Chwała Komisji Orlenowskiej. Warto byłoby wrócić do niektórych jej odkryć na styku polityki, biznesu, służb specjalnych, mafii

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
www.tvn24.pl
www.tvn24.pl

W zaskakująco dobrym programie "Czarno na białym" w TVN 24 (choć wyrokuję na podstawie jednego odcinka), Tomasz Sekielski  powrócił do historii Komisji Orlenowskiej.

Ta druga w kolejności komisja śledcza polskiego Sejmu,  działająca w latach 2004-2005, powstała w następstwie rewelacji byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka, który ujawnił skandaliczny tryb nacisków na wymianę kierownictwa państwowej firmy Orlen - przy użyciu służb specjalnych i prokuratury. A potem nieco chaotycznie, ale też bardzo głęboko weszła w kłębowisko rozmaitych  skandali, które dotyczyły rynku energetycznego. Skandali obciążających środowiska postkomunistyczne - na styku polityki, biznesu, służb specjalnych, mafii.

Sekielski wyprawił się do domu byłego szefa tej komisji Józefa Gruszki, którego karierę w roku 2005 przerwał wylew. Przerwał jednak w bardzo dramatycznych okolicznościach - jego asystent Marcin Tylicki został oskarżony o szpiegostwo, a ABW posunęła się do rewizji w pomieszczeniach komisji. Czyniąc ze śledczych na chwilę łowną zwierzynę. Nie wiadomo, jak wielki wpływ na zapaść posła Gruszki miał związany z tym wszystkim stres. Wyglądało to wtedy wszakże nader dramatycznie.

Sekielski ma szczególne prawo, aby do tego wracać. W swoim filmie "Władcy marionetek" obnażył kulisy prowokacji wymierzonej w Tylickiego. Pokazał prokuratorów z tamtych czasów i samego byłego szefa ABW Andrzeja Barcikowskiego nie umiejących się z tej akcji wytłumaczyć, kluczących i kręcących nawet po latach. To nota bene kawałek prawdy o SLD-owskich rządach. Dedykuję ją wszystkim, którzy wraz z SLD bronili czy może nadal bronią naszego kraju przed "kaczofaszyzmnem" symbolizowanym przez sprawę Barbary Blidy wykreowaną na arcyzbrodnię.

Widok byłego posła PSL Gruszki, niegdyś krzepkiego, rubasznego mężczyzny, dziś z trudem mówiącego  i zachowującego wyprostowaną postawę, był wstrząsający. Ale warto też przy okazji wrócić do dziejów samej Komisji. Zwłaszcza, że dziennikarz TVN przypomniał przy okazji kilka późniejszych faktów. Oto wprawdzie w zeszłym roku zaczął się wreszcie, po wielu niezrozumiałych latach zwłoki, tajny proces funkcjonariuszy służb specjalnych kręcących prowokację przeciw prezesowi Orlenu Modrzejewskiemu. Ale prokuratorzy Ordanik, Dukowicz, Kalinowska, na różnych etapach uczestniczący w tych manipulacjach nie ponieśli żadnych konsekwencji - wybroniły ich korporacyjne prokuratorskie sądy. Za prowokację przeciw Tylickiemu także nie odpowiedział nikt. Dodałbym od siebie - Barcikowski doradza obecnemu kierownictwu ABW.

O Komisji Orlenowskiej napisałem na początku 2005 roku w "Newsweeku", że jest najlepszą rzeczą, jaka mogła się przytrafić naszej demokracji. Nie była nieomylna - ulegała nieraz nadmiernym emocjom, dawała się uwikłać w poboczne wątki, jej poszczególni członkowie nie wytrzymywali gigantycznego stresu wynikającego z wiedzy, jaka wyzierała z takt i odreagowywali go w różny sposób. Ale  też czasem prawie po omacku docierała do różnych prawd i ustaleń. Od obrzydliwych mechanizmów manipulowania służbami po historię tajemniczej wyprawy polskiego potentata Jana Kulczyka na spotkanie z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem. Ci dwaj panowie mieli rozmawiać o przyszłości sektora energetycznego. A nam skóra cierpła, gdy  tego słuchaliśmy.

Cierpła, choć nie wszystkim. Kiedy ja pisałem, że to osiągnięcie demokracji, Marek Beylin pisał w "Wyborczej", że komisja zajmowała się "plotkami i niesprawdzonymi hipotezami". Owszem, podczas przesłuchań pojawiały się także plotki, ale jak inaczej można było w gąszczu pogmatwanych spraw szukać prawdy ? Przecież wymiar sprawiedliwości, polskie służby były wcześniej bezradne wobec takich pojęć jak "układ wiedeński" - do dziś nie zbadany do końca, a dający o sobie znać choćby  tajemniczymi samobójstwami znanych gangsterów  o spotkaniu Kluczyk-Ałganow właśnie w stolicy Austrii już nie mówiąc.

Te historie nigdy nie zostały do końca wyjaśnione. Polskie państwo połamało sobie na nich zęby, także i w czasach rządów PiS. Ale posłowie Wassermann, Macierewicz, Giertych, Miodowicz, Gruszka i inni, niezależnie co o nich myśleliśmy wcześniej i potem, dotknęli swoimi dłońmi wielu gorących tajemnic. To nie były urojenia, tak jak urojeniami nie były imperia amerykańskiej czy włoskiej mafii, też przez lata znane głównie z "plotek". Chwała im za to, choć ostateczny owoc prac Komisji był gorzki. Głównie poczucie bezradności. Nawet prokuratorzy przyłapani na ewidentnych manipulacjach ocalili swoje kariery, nadal pracują w wymiarze sprawiedliwości. Cenę zapłacił jedynie biedny poseł Gruszka....

Piotr Zaremba

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych