"Lotniczy" punkt widzenia. Szkoda, że "Wprost" obiecał tytuł "Człowieka Roku" Henryce Krzywonos. My mamy lepszego kandydata

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Trudno obarczać odpowiedzialnością rosyjskich kontrolerów lotów. W takich warunkach, jakie wówczas panowały, polski samolot w ogóle nie powinien podchodzić do lądowania.

Ujawnione ostatnio stenogramy ze smoleńskiej wieży kontroli lotów nie zmieniają oceny tego, co stało się 10 kwietnia w Smoleńsku. Nie ma żadnych wątpliwości, że całość odpowiedzialności za katastrofę spoczywa na stronie polskiej.

Załoga nie miała pojęcia o elementarnych procedurach, które obowiązują w tego typu lotach.

Piloci nie mieli wymaganych certyfikatów, potwierdzających znajomość rosyjskich procedur.

Załoga miała obowiązek się dowiedzieć, w jakich warunkach przyjdzie jej lądować. Gdyby to zrobiła, powinna przełożyć start do chwili, aż warunki w Smoleńsku się poprawią.

Kolejne ostrzeżenia nie wywierały jednak żadnego efektu, piloci uparcie chcieli lądować.

Stenogramy z wieży kontrolnej pokazują, że nie tylko załoga Tu-154 wykazała się skrajną nieodpowiedzialnością. Pilot jaka-40, który wylądował w Smoleńsku ponad godzinę przed tupolewem, w sposób drastyczny złamał procedury.

Warto przy tym zaznaczyć, że większą dyscypliną wykazała się załoga rosyjskiego iła-76, która wykonała polecenie kontrolerów i odeszła na drugi krąg. Być może to ocaliło jej życie.

Załoga polskiego jaka-40 przyczyniła się, niestety, do katastrofy.

Po jego ryzykanckim lądowaniu Rosjanie nabrali przekonania, że polskie samoloty są wyposażone w specjalistyczny sprzęt, który pozwala lądować przy niesprzyjającej pogodzie.

Trudno obarczać odpowiedzialnością załogę smoleńskiej wieży kontroli lotów. Wszelkie dywagacje na temat rzekomej winy kontrolerów należy zacząć od stwierdzenia, że w takich warunkach polski samolot w ogóle nie powinien podchodzić do lądowania.

(...) kontrolerzy starali im się w miarę możliwości pomagać. Ale nie można skutecznie pomóc komuś, kto lekceważy procedury i reguły.

Kontrolerzy dysponowali kiepskim sprzętem, który nie pozwalał na precyzyjne naprowadzanie samolotu przy złej pogodzie.

Kontroler wypowiadający słynne słowa: „na kursie, na ścieżce" nie chciał wprowadzić polskich pilotów w błąd. Zapewne podawał te informacje w najlepszej wierze, opierając się na danych ze sprzętu, którym dysponował.

Zupełnym nieporozumieniem jest natomiast mówienie o naruszeniu sterylności wieży. Być może nie panował w niej idealny porządek, ale wszyscy, którzy w niej przebywali, starali się pomóc polskim pilotom.

Lista zaniedbań i błędów polskiej załogi jest długa. W kokpicie przebywali ludzie, którzy nie mieli prawa tam być, piloci przestawili wysokościomierz ciśnieniowy, żeby wyłączyć system TAWS, który przeszkadzał im w lądowaniu, nie potrafili też poderwać samolotu, kiedy jeszcze był na to czas.

Tomasz Hypki, "Trudna prawda o polskich błędach", "Rzeczpospolita", 21 stycznia 2010 r.

Tomasz Hypki - "inżynier lotnictwa, wydawca, w okresie PRL działacz opozycyjny. Jest prezesem Agencji Lotniczej Altair wydającej czasopisma „Skrzydlata Polska" i „RAPORT – wojsko, technika, obronność" oraz serii książkowej „Największe bitwy XX wieku". Sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa."

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych