Cenckiewicz o tym, co wynika z oportunizmu "ludzi inteligentnych, dobrych i patriotów": "ostatecznie zawsze tracimy wszystko"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

"Nasz Dziennik" publikuje rozmowę Agnieszki Żurek i Mariusza Majewskiego z dr. Sławomirem Cenckiewiczem, autorem m. in. książek "SB a Lech Wałęsa" oraz  "Anna Solidarność". Cenckiewicz mówi m. in. o swoim dojrzewaniu do patriotyzmu:

Nie pochodzę z patriotycznej rodziny, moja mama nie była działaczką "Solidarności". Moja rodzina trzymała się z dala od polityki i właściwie od wszystkiego. Odwołując się do pojęcia, które po raz pierwszy przeczytałem w książce prof. Ryszarda Legutki - z własnej woli rekonstruowałem swoją polskość i patriotyzm.

Historyk opowiada, że o wyborze światopoglądu zdecydowały przenosiny rodziny do Gdańska, w 1978 roku. Chwilę później "wszystko się zmieniło", a "historia przyspieszyła".

Cenckiewicz ocenia też swoje doświadczenie związane z IPN:

Po latach pracy w IPN uważam jednak, że państwowy i niejako oficjalny model opisu polskich dziejów się nie sprawdził. Działalność naukowa w IPN podlega tak nieprawdopodobnym ograniczeniom - ingerencjom zewnętrznym i wewnętrznym, ale również autocenzorskim, że nadawanie jej charakteru państwowego zupełnie traci sens. (...)

Politycy chcą instytucji, którą utrzymają na krótkiej smyczy, przewidywalnej, uzgadniającej z nimi kierunki prac badawczych i cykl wydawniczy. Premier Tusk mówił kiedyś o warunkach, które muszą zostać spełnione, aby IPN "miał szansę przetrwać". Kto się temu nie podporządkowuje, zostanie publicznie zlinczowany, nazwany "pistorykiem", "kontynuatorem działań bezpieki", "karłem moralnym", "szambonurkiem" lub "popłuczyną po endecji". To jest repertuar ludzi, którzy aktualnie sprawują w Polsce rządy lub je aktywnie wspierają. Zapewniam, że nie pozostaje to bez wpływu na wolność nauki, kondycję IPN i odwagę cywilną badaczy w nim zatrudnionych. Zaczynają dominować postawy oportunistyczne, chęć nienarażania się, przetrwania na etacie za wszelką cenę. Widać to zarówno w publikacjach, ale też publicznych wystąpieniach i referatach. Związku z tym doszedłem z czasem do przekonania, że IPN winien w zasadzie spełniać dwie funkcje - archiwalną i lustracyjną.

Ciekawa jest opinia Cenckiewicza o oportuniźmie prawej strony:

W polskich warunkach oportunizm ludzi inteligentnych, dobrych i patriotów polega najczęściej na myśleniu, że wyznawane przez nas poglądy są w mniejszości i nie mają szansy konkurować z dominującym liberalizmem. Stąd też - mówią oportuniści - powinniśmy się sami ograniczyć (np. nie napisać artykułu na jakiś temat lub go zmodyfikować w stronę politycznej poprawności), zaprosić ludzi o zupełnie innym światopoglądzie do współrządzenia (np. IPN) i współdecydowania (np. o kierunku badań naukowych), bo w innym razie nie mamy szans na przetrwanie. Ostatecznie zawsze tracimy wszystko - nie napisaliśmy ważnych tekstów, nie wydaliśmy istotnych książek, a osoby, którym powierzyliśmy stanowiska, wręczają nam wymówienia, prześladują w pracy lub ograniczają swobodę badawczą.

Historyk podaje konkretny przykład takiego myślenia:

Kiedy w IPN powstawała książka o Wałęsie, to jeden z jej pierwszych czytelników postulował usunięcie cytatu z dość kuriozalnej wypowiedzi Marii Dmochowskiej na temat szkodliwości lustracji z 1993 roku. Tłumaczono nam - Piotrowi Gontarczykowi i mnie - że jeśli tego cytatu w książce nie będzie, to Dmochowska, która pełniła i wciąż niestety pełni funkcję wiceprezesa IPN, nie będzie protestowała przeciwko naszej książce. Usunęliśmy więc jej wypowiedź. I co się stało? Na kilka dni przed opublikowaniem "SB a Lech Wałęsa" Dmochowska jako wiceprezes IPN napisała listowny donosik do Wałęsy, który ujawnił i odczytał w telewizji Tomasz Lis. To był nieprawdopodobny wręcz akt nielojalności wobec śp. Janusza Kurtyki i Instytutu.

Cenckiewicz opisuje również podziały w środowisku historyków:

Istnieje niewielka grupa historyków, która próbuje zdominować dyskurs historyczny o najnowszych dziejach Polski w przestrzeni publicznej i wykluczyć z debaty naukowców o odmiennych poglądach. Samozwańczym "wodzem" tej grupki jest prof. Andrzej Friszke, który niezwykle ostro, w emocjonalnych słowach atakował zmiany w IPN, jakie zaszły po 2005 r., a które w znaczący sposób spluralizowały sposób myślenia i opisu historii Polski. Mam wprawdzie szacunek dla jego wiedzy i erudycji, przez jakiś okres utrzymywaliśmy nawet serdeczne relacje, ale od jakiegoś czasu jego personalne ataki na prezesa Kurtykę, Jana Żaryna czy moją skromną osobę przekroczyły granice dobrego smaku i obyczaju, nie mówiąc już o dochowaniu fundamentalnej zasady naukowego obiektywizmu i otwartości. Polityczne zaangażowanie i zacietrzewienie widać zresztą w jego pisarstwie (...).

Cenckiewicz tak opowiada o swoich motywacjach w pracy naukowej:

Profesor Andrzej Zybertowicz często mi powtarza: "Pisz książki ważne dla Polski". No i staram się. Jestem ciekaw przeszłości, zwłaszcza tej, która przybliża mnie do odpowiedzi na pytanie, dlaczego dany proces historyczny przybrał taki, a nie inny obrót. Politycy mówią o układach przeniesionych z PRL do wolnej Polski, a ja chcę empirycznie sprawdzić, czy one w ogóle istnieją i na czym polegają. W tym sensie książka o Wałęsie jest swego rodzaju studium układu policyjno-polityczno-prawniczego, który w III RP posiadł wiedzę ekskluzywną o agencie "Bolku", i przez lata zaciekle jej bronił do tego stopnia, że w latach 1992-1995 postanowił wykraść instytucjom państwowym wszelkie materialne dowody agenturalności Wałęsy.

Moje aktualne zainteresowania oscylują natomiast wokół służb wojskowych, central handlu zagranicznego i spółek polonijnych. Uważam, że bez przebadania tego obszaru nigdy nie zrozumiemy procesu transformacji ustrojowej i pierestrojki, jaka dokonała się w Polsce.

Historyk opowiada również o chwili, gdy kilkanaście dni przed 10/04 pokazał Annie Walentynowicz "Annę Solidarność":

Na trzy tygodnie przed śmiercią przyniosłem Annie Walentynowicz całość do przeczytania. Około 700 stron przeczytała w niecałe dwa dni. Nie miała praktycznie żadnych uwag, była wzruszona, płakała... To była dla niej trudna podróż w dzieciństwo, kiedy straciła rodziców i jedynego braciszka, którego zamordowali Sowieci. Moja książka była dla niej jak film całego życia, stąd te łzy. Powiedziała mi, że wykonałem dobrą robotę, przywracając pamięć o wielu bohaterach "Solidarności", których stara się wymazać z kart historii. Tamto ostatnie spotkanie z panią Anną było jednym z najpiękniejszych dni w moim życiu.

Sil

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych