Rozmijam się... "Młody poseł, chyba z SLD, burknął przy włączonym mikrofonie, że przydałoby się wsadzić mnie na wariograf"

Kilka dni temu ogolony i umyty stawiłem się przed obliczem sejmowej komisji do spraw nacisków. Właściwie nazwa komisji jest dłuższa i bardziej skomplikowana, ale chyba nawet skrupulatne sekretarki tego ciała nie są w stanie poprawnie wypowiedzieć treści jej szyldu..

Mniejsza z tym. Jak już wspomniałem: trzeźwy, umyty i ogolony stawiłem się przed parlamentarną komisją w sejmowej Sali Kolumnowej.

Chorobliwie mniemałem, że posłowie – śledczy zechcą mnie wypytać o kontrakty gazowe zawierane z rosyjską mafią. Coś mi tam się jeszcze po głowie telepie, a katowickie śledztwo w tej sprawie, jak wiele innych, zmarło w ciszy - ku radości wielu biznesmenów i polityków. Podejrzewałem, że może będę opowiadał o przekrętach paliwowych, handlu bronią, czy chociażby o powiązaniach starych speców z prl – owskich służb z zupełnie nową i świeżutką elitą znów III RP. Ostatecznie mogłem poopowiadać o grupach lobbingowych, rosyjskich wpływach etc etc. Niektóre z tych motywów czytelnicy znają już do znudzenia. Nic jednak z tych rzeczy! Nikt nie pytał mnie o takie drobiazgi.

Zostałem wezwany, aby zeznać co wiem o podsłuchiwaniu i inwigilowaniu dziennikarzy w czasach rządów PiS i ministra Ziobro.

Na początek grobowym tonem przyszpilono mnie pytaniem posła PO:

Czy pan zna Zbigniewa Ziobro?!

Tak - odrzekłem mężnie, więc dalej poczynano sobie ze mną jak z potencjalnie podejrzanym.

Okazuje się, że moje kolegowanie się ze Zbigniewem Ziobro, fakt powszechnie znany, jest w dzisiejszych czasach poważną okolicznością obciążającą.

Ten sam poseł (nazwiska nie wymieniam) strzelił następnie równie błyskotliwym pytaniem:

Czy pańskie funkcje w mediach publicznych były spowodowane protekcją pana Ziobro?

Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą, że istotnie były spowodowane poparciem, ale nie pana Ziobro, a pana Bronisława Wildsteina, ówczesnego prezesa TVP. Po prostu Wildstein miał ochotę ze mną wówczas pracować. Odpowiedź nie była dobra. Spojrzenia kilku posłów stały się sztyletowe.

Potem przepytywano mnie na okoliczność „rzekomego" zagrożenia życia pana Ziobro.

Tu muszę czytelnikom wyjaśnić, że kilka lat temu Przemek Wojciechowski i ja dowiedzieliśmy się z dwóch niezależnych od siebie źródeł, że może być planowany zamach na ministra sprawiedliwości.

Niezwłocznie, oficjalnie poinformowaliśmy o tym Zbigniewa Ziobrę. To cała nasza rola w tej sprawie.

Pytania komisji nie zmierzały jednak do tego, aby drążyć ową sprawę spisku na życie ministra, z pytań śledczych wywnioskowałem, że sprawa zagrożenia ministra stała się pretekstem do zbrodniczej inwigilacji najwspanialszych polskich dziennikarzy.

Co drugie pytanie wbijało mnie więc w krzesło esencją w stylu: czy pan wiedział o inwigilacji?, czy pan wiedział że sprawa posłuży do inwigilacji?.

Odpowiadałem - trzeźwy jak niemowlę,- że zupełnie nie mam pojęcia o świecie w którym żyje komisja.

Wywnioskowałem też, że gdyby Ziobrę zabito co najmniej dwóch, a może i trzech komisji sejmowych teraz by nie było (ileż podatnik zaoszczędziłby środków). Nie byłoby też zapewne komisji w sprawie jego zabójstwa (brrr przepraszam za cierpki humor w nie najlepszym gatunku).

Bo jak wiadomo są śmierci słuszne i zbrodnicze.

Kiedy okazało się, po kilkunastu moich odpowiedziach, że nie jestem zbyt cennym materiałem dla komisji, jakiś młody poseł, chyba z SLD, burknął przy włączonym mikrofonie, że przydałoby się wsadzić mnie na wariograf.

Panie pośle, wariograf nie powoduje drżenia moich chudych łydek, ale wiercenie wiertarką w kolanach, akumulator na jądrach .....jak najbardziej!

Przepraszam, że opowiadam wam takie dyrdymały, ale ilekroć poważnie wypełniam swoje obowiązki jako obywatel, tylekroć moje własne państwo raczy mnie haszkowskim (może nawet bardziej hrabalowskim) poczuciem humoru. Tak się od lat rozmijamy.

Nawiasem mówiąc czytałem coś o zbrodniach, których obiektem był pan Czuchnowski i tak sobie przypomniałem, że w prokuraturze w Opolu - na widoku publicznym i do publicznego wglądu - leżą bilingi rozmów z mojego prywatnego telefonu. Nikt, ja też już machnąłem na to ręką, jakoś nie wszczyna wokół tego faktu śledztwa, awantury czy choćby drobnej draki. Komisja też się tym nie zajęła.

Widocznie ja nie jestem dziennikarzem, a może coś przeoczyłem i nie jestem też obywatelem.

Aha i jeszcze ostatnia dykteryjka:

Ubawił mnie śledczy poseł PO gdy spytał czy w latach „terroru kaczyzmu" (to jeszcze nie jest oficjalne sformułowanie zawarte w raporcie komisji a jedynie moja niewyszukana licencja poetica) używałem telefonów na kartę. Hmm – a czy ja wyglądam na Rycha, Zbycha etc? Po co?

Przecież żyję w praworządnym państwie, które strzeże moich interesów tworząc różne komisje do spraw tego i owego.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych