Piotr Legutko o półroczu prezydenta. "Zamiast otwarcia okien w salonie, mamy zamknięcie się w jeszcze mniejszym"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Piotr Legutko, redaktor naczelny krakowskiego "Dziennika Polskiego" pisze na łamach swojej gazety o pierwszych sześciu miesiąca sprawowania urzędu przez Bronisława Komorowskiego. Artykuł zatytułowano: "Pół roku prezydenta, czyli gaszenie ognia benzyną".

Legutko zaczyna od przypomnienia słów prezydenta z orędzia noworocznego, gdzie Komorowski stwierdził:

Źle się jednak dzieje, kiedy zajadłość nie pozwala nawet na przełamanie się opłatkiem. Dlatego musimy budować zdolność do współpracy wszystkich uczestników życia publicznego.

W swoim tekście sprawdza, na ile deklaracja ta została spełniona przez samego prezydenta. Wynik - negatywny.

Diagnoza o braku współpracy Polaków skądinąd słuszna, ale leczenie zamiast poprawiać, pogarsza zdrowie pacjenta. Pół roku, jakie właśnie mija od wygranych przez kandydata PO wyborów, upłynęło pod znakiem gaszenie ognia benzyną. Zaczęło się od nieszczęsnego wywiadu dla "Gazety Wyborczej", który wywołał wojnę o krzyż na Krakowskim Przedmieściu, zakończyło niefortunną wypowiedzią o "arcyboleśnie prostej" przyczynie smoleńskiej katastrofy. Kwintesencją specyficznie pojmowanej przez Komorowskiego misji narodowego pojednania były honory dla Wojciecha Jaruzelskiego.

Piotr Legutko zastanawia się czy jest to świadoma polityka głowy państwa, czy raczej pasmo nieplanowanych gaf? Ocenia, że większość obserwatorów skłania się ku drugiej opcji.

Prezydent porusza się po politycznym polu minowym bez wdzięku, a przez pół roku zaliczył tyle wpadek, że dawno pozostawił w pobitym polu Lecha Kaczyńskiego i zbliża się właśnie do Lecha Wałęsy. Co więcej, kaliber lapsusów obecnego i poprzedniego prezydenta RP jest nieporównywalny. Gdyby Kaczyński mówił o "już przygotowywanej strategii naszego wyjścia z NATO", albo o tym, że eksploatacja polskich złóż gazu łupkowego nie wchodzi w rachubę, bo oznaczałyby dewastację krajobrazu - pewnie usłyszelibyśmy wniosek o jego odwołanie. A przecież mieliśmy jeszcze w wykonaniu Komorowskiego serial niefortunnych cytatów o powodzi, czy wreszcie niekonwencjonalne myśliwskie metafory w Białym Domu.

Jednak zdaniem Legutki na razie wszystko prezydentowi uchodzi płazem. Także korzystanie przy budowie prezydenckiego otoczenia wyłącznie z kadr jednego środowiska - byłej Unii Wolności. Nie ma, zdaniem Legutki, mowy o żadnym otwarciu na nowe środowiska:

Nominacje ministrów i doradców w Kancelarii Prezydenta pokazały, że nie ma postępu, jest nawet recydywa. Tadeusz Mazowiecki, Jan Lityński, Henryk Wujec, Irena Wóycicka, to powrót do twardego jądra, nawet nie PO, ale jeszcze Unii Demokratycznej. Zamiast otwarcia okien w salonie, mamy zamknięcie się w jeszcze mniejszym belwederskim saloniku, bardzo dawno niewietrzonym.

Jak podkreśla naczelny "Dziennika Polskiego", nie chodzi wcale o sięganie po ludzi PiS, jeśli już prezydent ma na nich taką alergię. Ale np. o środowiska pozarządowe, ludzi z autentycznym społecznym zapleczem. Lech Kaczyński, tak często oskarżany o bycie "partyjnym prezydentem", robił to regularnie i chętnie. Jego zdaniem Lech Kaczyński robił to często.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych