Wyborcza (rakiem) wycofuje się z opisu zdjęcia z Treblinki i (półgębkiem) odcina się od Grossa. Co zrobi wydawnictwo "Znak"?

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Wystarczyła jedna wyprawa reporterska dziennikarzy "Rzeczpospolitej" Michała Majewskiego i Pawła Reszki, żeby wykazać fałszywość całej "narracji" Jana T. Grossa przedstawionej w jego książce "Złote żniwa". Książce, która buduje tezę o masowym bogaceniu się Polaków na holocauście i równie masowym udziale w grabieniu mienia żydowskiego i żydowskich grobów (ofiar mordów niemieckich) po wojnie.

Przypomnijmy co ustalili reporterzy "Rz". Opisaliśmy to w tekście "Kolejne wątpliwości co do rzetelności Grossa. Czy z ludzi porządkujących groby ofiar zrobił haniebnych "kopaczy"?

Kluczowym "dowodem" na tę tezę jest zdjęcie, według Grossa przedstawiające "najprawdopodobniej" wieśniaków, którzy rabowali mogiły Żydów zamordowanych w Treblince. Taką tezę popularyzuje też "Gazeta Wyborcza". Jak się jednak okazuje, jeżeli już używać można słowa "najprawdopodobniej", to przy stwierdzeniu, że NIE prezentuje ono wspomnianych wieśniaków. Więcej - przedstawia zapewne  ludzi, którzy skrzyknięci przez poruszonego stanem grobów polskiego inteligenta, katolika, dobrowolnie mogiły te porządkują! A więc z ludzi działających z poczucia konieczności uszanowania ludzkich szczątków, zrobiono hieny...

Co dokładnie ustalili reporterzy "Rzeczpospolitej"?

1. Fotografia jest pożółkła, niewielkich rozmiarów. Jej pierwszym właścicielem był Tadeusz Kiryluk - wieloletni kierownik muzeum powstałego na miejscu obozu.

2. Kirylukowi miał przekazać zdjęcie (w latach 60.) Lucjan Sikora, dróżnik z Poniatowa.

3. Prezentował on całkowicie odmienną od Grossa, i chwalebną dla osób na fotografii występujących, historię powstania fotografii. Kiryluk wspomina:

Sikora objaśniał, że zdjęcie przedstawia ludzi, których skrzyknął do uporządkowania szczątków na terenie obozu.

4. Choć reporterzy "GW"  i Gross utrzymują, że zdjęcie przedstawia pojmanych  "kopaczy" w których kieszeniach były "żydowskie złote zęby i pierścionki", trudno tę tezę obronić. Bo opis wspomnianej akcji zachowany w archiwach odnosi się do 4 marca 1946. A w tym dniu, jak donosiły gazety, była zerowa temperatura, lodowe zatory na rzekach. Tymczasem ludzie na fotografii ubrani są w letnie rzeczy.

5. Co więcej, ludzie na fotografii to nie żołnierze, ale milicjanci, we wspomnianej obławie brało zaś udział wojsko.

6.Ludzie na zdjęciu nie wyglądają zresztą na osoby złapane na czymś złym, ubrani są odświętnie. Milicjanci nie wydają się ich pilnować.

7. Gross był w Treblince, ale fotografii nie oglądał. Nie był też zainteresowany dodatkowymi informacjami. Kierownik muzeum dr Edward Kopówka mówi:

Był, ale jej nie oglądał. Chciał tylko potwierdzić czy znajduje się w zbiorach. Powiedziałem, ze zdjęcie może mieć drugie znaczenie i związane jest z porządkowaniem terenu w latach 40. lub 50.

Gross uwierzył?

Nie wiem. Spytał tylko, czy ja stąd pochodzę. Potwierdziłem, że z terenów nieco dalszych, ale stąd.

I co?

Pokiwał głową i rozmowa się skończyła.

8. Być może w ogóle zdjęcie nie dotyczy Treblinki."Rz" stwierdza:

Po wojnie wieśniacy byli zmuszani do udziału w ekshumacjach czerwonoarmistów.

Więcej - w reportażu "Tajemnice starej fotografii" w dodatku "Plus minus" weekendowego wydania "Rz". Autorzy nie kwestionują, że do haniebnych zjawisk szukania złota w masowych grobach żydowskich dochodziło, ale pokazują, że był to raczej element chuligaństwa, któremu polskie władze i inteligencja przeciwdziałały. Stawiają też poważne pytania co do rzetelności Grossa.

 

Co na to "Wyborcza", której tekst - z identyczną jak przedstawił Gross interpretacją zdjęcia - uruchomił temat?

Po kilku dniach milczenia na dalekiej 17 stronie "GW" ukazał się w środę tekst Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego (autorzy pierwszej publikacji) pt. "O czym mówi to zdjęcie".

To dziwny artykuł, w wielu miejscach wewnętrznie sprzeczny, niejasny w wymowie, pełen niedopowiedzeń.

Ale po kolei. Co stwierdzają autorzy?

1. Twierdzą, że kluczowe zdjęcie im także dał Tadeusz Kiryluk, ale z wyjaśnieniem, że przedstawia "kopaczy złapanych przez milicję w dużej akcji, krótko po wojnie".

Dziennikarzom "Rz" Kiryluk, jak wiadomo, powiedział coś całkowicie innego. Że to najprawdopodobniej ludzie porządkujący groby. Co więcej, w pierwszym tekście Głuchowskiego i Kowalskiego, nazwisko Kiryluka w ogóle nie pada (oczywiście w kontekście zdjęcia), jest za to sformułowanie, że zdjęcie otrzymali w jednej z okolicznych "chałup" (domów tam nie ma?!). To ważny szczegół, bo obala sugestię, że fotografia pochodzi od kogoś miejscowego, może nawet uczestnika akcji szabrowania grobów. Tymczasem dał je dziennikarzom inteligent, człowiek zbierający dokumenty, kierownik muzeum, osoba napływowa. Jest to więc zdjęcie, o czym autorzy wiedzieli, z drugiej ręki. Zamiast jednak przyznać się do wcześniejszej nadinterpretacji dziennikarze "Wyborczej" wolą jednak podać czytelnikom kolejną sugestię - że Kiryluk zmienił zdanie co do wymowy zdjęcia pod wpływem presji swojej "wsi". Mało eleganckie, zupełnie nie udowodnione.

 

2. Dziennikarze "GW" przyznają jednak, choć mimochodem i pod koniec zawiłego tekstu:

Nie wiemy jakie były okoliczności zrobienia tego zdjęcia.

To de facto wycofanie się z poprzedniego tekstu, na którym swoją książkę oparł Gross, gdzie np. podpis pod tym zdjęciem brzmi następująco:

To nie jest zdjęcie ze żniw. Kopacze z Wólki Okrąglik i sąsiednich wsi pozują do wspólnej fotografii z milicjantami, którzy zatrzymali ich na gorącym uczynku. W chłopskich kieszeniach były złote pierścionki i żydowskie zęby. U stóp siedzących ułożone czaszki i piszczele zagazowanych

W środowym tekście już tak:

Zdjęcie, które zamieściliśmy w "Dużym Formacie" 7 stycznia 2008 r.

 

3. Autorzy tekstu w "GW" w ostatnim zdaniu odcinają się wyraźnie od Jana T. Grossa, być może w obawie o  konsekwencje prawne oczernienia osób pokazanych na zdjęciu:

Prof. Jan T. Gross nie kontaktował się z nami po artykule "Gorączka złota...". O jego książce "Złote żniwa" i o inspiracji zdjęciem dowiedzieliśmy się z gazet.

 

4. Wnioski.

Zdjęcie rzekomych "kopaczy" zdobi amerykańskie wydanie książki Grossa. Jego wymowa jest nieprawdziwa, co więcej - z ludzi, którzy najprawdopodobniej groby porządkują, czyni hieny.

Powstaje pytanie - czy wydawnictwo "Znak" nadal zamierza publikować książkę, której punkt wyjścia jest nieprawdziwy, a tekst budzi poważne zastrzeżenia historyków (Gross nie jest historykiem)?

I na koniec, czy reporterzy "GW" nie mogliby po prostu przyznać się do pomyłki/błędu zamiast nadal zamulać sprawę? Fakty są oczywiste.

 

wu-ka, źródła: inf. własne, GW, Rz.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.