Ważna wypowiedź prof. Thompson: "Polska nie ma żadnych przyjaciół. Tak jak kiedyś Irlandczycy, Polacy mogą liczyć tylko na siebie"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Gdy Putin snuje dalekosiężne plany, nasze władze ekscytują się "piłeczką". Żałosne. Rys. Rafał Zawistowski
Gdy Putin snuje dalekosiężne plany, nasze władze ekscytują się "piłeczką". Żałosne. Rys. Rafał Zawistowski

Portal Arcanów publikuje bardzo ciekawą wypowiedź Ewy Thompson - amerykańskiego literaturoznawcy, profesor Rice University w Houston, redaktor naczelnej kwartalnika „The Sarmatian Reviev". To odpowiedź na ankietę dwumiesięcznika Arcana, która dotyczyła Europy Wschodniej po 2010 roku.

Ewa Thompson - oceniając sytuację regionu - stwierdza, iż "próba Obamy ubicia interesu z Rosją kosztem Europy Środkowej i Wschodniej nie udała się, ale wartość tzw. tarczy dla Polski byłaby niewiele większa, niż gwarancje Anglii i Francji w 1939 roku". Co więcej, zaleca realizm i pozbycie się złudzeń co do możliwej opieki ze strony USA:

Liczenie na amerykańskich przyjaciół było i jest nieporozumieniem. Polska nie ma żadnych przyjaciół wśród silnych państw i polityków świata. Tak jak kiedyś Irlandczycy, Polacy mogą liczyć tylko na siebie samych. Sympatie polskiej diaspory do Polski ważą zero w polityce amerykańskiej, bo ta diaspora politycznie nie istnieje. Polska była i jest pionkem, bez którego Stany Zjednoczone mogą się obejść po upadku komunizmu—co nie znaczy, że jeśli kiedykolwiek dojdzie do nowych spięć pomiędzy USA a Rosją, Polska nie zostanie znów użyta przy pomocy pochlebstw, gwarancji pomocy i wsparcia finansowego (pamiętamy te miliony dolarów dla Solidarności, które jak głosi legenda Bronisław Geremek wiózł w walizce do Polski).

Co oczywiście nie znaczy, że tarcza zupełnie nie miała sensu:

(...). To prawda, że lepszy rydz niż nic, ale trzeba zdawać sobie sprawę z istotnego stanu rzeczy. Polakom wciąż wystarczy powiedzieć: „Bardzo szanujemy naród polski, jego długoletnią walkę o wolność, jego cierpienia i rolę w pokonaniu komunizmu", a już są gotowi uwierzyć, że mają w mówcy przyjaciela.

Czy możemy więc polegać na polskim członkostwie w Unii Europejskiej?

Lepiej jest należeć do UE niż do niej nie należeć, ale ekscytowanie się tym, że prof. Buzek jest przewodniczącym Parlamentu EU, pani X ambasadorem EU w Korei Południowej, zaś zakopiańskie oscypki wreszcie uzyskały status unikatowego produktu—jest wyrazem tej samej przedszkolnej mentalności (...).

Bo złudzeń co do naszego znaczenia - mieć nie powinnismy:

Waga Polski w UE jest musza. Od czasu do czasu prof. Zdzisław Krasnodębski pisze w polskiej prasie o tym, jak się traktuje Polaków w Niemczech. Należy nagłasniać te skandale, ale ludzie ubodzy są zwykle traktowani lekceważąco zagranicą, a zwłaszcza w Niemczech. Tak będzie do chwili, gdy percepcja Polski jako kraju słabego się zmieni (jeżeli się zmieni). Zanim to nastąpi, Polacy będą musieli przełknąć niejedno upokorzenie ze strony niemieckiej. Należy jednak rozróżnić pomiędzy militarnym Drang nach Osten a upokorzeniem na płaszczyźnie prestiżu. Nie zanosi się na to, aby Niemcy znów zaczęli angażować się w wojenki. Są na to zbyt zamożni i obserwują ich Wielcy Zagraniczni Bracia, nie mówiąc już o demograficznym niżu Teutonów i wzroście etnicznych mniejszości na terytorium Bundesrepubliki. Niemieckie Lebensraum na Wschodzie pozostanie długo jeszcze wspomnieniem i marzeniem, raczej niż celem.

