tygodniu w piątek przejrzałem, piątkowe wydanie „Gazety Wyborczej" miałem wrażenie, że mentalne zostałem teleportowany do lat pięćdziesiątych XX wieku. Na pierwszej stronie widniał napis „Katyński przełom. Rosjanie zrehabilitują zamordowanych polskich oficerów". Wielkie to wydarzenie historyczne, chce nas przekonać „Gazeta" destanilizacja Rosji 57 lat po śmierci Stalina za sprawą Katynia!
Otwierając gazetę zdało mi się, że będzie tam obszerne sprawozdanie z wystąpienia towarzysza Chruszczowa na słynnym plenum, na którym poddał on krytyce Stalina obciążając go zbrodniami systemu. Nie znalazłem co prawda towarzysza Chruszczowa, ale w zamian, komentarz Wacława Radziwinowicza pt.: „Katyń zmienia Rosję". Wzruszyła mnie mesjanistyczna wiara redaktora „Wyborczej" w siłę ofiary polskich oficerów przemieniającej serca funkcjonariuszy FSB.
Warto wspomnieć, że sam Chruszczow stalinista odpowiedzialny za ludobójstwo na Ukrainie, odchodził wraz z partią od linii stalinowskiej, tylko dlatego że komuniści zdali sobie sprawę, że przy tej skali terroru, wkrótce wybiją całą ludność ZSRR i nie będzie kim rządzić. To była główna przyczyna pierwszej destalinizacji. Po Chruszczowie przyszedł Breżniew. Zatrzymał destalinizację. Potem był Gorbaczow z drugą destalinizacją, którą przerwał Putin. Teraz pojawił się Miedwiedwiew, który przeprowadza trzecią z kolei destalinizację.
Wcześniej wielokrotnie oznajmiano, że stalinizm się skończył. Jest w końcu ten stalinizm w Rosji, czy go nie ma? Chyba jednak jest, skoro redaktor Radziwinowicz pisze o potrzebie destalinizacji? Czy ma on świadomość, że postawienie tak mocnej tezy jest bardzo ryzykowne Znaczy ona tyle, że Pierestrojka czy Głasnost była propagandowym zabiegiem na użytek pożytecznych idiotów, bo żadnej destalinizacji nie było.
Odnoszę wrażenie, że budząc nadzieje na destalinizację Rosji, (która już kilka razy się przecież odbyła!) za sprawą Katynia, środowiska "Gazety Wyborczej", używając właśnie tak mocnego określenia jak "destalinizacja", odwraca uwagę od procesu restytucji w Polsce porządku neokomunistycznego, swoistego NEP –u. Dla kapitalistów o rodowodzie komunistycznym wszystko, co narodowe stanowi zagrożenie dla ich monopolu ekonomicznego i politycznego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/110250-wczesniej-wielokrotnie-oznajmiano-ze-stalinizm-sie-skonczyl-jest-w-koncu-ten-stalinizm-w-rosji-czy-go-nie-ma
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.