Leszek Balcerowicz oburzał się na specjalnej konferencji prasowej wypowiedziami prominentnych polityków obecnej koalicji rządowej. Jan Krzysztof Bielecki powiedział, że profesor "zaprzeda duszę diabłu aby wybronić OFE", a minister Jolanta Fedak nazwała niektóre jego propozycje "barbarzyńskimi".
Na tle tego co mówi się w polskiej polityce, to nie są jakieś szczególnie straszne epitety. Ma się też prawo dyskutować o tym, na ile sprzeciwiając się propozycjom rządu, Balcerowicz broni własnej biografii i własnego dorobku, a o tym mówił na przykład minister Rostowski. Ludwik Dorn słusznie powiedział w TVN 24 o "profesorskich dąsach". Zabawne jest to, że debata toczy się między dwiema stronami, które nie są przyzwyczajone aby je w ogóle krytykować. To jest inaczej - aby je krytykować z mainstreamowych pozycji. To dotyczy i samego Balcerowicza, i niektórych jego przeciwników, zwłaszcza ministra finansów Jacka Rostowskiego. A zarazem to pokazuje, że za tym sporem są prawdziwe wielkie emocje. Na ile staną się emocjami Polaków?
Niewątpliwie, za profesorem stoi jakaś siła charakteru. Na tle nieco przestraszonych urzędników rządowych jawi się jako bezinteresowny i wyrazisty. A co więcej, mający kłopot ze społecznych słuchem Balcerowicz tym razem uderzył w czułą strunę dużych grup wyborców, tych co aspirują do roli klasy średniej.
Po pierwsze kładąc na stół swój projekt reformy finansów publicznych, przypomina, jak mało konkretów przedstawił w tej dziedzinie sam Tusk i jego ekipa. Po drugie odwołuje się do w istocie miękko populistycznego hasła: "Chcą nam zabrać emerytury". Hasła, które może porwać zwłaszcza ludzi młodych.
Dlaczego hasło jest populistyczne? Bo rząd żadnych emerytur nie odbiera. Proponuje tylko sztuczkę księgową, która ma pozwolić na zaspokojenie obecnych potrzeb, między innymi emerytalnych (co wynika z zasady solidarności międzypokoleniowej). Naturalnie do Tuska i Rostowskiego można mieć pretensję, że nie szukał innych dróg zapełnienia tej dziury wynikającej z konieczności ustawicznego dopłacania do ZUS. Ale oskarżenia wobec tej korekty są przesadne.
Są przesadne, ale z różnych powodów chwytliwe. Bo odwołujące się do instynktownej nieufności wobec kombinującej władzy (niestety przemieszanej z egoizmem, który międzypokoleniową solidarność odrzuca). I dlatego Balcerowicz ma szansę zwiększyć ubytki w zwartym niegdyś obozie wyborców PO. Może nie tyle zachęci ich do głosowania na kogoś innego (najbliższy profesorowi pogląd na reformę OFE ma wciąż słabiutki PJN), ile zniechęci do pójścia do urn. W "Polityce" i innych pismach kierujących się wciąż zasadą: "zły Kaczor u bram" pojawiły się już czytelne przestrogi przed takim scenariuszem.
To spowoduje zmianę układu sił: PO będzie zaledwie pierwszym wśród niemal równych: zyskać zaś mogą i PiS i SLD, które zbliżą się do lidera. Nowa koalicja będzie sojuszem kilku partii, niekoniecznie dwóch, a pozycja Tuska (lub kogoś innego, kto pokieruje Platformą) znacznie osłabnie.
Sam Balcerowicz wiele jednak na tym nie zyska. Liderzy pozostałych partii nie rwą się także do realizowania jego ambitnego, ale nieco oderwanego od realiów społecznych programu. Dedykuję tę uwagę na przykład wszystkim zacietrzewionym zwolennikom PiS, którzy z nienawiści do obecnego rządu gotowi są Balcerowiczowi basować. Kaczyński tak nie rozumuje. Jego propozycje są jeszcze bardziej "prozusowskie" niż rządowe.
Z pewnością niektóre pomysły dotyczące finansów Balcerowicza powinny być rozpatrzone. Na przykład przedłużenie wieku emerytalnego to zwyczajna konieczność wobec przemian demograficznych. Inaczej system emerytalny się zawali. Ale czy jakikolwiek polski rząd - czy PO będzie w nim dominował, czy PiS czy SLD - weźmie poważnie propozycje obniżenia zasiłku chorobowego? Na dokładkę niektóre propozycje profesora nacechowane są naprawdę doktrynerstwem, zwłaszcza te które uderzają w politykę prorodzinną. Z jednej strony Balcerowicz chce nas ratować przed skutkami niekorzystnej piramidy demograficznej, z drugiej może jeszcze demograficzną nierównowagę między starymi i młodymi powiększyć. Jako ortodoksyjny liberał polityki prorodzinnej po prostu nie uznaje.
To pokazuje jego faktyczną rolę. Będzie zaczynem zmian, ale nie ich głównym profitentem. Ale dziś na miejscu rządzących bałbym się go. Odwlekając jakiekolwiek decyzje, wyhodowali sobie groźnego, bo upartego przeciwnika.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/109696-balcerowicz-bedzie-grabarzem-potegi-platformy-ale-swoich-celow-nie-osiagnie-bedzie-zaczynem-zmian-ale-nie-ich-profitentem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.