Zatrzymani w Rosji dziennikarze usłyszeli: „Straciliście prezydenta, nie uchroniliście go"

Dwaj zatrzymani pod Moskwą dziennikarze „Naszego Dziennika" relacjonują przebieg całego zatrzymania oraz przesłuchania, któremu zostali poddani.

Jak wynika z informacji opublikowanych na łamach „Naszego Dziennika" dziennikarz Piotr Falkowski i fotoreporter Marek Borawski zostali zatrzymani w sobotę pod Moskwą w trakcie wykonywania obowiązków służbowych.

Falkowski i Borawski pracowali nad materiałem dotyczącym rosyjskiego śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Dziennikarzy zatrzymano na osiedlu Siewiernyj (na terenie osiedla znajduje się Dowództwo Wojsk Obrony Powietrzno-Kosmicznej). Właśnie z tym ośrodkiem miało być konsultowane naprowadzanie polskiego Tupolewa.

Dziennikarze chcieli porozmawiać z autorem ekspertyzy chemicznej krwi gen. Błasika i  analizy traseologicznej polskiej załogi. Po zatrzymaniu i wielogodzinnym zatrzymaniu dziennikarze zostali wypuszczeni, po uprzednim zniszczeniu materiału zdjęciowego, zwrócono im także sprzęt.

O kulisach zatrzymania i przesłuchania na łamach naszego dziennika opowiada Piotr Falkowski:

Jaki był bezpośredni powód zatrzymania?
- Przy jednym z obiektów (pałacyków) wojsk obrony powietrzno-kosmicznej, do których podeszliśmy, znajdował się wojskowy w stopniu generała porucznika, który nagle zainteresował się nami. Zabrał mojemu koledze aparat fotograficzny, po czym wezwał oficerów Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Po chwili podjechała do nas terenówka, z której wyszedł ubrany po cywilnemu mężczyzna. Jak się później okazało, był to prokurator. Zanim przyjechali miejscowi milicjanci i funkcjonariusze FSB, którzy zabrali nas na przesłuchanie, chwilę porozmawialiśmy z tym prokuratorem. W pewnym momencie rosyjski prokurator zażartował, że u nas, tzn. w Polsce, jest źle, że straciliśmy naszego prezydenta. Zapamiętałem też jego słowa: "nie uchroniliście go". Próbowałem z nim o tym porozmawiać, ale bardzo szybko zmienił temat. Po chwili przyszli ludzie z ochrony, którzy zabrali nas do pobliskiego budynku. Tam umieszczono nas w pomieszczeniu oficera dyżurnego, gdzie różne osoby zaczęły nas wypytywać o różnego rodzaju kwestie. Była to jednak raczej taka swobodna rozmowa.

Co ich głównie interesowało?
- Pytali nas zwłaszcza o sprawy związane z naszą obecnością w Rosji; jaki jest powód naszej wizyty itp. Pytano nas o to, gdzie pracujemy i jakimi tematami się zajmujemy. Sprawdzali nasze dokumenty, aparat i zdjęcia. Jak im już wytłumaczyliśmy wszystkie interesujące ich kwestie, przyjechali po nas inni funkcjonariusze, którzy zabrali nas na komisariat. Tam znów spędziliśmy około pięciu godzin, podczas których powtórzyła się ta sama procedura, którą kilkadziesiąt minut wcześniej już przechodziliśmy. Tylko tam pytano nas już dokładniej o to, z kim się spotkaliśmy w Rosji i z kim jeszcze mamy zamiar rozmawiać, pytali, jakich znamy ekspertów itp. Na niektóre pytania udało mi się nie odpowiedzieć, gdyż stwierdziłem, że jest to objęte tajemnicą naszego zawodu. Interesowało ich także, po co robimy tutaj zdjęcia, do jakiego artykułu, oraz jakie zdjęcia robiliśmy w Moskwie. Przez cały ten czas funkcjonariusze co chwilę gdzieś wychodzili i kontaktowali się z kimś z góry. Bardzo długo oglądali i kopiowali nasze paszporty i wizy. Gdzieś je wysyłali. Nie wiem, dokąd. Trwało to tak długo również dlatego, że co rusz mylili się i np. zamiast skserować główną stronę paszportu, kserowali moją wizę amerykańską itp. W końcu po blisko pięciu godzinach spisali protokół, który dali nam do podpisu, po czym nas wypuszczono. Wcześniej jednak zebrali różnego rodzaju informacje na nasz temat, w tym m.in. nasze adresy i adres hotelu, w którym się zatrzymaliśmy.

Źródło: Nasz Dziennik
pedro

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych