Muszę przyznać, że jestem naiwny. A uświadomiła mi to lektura rozmowy w moskiewskim radiu Finam.fm z 12 kwietnia 2010 roku, której pełny zapis opublikowała redakcja wPolityce.pl. Uczestniczył w niej Tomasz Turowski i dwóch rosyjskich analityków politycznych, rozważających jakie konsekwencje dla stosunków polsko- rosyjskich będzie miała katastrofa i w jakim kierunku winien iść proces polityczny a w jego ramach pojednanie polsko-rosyjskie.
Kilka dni po katastrofie w polskiej prasie i w polskim życiu intelektualnym ruszyła, niczym lawina, akcja publicystyczna mająca na celu powstrzymanie wybuchu uczuć narodowych, przestrzegająca przed popadaniem w aberracje psychiczną z powodu nienormalnie przeżywanej żałoby. Wskazywano, że zachowanie tysięcy Polaków przeżywających żałobę jest na pograniczu normy, że Polacy popadają po raz kolejny w swojej historii w „cmentarne odurzenie", którego podświadomie pożądają.
To „religia Katynia" jest głównie odpowiedzialna za tę katastrofę. Kto wyznaje tę religię jest ciemnogrodem, kto traktuje Smoleńsk jako normalną, jedną z wielu katastrof jest nienormalny. Jako przejaw obłędu traktowano każdą sugestię, że mogły do katastrofy przyczynić się inne czynniki niż zbieg nieszczęśliwych okoliczności. Usiłowano wreszcie personalnie zrzucić odpowiedzialność na Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, na gen. Andrzeja Błasika i pilotów.
Gwałtowność wybuchu tego publicystycznego ruchu wskazywała że wśród „oświeconych" istniała głęboka świadomość, że o kształcie narracji, jaka wyniknie z katastrofy, decydujące są pierwsze dni po tragedii. Czyli jaka interpretacja zostanie „wbita" do głowy polskiemu społeczeństwu.
„Oświeceni", ale całkowicie pozbawieni hamletycznej duszy ostatniego polskiego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, prawdziwego człowieka Oświecenia, zdali sobie sprawę z mocy symbolicznej tkwiącej w tym wydarzeniu, toteż błyskawicznie przystąpili do jej demontażu i osłabiania.
Ruszyli do boju psychiatrzy, psychologowie, humaniści, „patrioci" z „Krytyki Politycznej". Stała za tym, jak mnie się wówczas wydawało, jakaś obsesyjna nienawiść, która sama w sobie jest interesująca intelektualnie jako źródło myśli własnych i oryginalnych.
Rozumiem, że można nie lubić pewnych przejawów polskości. Trzeba jednak rozumieć jej źródła, jeśli się udaje „oświeconego". Przyzwoitość nakazuje milczenie w pewnych okolicznościach. To milczenie jest znakiem głębszej kultury. Nic z tych rzeczy nie miało miejsca, ale w swojej naiwności myślałem, że ta namiętna potrzeba krytyki bierze się z trudnej miłości do Polski. Uczucia miłości i nienawiści bywają u gorących dusz przemieszane. „Kocham i nienawidzę" pisał rzymski poeta Katullus.
Aż tu nagle przeczytałem rozmowę z moskiewskiego radia Finam.fm z 12 kwietnia, zanim ruszyła publicystyczna lawina w polskich mediach zaraz po katastrofie. I co się okazało?
Wszystkie główne wątki, jakie wówczas w rozmowie poruszyli Turowski, Łukianow i Salin zostały twórczo rozwinięte przez „oświeconych" humanistów znad Wisły. Tak jakby między ośrodkami intelektualnymi w Moskwie i Warszawie istniały jakieś telepatyczne więzi. Okazało się, że to co było serwowane Polakom jako oryginalna myśl rodzimych intelektualistów było i jest zwyczajnym plagiatem, rozpisanym tylko na wiele głosów o różnych odcieniach.
Pomyślałem zatem, że nie ma więc sensu czytać kolejnych wynurzeń rodzimych plagiatorów rosyjskiej myśli politycznej. Znacznie pożyteczniejsze jest czytanie zdolniejszego Łukianowa czy Salina. Analitycy polityczni bliscy obozowi władzy płk. Putina to fachowcy co się zowie.
To mimo wszystko rosyjscy patrioci, umiarkowanie nacjonalistyczni, którzy wraz z byłym szpiegiem z najwyższej komunistycznej półki Tomaszem Turowskim, protekcjonalnie piętnują polski nacjonalizm jako historyczny zabytek. Określają, co jest właściwym a co nie jest właściwym postępowaniem w polityce względem Rosji i świata, co jest demokratyczne a co demokracją nie jest. Rządy Kaczyńskich były oczywiście antydemokratyczne, a teraz takim antydemokratycznym państwem staną się Węgry. Ale one te chorobę także przejdą i tak wszystko w końcu wróci do normy, no bo bezcelowe jest działanie wbrew prawom historii, a te prawa co zrozumiałe samo przez się. Pisane są w Moskwie.
Fundamentem nowego ładu jest pozbycie się wszystkiego co nacjonalistyczne. Naturalnym też wydaje się w świetle wiedzy o byłym ambasadorze, że wątek religii jako spoiwa pojednania między narodami porusza często w rozmowie Tomasz Turowski, bez wątpienia jeden z najwybitniejszych na świece watykanistów. Myślenie rosyjskich analityków jest silnie normatywne jak instruktaż. Własnego imperialnego nacjonalizmu nie widzą, bo jest on dla nich jak powietrze, którym się oddycha. Siła tych praw historii tłumaczy jakoś lękliwy stosunek premiera Tuska i prezydenta Komorowskiego do Rosji Putina. Z przerażeniem stwierdzam, że na innym etapie rozwojowym owych praw historii, Władysław Gomułka zachowywał więcej godności w tych relacjach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/109201-nie-ma-sensu-czytac-wynurzen-rodzimych-plagiatorow-rosyjskiej-mysli-politycznej-siegajmy-do-zrodel
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.