Parasolka i kaszalot dla Komorowskiego. "Ja rozumiem tanie państwo, ale przecież obywatele mogą się zrzucić"

Podoba mi się pomysł ufundowania przez społeczeństwo polskie- w darze zbiorowym- parasola (sztuk jeden) dla prezydenta Komorowskiego. Żeby następnym razem dla Sarkozy'ego czy innych nie zabrakło ochrony przed deszczem. Ja rozumiem tanie państwo, ale przecież obywatele mogą się zrzucić. Przed II wojna światową Polacy zrzucali się na haubice i czołgi, to teraz mogą na prezydencką parasolkę. Z czołgów mieli się bronić przed Niemcami, ale teraz czasy się zmieniły i prezentem- parasolem można osłonić niemiecką kanclerz, albo i rosyjskiego cara, przepraszam, prezydenta. Kiedyś poddani przynosili władcy, kto co mógł: chleb, miody pitne, skóry z niedźwiedzia, a teraz wystarczy parasolka. Ma ona co prawda jedną wadę; nie da się jej zjeść, ale przecież jej potencjalny właściciel ma takich wad znacznie więcej...Pożytków z takiego prezentu byłoby bez liku. Sarko by się więcej nie wkurzał, AFP „zdjęcia dnia" szukałoby raczej w Iraku, Egipcie, czy Afganistanie, a nie w Polsce, Komorowski mógłby udawać człowieka dobrze wychowanego, a nie rozumiejący racji stanu dziennikarze i politycy opozycji nie musieliby strzępić języka o próżnicy. Same zalety, zero minusów.

I tylko jedno zastrzeżenie: obywatele mogliby zwariować i zamiast parasolki kupić władcy taczki albo balon, co by poleciał i więcej nie wracał. Tak więc trzeba jednak na obywateli uważać, trzeba kontrolowac poddanych, bo jeszcze jaki numer wykręcą... Choćby przyniosa prezydentowi dmuchanego, gumowego kaszalota ot, żeby przypomnieć władcy, że cenią jego świetne poczucie humoru i że jego dowcipy o duńskich kobietach- kaszalotach były naprawdę prima i pierwszy sort. Taki fajny facio ten nasz gajowy.