Z niektórymi opiniami prof. Thompson nie sposób się zgodzić:

Zaś tych, którym nie podoba się fakt finansowania przez Niemców think tanków i prasy w Polsce, prosiłabym o publiczne ujawnienie alternatywnych źródeł kapitału.

Ogólnie jest źle:

Polska jest o wiele słabsza, niż oficjalnie przynajmniej twierdzi polska klasa polityczna i intelektualiści. Np. odwiedzający zagraniczne uniwersytety Polacy wciąż są postrzegani jako obca ciekawostka (Skąd Pani jest? Z jakiego stypendium Pan korzysta? Czy to Pana pierwszy u nas pobyt??), a nie jak partnerzy (Jak Wy to robicie w Waszym kraju? Jak Wy to rozwiązujecie na Waszych uniwersytetach? Czy mógłby Pan nas tego nauczyć?). W związku z tym, jakiekolwiek plany bycia graczem w sprawach międzynarodowych są w tej chwili planami na wyrost. Ten fakt powinien budzić przerażenie Polaków i stymulować ich do aktywności; tak się dzieje, ale wśród nikłego procentu ludności.

Odnosząc się do śledztwa smoleńskiego, prof. Thompson stwierdza, iż nie zna kulisów „śledztwa", więc może "jedynie prowizorycznie opiniować o polityce polskiego rządu":

Uderza mnie, jak wszystkich na prawicy, uniżoność, z jaką władze RP odnoszą się do swojego wschodniego sąsiada. Pamiętam stwierdzenie Sikorskiego sprzed paru lat, że gazociąg na dnie Bałtyku podobny jest do paktu Mołotow-Ribbentrop. Jakże polski rząd spokorniał od tego czasu! Nie wiem, czy masowe wyciszenie polityków PO w stosunku do Rosji jest rezultatem braku energii (chroniczna choroba polskich elit), szantażu jednostkowego lub grupowego, czy po prostu wynikiem nieudolności dygnitarzy, którzy są dyletantami w polityce. W Rosji zaś plany zainicjowane przez Putina zaczynają owocować na forum międzynarodowym. Jak zwykle Polacy dali się zaskoczyć, bo taka właśnie jest różnica pomiędzy amatorami i fachowcami w polityce: ci pierwsi myślą o następnym miesiącu czy roku, ci drudzy myślą kategoriami dziesiątków lat—że przypomnę Iwana Kalitę, Iwana Groźnego, Piotra Wielkiego—oni wszyscy mieli pomysły i warianty pomysłów na pokolenia. Podobnie dzisiaj, gdy Putin snuje plany na długą metę, polscy politycy chełpią się tym, że interesuje ich tylko „tu i teraz".

I jeszcze zalecenia pani profesor dla polskiej prawicy:

Życie symbolami nie posuwa Polski naprzód. Tak żyła patriotyczna mniejszość w wieku dziewiętnastym, gdy Polski nie było. Ale teraz „trwanie" przy symbolach raczej niż konkretna działalność na rzecz przekonywania wyborców czy rozszerzenia zasięgu patriotycznej polityki mija się z celem.

A na koniec - diagnoza sytuacji politycznej:

Uderza iście mongolska pycha dygnitarzy PO w stosunku do pokonanego PiSu: o takiej pysze w życiu politycznym USA nie mogło by być mowy.

Wciąż mam nadzieję, że partia ta [Prawo i Sprawiedliwość] zaakceptuje strategię „dużego namiotu" i że pojawi się w niej wielonurtowość taka, jaka istnieje w dwóch wielkich partiach w USA. Bez tego PiS nie stanie się efektywnym graczem. Czy polskie resentymenty i pedanteria, oraz zagraniczne interesy pozwolą na tego rodzaju rozwój? Krótkowzroczność prawicy może sprawić, że w miarę osłabiania się PiSu rosnąć będzie SLD lub jego odnogi, i za paręnaście lat dwupartyjność w Polsce sprowadzać się będzie do PO-SLD, z PiS-em wielkości obecnej SLD. I powróci sytuacja sprzed pół wieku, gdy rządzący dzielili się na „beton" i „liberałów".

W kontekście najnowszych sondaży - zdanie ostatnie należy uznać za prorocze.

Zachęcamy do lektury całości na portalu Arcanów.

Pat

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych