Sześć wniosków z prezentacji rozmów kontrolerów lotu w Smoleńsku. "Jakby grali w grę komputerową".

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP
Fot. PAP

Trudno zrozumieć dlaczego tak kluczowe dla przebiegu tragedii smoleńskiej informacje zespół Jerzego Millera, szefa MSWiA, trzymał pod kluczem aż do dzisiaj. I to w sytuacji, kiedy propagandowy ostrzał rosyjski budował na świecie wizerunek "amatorskich" Polaków i "profesjonalnych" Rosjan. Tymczasem, zakładając nawet jakieś błędy po polskiej stronie, obraz jaki wynika z prezentacji przez MSWiA tego co działo się 10 kwietnia na wieży w Smoleńsku, jest porażający.

Co najważniejszego z nich - według mnie - wynika?

Po pierwsze, lekceważono skrajnie złe warunki i trudności w korzystaniu z lotniska przez lądujące wcześniej maszyny.

Następujące wcześniej lądowanie rosyjskiego Iła-76 przebiegało w skrajnie trudnych warunkach i powinno skłonić wieżę w Smoleńsku do przekazania jasnego komunikatu Warszawie, że rządowy Tupolew z prezydentem na pokładzie nie powinien lądować. Padają słowa:

"Trzeba Polakom powiedzieć, nie mają oni po co startować", "Trzeba powiedzieć, jaki jest dla nich, kurwa, wylot, no popatrz, no już ten..."

ale nie ma ciągu dalszego. Pada też - po lądowaniu Iła - stwierdzenie

"Job twoju mać, o k..., ale jaja"

ale nikt nie wyciąga żadnych wniosków. Po lądowaniu Jaka-40 z polskimi dziennikarzami, jest podobnie. Ledwo się udaje, widać ogromne ryzyko, ale nikt nie reaguje. Polska maszyna z delegacją do Kadtynia leci do Smoleńska, choć jeden z kontrolerów stwierdza w rozmowie ze zwierzchnikiem:

"Nie wyrabiam, Smoleńsk przykryło".

 

Po drugie, dane jakimi posługuje się wieża nie są prawdziwe. Kontrolerzy podają w ciągu kilku minut całkowicie różne dane o widoczności, prognoza pogody tak jest komentowana na wieży:

"Ten z meteo niepoczytalny czy co, on podaje teraz 800" (metrów widoczności).

W tym czasie wynosi ona zaledwie 200-300 metrów.

 

Po trzecie, na wieży panuje nieprawdopodobny bałagan. Sypią się przekleństwa, nie ma lidera, strach miesza się z biernością, polecenia z Moskwy z niefrasobliwością. Kontrolerzy zachowują się jakby grali w  grę komputerową, świadomie podejmuj wielkie ryzyko sprowadzając na ziemię kolejne samoloty. A właściwie patrząc po prostu jak one lądują.

Pułkownik Mirosław Grochowski, zastępca przewodniczącego Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, stwierdził:

Działając pod dużą presją, obsada wieży popełniała wiele błędów, nie stanowiąc wystarczającego wsparcia załogi samolotu podczas podejścia do lądowania w ekstremalnie trudnych warunkach atmosferycznych

 

Kluczowa dla decyzji o rezygnacji z próby lądowania komenda "horyzont" pada dopiero gdy samolot znajduje się zaledwie 70 metrów nad ziemią,. Powinna paść gdy był 100 metrów - a więc 11 sekund wcześniej!

 

Po piąte, podobnie zupełnie nie ma reakcji na zły kurs samolotu, kapitan Protasiuk i jego załoga cały czas słyszą, że są na kursie i na ścieżce. Nie są!

 

Po szóste - Rosjanie w tym tak zwanym śledztwie robili co chcieli. Polscy eksperci nagrania tego co działo się na wieży zrobili 17 kwietnia, sami przegrywając je z plików źródłowych na laptopy i tak naprawdę korzystając z pewnej jeszcze wtedy przychylności Rosjan. Potem dwukrotne prośby o zgodę na profesjonalne ich przegranie, co pozwoliłoby odczytać wiecej informacji, pozostawały bez echa.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych