Niech w rocznicę katastrofy smoleńskiej przy Krakowskim Przedmieściu zgromadzą się ludzie wolni, doświadczeni zbiorową tragedią, ale dumni ze swojej polskości

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP
Fot. PAP

Mam na imię Anatol i przyjechałem z Wygwizdowa. Tę formułkę, powtarzaną przez uczestników telewizyjnych programów rozrywkowych, można uznać za symbol medialnego centralizmu. Mieszkańcy polskiej prowincji przyjeżdżają do Warszawy, żeby zademonstrować swoje atuty intelektualne, wokalne, taneczne albo cielesne, a przy okazji utopić własną indywidualność w uniwersalnym stylu mediów. A nuż zostaną zauważeni i zrobią karierę w show biznesie, reklamie, modzie czy dziennikarstwie tabloidowym. (...)

Uciekinierzy z prowincji stają się nomadami, koczownikami przemieszczającymi się po całej Europie. Większość z nich już niczego w życiu nie osiągnie, nie zbuduje domu, nie posadzi drzewa, nie spłodzi syna. Nie zrobi nawet wymarzonej kariery, bo tę też trzeba budować cierpliwie w konkretnym zawodzie. Jedni będą do śmierci biegać na castingi, inni na starość wrócą do Wygwizdowa z wielkim żalem do świata, że zignorował ich wyjątkową wrażliwość.

Ktoś powie, że moje obiekcje wynikają z mentalności buraka, który przez całe życie zamierza tkwić w rodzinnej ziemi. Bardzo słusznie. Kaszubi, z których się wywodzę, nie są przesadnie mobilni. (...)

Podejrzewam, że łączy nas – mieszkańców Polski prowincjonalnej – doświadczenie opisane przez Jarosława Marka Rymkiewicza: „Kto kupuje kartofle i brukselkę na milanowskim targu u pani Basi (która myśli dokładnie tak jak ja), ma więcej niepodległości niż ktoś taki, kto biega po warszawskich galeriach handlowych". Doświadczenie wolności, która pozwala myśleć i żyć po polsku. Twardo stąpać po ziemi, mając świadomość uczestnictwa w sztafecie pokoleń. Cieszyć się z narodzin dziecka, przyzwoitego utargu albo pięknej pogody. Płakać wobec tragedii. Poszukiwać prawdy o świecie, a nie medialnego efektu.

Tacy jak my nie jeżdżą do Warszawy, żeby przejrzeć się w oku kamery. Nie marzą o gwiazdce z nieba, bo wystarcza im gwiazdozbiór nad głową. Pamiętają, że ich okolica jest miniaturą kosmosu i gdyby ją porzucili, straciliby orientację. Nie wiedzieliby już, co święte, a co zwyczajne, co dobre, a co złe, co mądre, a co głupie. Są jednak chwile, gdy trzeba wsiąść do pociągu i tę prowincjonalną polską niepodległość przewieźć do centrum. Dać wyraz solidarności, która jest w stanie przezwyciężyć medialny przekaz i na nowo uczynić z Polaków wspólnotę. Takim dniem będzie 10 kwietnia. Niech w pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej przy Krakowskim Przedmieściu zgromadzą się ludzie wolni, doświadczeni zbiorową tragedią, ale dumni ze swojej polskości. Bądźmy tam razem.


Cały felieton na stronie "Gościa Niedzielnego"

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych