Zaremba w "Rzeczpospolitej": Premier dokonał wyboru: zamiast spierać się z Rosją, wojuje z opozycją

PAP
PAP

Wszyscy dostrzegli decyzję premiera aby w informacji, która miała być w teorii poświęcona przypomnieniu kolejnych rządowych kroków w sprawie Smoleńska, skoncentrować się od początku do końca na polemice z opozycją. Oczywiście komentarze oceniające ten kierunek postępowania, są różne.

Publicysta "Newsweeka" Piotr Śmiłowicz napisał na blogu, że premier przejął w ten sposób inicjatywę spychając do defensywy Jarosława Kaczyńskiego. Z nieco innej strony spojrzał na to samo zdarzenie Piotr Zaremba - w komentarzu "Czy Polacy wybaczą premierowi" na drugiej stronie czwartkowej Rzeczpospolitej.

"Premier dokonał wyboru. Mógł zacząć wystąpienie przed Sejmem od polemiki z rosyjską wersją smoleńskiej tragedii. Zacierając przykre wrażenie z wcześniejszej konferencji, kiedy kłamliwy (w świetle ustaleń komisji Millera) raport MAK nazwał zaledwie "niekompletnym".

Zaczął od polemiki z PiS-owską opozycją i poświęcił jej przeważającą większość informacji. Może być wzburzony oskarżeniami Antoniego Macierewicza o "zaprzaństwo", albo okrzykami z galerii: "Zdrada!".  Ale ponad jego wrażliwością powinna być polska racja stanu. A racją stanu nie było broń Boże zacieranie prawdy. Ale było zatroszczenie się aby nie wygrała skrajnie jednostronna rosyjska narracja. A ona dominowała przez wiele miesięcy.

Premier broniąc konwencji chicagowskiej jako podstawy badania katastrofy użył sformułowania: "Lepiej było znać prawdę a nie mieć wojny niż nie znać prawdy i mieć wojnę". To alternatywa pozorna. Gdy Tusk głosi, że nie można było równocześnie wskazywać Rosji jako sprawcy i żądać aby oddała śledztwo, mija się z prawdą. Gra toczyła się w pierwszych dniach po katastrofie, kiedy spiskowe teorie jeszcze się nie wykluły, a graczem był polski rząd kokietowany przez Putina. Nie wiem, czy Tusk mógł ugrać więcej, ale powinien próbować grać, choćby o umowę z 1993 roku, która dawała Polakom wspólne dochodzenie, a więc prawo weta wobec raportu. Czy próbował? Nie powiedział o tym ani słowa.

Można mieć żal do polskiego rządu nawet o to, że przez miesiące nie wypuścił przecieku, który upowszechniłby wiedzę o zachowaniu się rosyjskich kontrolerów. Przecież z instytucji, które zajmowały się badaniem ciekły inne wieści: o zachowaniu się pilotów czy generała Błasika. Oddzielnym problemem są wspomniane uwagi o "niekompletnym raporcie". Tusk widzi jedno pole: zmagań z PiS. Zmagania z sąsiadem, choćby dyplomatyczne, uważa chyba za zbędną ekstrawagancję, bo o nich nie wspomina.

Opozycja używa słów mocnych, czasem zbyt mocnych. Nie zmienia to faktu, że w zasadniczych sprawach  ma rację w 100 procentach.  Potrzebna jest komisja śledcza, potrzebna jest sejmowa uchwała odrzucająca rosyjską narrację i potrzebne są dymisje wysokich urzędników. O żadnej z tych kwestii Tusk nie mówił.

Może uważa, że polaryzacja PO-PiS  to jedyna  pewna recepta na jego polityczną egzystencję. Może za wiele zainwestował w polepszenie polsko-rosyjskich stosunków. Zawsze rozpoznawał społeczne nastroje. Tym razem chyba się z nimi rozmija. Ale może uważa, że Polacy znów mu wybaczą, że nadal się zadowolą jego  zapasami ze "złym Kaczyńskim". Nawet jeśli się nie pomyli, nie jest to kalkulacja godna męża stanu".

rop

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych