Ktoś postawił w trudnej sytuacji Zbigniewa Ziobro - suflując "Gazecie Wyborczej" pytanie, czy ma on zamiar wrócić w roku 2011 z europarlamentu do polskiego Sejmu czy też nie. Pytanie dotyczyło także związanego z posłem Ziobro Jacka Kurskiego, a także stojącego na uboczu wewnątrzpartyjnych waśni Tadeusza Cymańskiego.
Natychmiast znaleźli się świadkowie, dawni koledzy Ziobry z PiS, a dziś jego rywale z PJN, którzy zeznali mediom, że przed półtora rokiem wiceprezes PiS miał obiecywać prezesowi Kaczyńskiemu powrót przy okazji następnych sejmowych wyborów.
Z kolei inny europoseł PJN Marek Migalski poczęstował nas analizą: albo to sam Kaczyński podrzuca tę kwestię prasie chcąc osłabić pozycję Ziobry, albo robią to jego rywale z tak zwanej frakcji "młodych" na czele z posłem Adamem Hofmanem. Niedawno Migalski serwował nam teorie o wszechwładzy Ziobry w PiS, dziś ma on być ofiarą Kaczyńskiego - widać, jak szybko biegną polityczne wydarzenia. Rozgrywka między młodymi i tak zwanymi "zizolami" jest oczywiście prawdopodobna, PiS od lat ma taką wewnętrzną konstrukcję, że wszystkim opłaca się walczyć ze wszystkimi (PO zresztą też).
Innym problemem jest czy Ziobro i Kurski postępują rzetelnie. Bez wątpienia ich opinia, że winni są wyborcom pełną kadencję, brzmi przekonująco - nieustanne wędrówki między europarlamentem i polskim Sejmem czynią z wyborczych zobowiązań parodię. Z drugiej strony ani Ziobro ani Kurski nie są znani jako politycy zadomowieni w Brukseli czy Strasburgu i szczególnie zafascynowani tematyką europejską. Tak można twierdzić o ich klubowym koledze Konradzie Szymańskim. To jest polityk, który w europarlamencie ciężko pracuje, udziela się komisjach, biegle uczestniczy w stanowieniu europejskich norm i w najważniejszych dla naszego kontynentu ideowych debatach. On tak, oni - nie. A PiS-owska ławeczka w Polsce nie jest bardzo długa.
To samo można jednak powiedzieć o podgryzających "zizoli" europosłach z PJN. Uważny obserwator polityki Tomasz Machała spytał Adama Bielana, Michała Kamińskiego i Marka Migalskiego, czy mają zamiar stanąć w roku 2011 na czele krajowych list PJN. Odpowiedzieli, że nie. Mnie z kolei Paweł Kowal powiedział, że się nad tym zastanowi. Nawet gdyby się zdecydował, to będzie jednak 3:1. Machała słusznie puentuje, że wyraża to niewiarę tych polityków w powodzenie nowoutworzonej partii. A przecież jej ławka będzie jeszcze krótsza niż PIS-owska. Ugrupowaniu na dorobku mającemu sondażowe trudności przydałyby się znane twarze na "jedynkach". Tworzenie nowej jakości wymaga odrobiny ryzyka.
Poświęcenie europosłów nie byłoby przecież nawet takie duże: nie musieliby się zrzekać mandatów w obliczu kampanii, ale dopiero po ewentualnym wejściu do Sejmu. Ale możliwe, że zarówno czołowi PiS-owcy jak i PJN-owcy mają jeszcze jeden motyw, który przypisywano im od dawna. Pobyt w europarlamencie jest sowiecie opłacany. Posłowanie oznacza w porównaniu z tamtą karierą biedowanie. Oczywiście są i inne przewagi brukselskiej kariery nad warszawską. Tam jest się względnie niezależnym od partyjnej centrali. W Sejmie najpoważniejsi politycy są sprowadzani do roli posłusznych wyrobników (poza szczególnymi okolicznościami).
Europosłowie mają więc jakieś argumenty na swoją obronę. Ale zwłaszcza ten finansowy brzmi cokolwiek cynicznie. Na tyle cynicznie, że nie pada na publicznym forum.
To prawda - jest skandalem kontrast między ubogą polityką polską i wystawną europejską. Od dawna twierdziłem, że wbrew ujadaniom tabloidów przynajmniej w pewne segmenty polskiej polityki powinno się wpuścić nie mniej a więcej pieniędzy. Tylko wtedy moglibyśmy liczyć na kompetentnych i nie zestresowanych reprezentantów naszych interesów. Ale to nie usprawiedliwia tego czy innego polityka, gdy stawia swoje interesy materialne ponad potrzeby swoich politycznych środowisk. A czym większa ich polityczna pozycja, tym większa odpowiedzialność.
Bielan i Kamiński próbowali od lat służyć PiS-owi z doskoku. Mogło na tym cierpieć ich zaangażowanie europejskie, mogło też krajowe. A teraz kiedy dobili się pozycji de facto liderów nowej formacji, Ludwik Dorn słusznie dworuje sobie, że tylko ciało PJN znajduje się w Warszawie, a mózg w Brukseli. Dorn uważa, że to źródło potencjalnej słabości nowego ugrupowania. Ja też.
Ale z "zizolami" jest dokładnie tak samo. Kiedy słyszę, że Jacek Kurski aspiruje do roli głównego architekta PiS-owskiej kampanii, pusty śmiech mnie ogarnia. Powiedzonko "łapie dziesięć srok za ogon" nie jest w polityce pochwałą. Powinni to ocenić wyborcy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/109671-europarlament-zasysa-to-nie-wygnanie-to-azyl-i-ziobro-i-pjn-owcy-wola-wygodne-ciepelko-odpowiedzieli-ze-nie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.