13 na 15 członków Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych chce, by minister infrastruktury odwołał jej szefa Edmunda Klicha. Powód? Jego bierna postawa jako akredytowanego przy MAK, która spowodowała, że rosyjska komisja nie uwzględniła wielu wniosków polskiej strony. Tak, według TVN24, argumentuje w liście do Cezarego Grabarczyka poprzedni szef PKBWL Stanisław Żurkowski. Jego zdanie w wewnętrznym głosowaniu podzieliła prawie cała komisja.
To minister Grabarczyk jest zwierzchnikiem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i to on kilkanaście dni temu zdecydował o pozostawieniu Edmunda Klicha na stanowisku szefa PKBWL na drugą kadencję. Czy teraz – pod presją członków komisji – zdanie zmieni?
Zdaniem Żurkowskiego, Klich nie potrafił "skutecznie uczestniczyć w badaniach prowadzonych przez MAK", co zaowocowało tym, że w końcowym raporcie rosyjskiej komisji pojawiło się "wiele niedociągnięć". Obecny przewodniczący komisji podczas badania katastrofy smoleńskiej miał wykazać się "nieudolnością. "brakiem profesjonalizmu" i "brakiem skuteczności".
Żurkowski zarzuca Klichowi także "nieudolną politykę informacyjną" i naruszenie Konwencji Chicagowskiej poprzez ujawnienie mediom informacji z prowadzonego śledztwa. Miał w ten sposób złamać także zasady etyczne wyznaczone przez ICAO (Organizację Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego) i nowe przepisy UE, dotyczące badania wypadków lotniczych.
Co na to sam Klich? Jak podaje TVN24, szef PKBWL zarzuty Żurkowskiego nazywa oszczerstwami, szkalowaniem bez uzasadnienia i dowodów i zemstą za odwołanie ze stanowiska pięć lat temu.
Pułkownik twierdzi, że katastrofa smoleńska była bezprecedensowa i nie istniały jakiekolwiek wzorce postępowania w takiej sytuacji. Uważa, że został pozbawiony wsparcia przełożonych i musiał sam radzić sobie z mediami. Stwierdził też, że tylko dzięki niemu uzyskano stenogramy rozmów na wieży w Smoleńsku.
Robi się naprawdę ciekawie. Edmund Klich jest chyba najbardziej zagadkową postacią uczestnicząca w wyjaśnianiu smoleńskiej katastrofy. Jeszcze w kwietniu stwierdził, że w rozmowach z Rosjanami występujemy w charakterze petenta. Został za to skarcony przez premiera i na czele komisji wyjaśniającej katastrofę stanął Jerzy Miller, a Klich został jedynie akredytowanym przy MAK.
To on – według wszelkich dostępnych relacji (głównie jego samego) – miał być pośrednikiem między Rosjanami a polskim rządem przy narzuceniu nam konwencji chicagowskiej.
To on po reprymendzie od Donalda Tuska wiele miesięcy bronił dobrej współpracy z Rosjanami i produkował kolejne medialne „wrzutki" – o naciskach w samolocie, o potrzebie sporządzenia profilu psychologicznego pilotów. Jego rewelacje o wejściu do kokpitu postronnej osoby na minutę przed katastrofą stały się początkiem oszczerczej kampanii wobec gen. Andrzeja Błasika.
Kreował się na nieustraszonego w relacjach z Rosjanami. Opowiadał o ostrych pismach, które wysyłał do Tatiany Anodiny w trosce o zabezpieczenie polskich interesów. Jak się okazało, bezskutecznie.
Jeśli teraz straciłby stanowisko z powodów, o których mówią jego oponenci, mógłby się stać wygodnym dla rządu kozłem ofiarnym co najmniej współodpowiedzialnym za skandal z raportem MAK.
Przy okazji dostałby kolejny cios za zbyt długi język w pierwszych dniach po katastrofie i krytykę MSWiA, które nie chciało z nim współpracować.
Coś nam mówi, że minister Grabarczyk zdanie już zmienił i los Klicha jest przesądzony.
znp, TVN24.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/109778-czy-edmund-klich-straci-stanowisko-zbuntowali-sie-prawie-wszyscy-jego-podwladni-dymisja-pulkownika-szansa-dla-premiera
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.