1. Wczoraj w Najwyższej Izbie Kontroli odsłonięta została tablica upamiętniająca byłego prezesa Izby śp. Lecha Kaczyńskiego. Jego Imię otrzymała też Sala Kolegialna NIK.
Byłem na tej uroczystości.
2. Lech Kaczyński był prezesem NIK w latach 1992-95. Objął urząd po śp. prezesie Walerianie Pańko, który po kilku miesiącach urzędowania zginął w tragicznym wypadku drogowym. Dwaj dawni prezesi Izby skończyli życie w tragicznych okolicznościach....
Lech Kaczyński przeprowadził NIK w nowe czasy. Zachował to, co było w niej dobre (bo NIK z czasów PRL-u miał swoje dobre strony) zmienił to, co trzeba było zmienić i stworzył podstawy nowoczesnej kontroli państwowej w Polsce (te podstawy, które zmianami w ustawie obecna koalicja PO-PSL-SLD właśnie skruszyła).
Przede wszystkim jednak Lech Kaczyński przygotował i przeprowadził przez nieprzychylny Mu wtedy Sejm nową ustawę o NIK. Tę ustawę, która wprowadziła kadencyjność prezesa i pozbawiła Go funkcji.
3. Zostałem prezesem NIK po Lechu Kaczyńskim.
Już nie będę wspominał wszystkich perypetii związanych z moim wyborem, w Sejmie zostałem wybrany głosami SLD-PSL, ale w Senacie SLD wycofało się z poparcia, a zatwierdzenie mojej kandydatury nastąpiło głosami senatorów PSL i Solidarności.
23 czerwca 1995 roku złożyłem w Sejmie przysięgę, a potem miałem przejmować Izbę z rąk Lecha Kaczyńskiego.
Kaczyński czekał na mnie w NIK ze swoimi współpracownikami.
Miała się odbyć stosowna celebra, która jednak się odwlekała, bo Marszałek Zych gdzieś się zawieruszył i nie miał mnie kto wprowadzić do NIK, a sam nie mogłem przecież pojechać i powiedzieć - dzień dobry, ja tu jestem prezesem, którędy do gabinetu.....
Mijały godziny, ja zaprzysiężony już prezes NIK posiedziałem sobie trochę w bibliotece (ustawę o NIK poczytałem, żeby się z grubsza zorientować, czym mam kierować), trochę pochodziłem po ogrodach sejmowych, potem znów w bibliotece, godziny mijały, a Zycha nie ma! Gdzieś pod wieczór dopiero zlitował się nade mną wicemarszałek Cimoszewicz i mnie do tego NIK-u zawiózł i wprowadził. Lech Kaczyński już jednak nie czekał i wcale mu się nie dziwię, też bym upokarzająco nie czekał tyle godzin...
Był to nieprzyjemny zgrzyt, nie z mojej winy zaistniały, ale Lech Kaczyński miał powody się obrazić. Wyglądało to przecież tak, jakbym nie chciał się z nim spotkać.
4. Gdzieś po miesiącu urzędowania zaprosiłem byłego prezesa Lecha Kaczyńskiego na osobistą rozmowę. Współpracownicy odradzali - obrażony jest, nie przyjdzie.
Przyszedł.
To nie była łatwa rozmowa dla mnie i dla Niego chyba też. Lech Kaczyński bardzo się związał z Izbą, to było zresztą widać przez długie lata potem, także wtedy, gdy już był Prezydentem Rzeczypospolitej, NIK to było jego oczko w głowie.
A ja wtedy, w 1995 roku byłem w roli obcego człowieka, który nagle wszedł w Jego buty i chodzi po Jego gospodarstwie. Takie są mechanizmy psychologii, że następców zazwyczaj się nie lubi.
Lech Kaczyński nie okazał mi tego nigdy. Wręcz przeciwnie, powiedział mi o Izbie wiele ważnych rzeczy, przedstawił swoje zamiary, swoją wizję Izby, wyraził nadzieje, że może nie odrzucę wszystkiego, co On zamierzał zrobić.
Nie odrzuciłem.
5. 1995 rok to był szczyt potęgi lewicy w Polsce, czas Kwaśniewskiego, jak bystra woda rwącego do prezydentury. Rządząca lewica nie mogła darować Kaczyńskiemu dociekliwych kontroli. Oczekiwali ode mnie pełnej "dekaczyzacji" NIK. Usłużni i życzliwi podsyłali całe listy "kaczystów" do zwolnienia. Podarłem je i wyrzuciłem bez czytania. Zapamiętałem tylko jedno nazwisko, które tam było - Władysław Stasiak. Świętej pamięci Władysław Stasiak.
We wspomnianej rozmowie zapytałem Lecha Kaczyńskiego, żeby wskazał ludzi, na których szczególnie Mu zależy, żeby ich nie skrzywdzić przy zmianach kadrowych, jakie były wtedy wprowadzane, Izba przechodziła bowiem reorganizację w związku z wprowadzaniem w życie nowej ustawy.
Kaczyński wskazał pułkownika Józefa Dziedzica, szefa departamentu zajmującego się kontrolami wojska. Dziedzic był kontrolerem, ale też czynnym oficerem i generałowie uradzili, żeby "w nagrodę" za wnikliwość kontroli wziąć pułkownika z powrotem w kamasze. Kaczyński go przed tym bronił i prosił mnie, żebym tę obronę kontynuował.
Kontynuowałem i obroniłem przed wojskiem nie tylko pułkownika Dziedzica, ale i innych wojskowych kontrolerów. Doprowadziłem, że wszyscy oni zostali przeniesieni w stan spoczynku i w ten sposób wprowadzona została w Polsce prawdziwa cywilna kontrola nad armią.
I wskazał jeszcze dyrektora Szyca - brutalnie atakowanego autora kontroli, która suchej nitki nie zostawiła na prywatyzacji Banku Ślaskiego. Szyca zostawiłem, to on potem przeprowadzał mi świetne kontrole prywatyzacji Domów Centrum, Telekomunikacji Polskiej, PZU.
Za innymi pracownikami Kaczyński się nie wstawiał i chyba nie było potrzeby, bo czystki w NIK-u nie było, "dekaczyzacji" też nie przeprowadziłem, a w dawnych współpracownikach Lecha Kaczyńskiego miałem znakomite wsparcie, że wspomnę raz jeszcze nieodżałowanego Władysława Stasiaka.
6. W ciągu 6 lat mojej kadencji Lech Kaczyński może dwa, trzy razy wypowiedział się o mojej działalności krytycznie, ale nigdy napastliwie. Pamiętam, jak się dziwił - jak można będąc prezesem NIK mieć jeszcze czas na pisanie komentarzy do kodeksu karnego (rzeczywiście w 1997 roku w ciągu kilku miesięcy napisałem obszerny, pierwszy na rynku komentarz do nowego wtedy kodeksu karnego).
Zaś na koniec mojej kadencji, już jako Minister Sprawiedliwości, na pytanie Moniki Olejnik o ocenę mojej działalności w NIK odpowiedział po namyśle - Janusz Wojciechowski miał swoje mocniejsze i słabsze strony, po czym opowiedział ciepło tylko o tych mocniejszych. Miło to było usłyszeć od byłego prezesa, który wtedy już triumfalnie powracał do wielkiej polityki.
7. Wrogowie oskarżali i do dziś jeszcze oskarżają Lecha Kaczyńskiego o pamiętliwość, małostkowość, skłonność do urazy. Jakże to fałszywe oskarżenia. Jego stosunek do mnie był najlepszym dowodem, ze nie był to człowiek małostkowy. O to wielogodzinne czekanie z kluczami do urzędu miał prawo obrazić się bez dwóch zdań. Miał prawo nastawić się do mnie negatywnie, jako następcy. Nie obraził się i negatywnie się nie nastawił.
8. Pamiętam jeszcze jedna rozmowę - w lutym 1999 roku, na uroczystościach 80-lecia NIKU-u. Goście już wyszli, obsługa gasiła światła, a Lech Kaczyński siedział ze mną i długo rozmawialiśmy o Izbie, co robić, co kontrolować, co zmienić. Lech Kaczyński nie pełnił jeszcze wtedy żadnej funkcji państwowej, był profesorem prawa pracy, ale NIK kochał... tak, to właściwe słowo, on po prostu kochał te Izbę.
9. Jarosław Kaczyński opowiadał, że Jego Brat ciągle marzył o tym, żeby powrócić kiedyś do NIK.
I wczoraj powrócił, wyryty na kamiennej tablicy...
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/110034-lech-kaczynski-powrocil-do-nik-takze-wtedy-gdy-juz-byl-prezydentem-rzeczypospolitej-nik-to-bylo-jego-oczko-w-glowie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.