Pospieszalski: "Premier rządu oficjalnie odebrał mi prawo wykonywania zawodu. To rzecz bezprecedensowa w zachodniej demokracji"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

W "Rzeczpospolitej"  rozmowa Piotra Skwiecińskiego z Janem Pospieszalskim, prowadzącym "Warto Rozmawiać" - program, który jak zapowiedziały władze TVP, od marca straci miejsce w ramówce.

Skwieciński pyta prowokacyjnie: "może telewizja publiczna bez Jana Pospieszalskiego będzie lepsza?". Pospieszalski odpowiada:

Nie mnie oceniać, ale nie sądzę. My odróżniamy się, czy raczej odróżnialiśmy się od reszty oferty publicystycznej TVP, między innymi proponując pogłębione ujęcie tematu. Staramy się zwrócić uwagę na poważniejsze problemy, nad którymi nie pochylają się inni, realizujący prawie bez wyjątku schemat pt. rąbanina antagonistów partyjnych.

Była też inna istotna różnica. Taka, że my byliśmy tym programem, który miał format pozwalający gościom – a zawsze było ich kilku, zazwyczaj z różnych stron barykady – na wypowiedzi mniej ograniczone czasowo niż gdzie indziej. Na trzy – cztery akapity swobodnej wypowiedzi, na realną polemikę.

Skwieciński przywołuje krytykę artykułowaną pod adresem "Warto rozmawiać": że "teza ideologiczno-polityczna jest u was artykułowana tak silnie, przez zachowanie prowadzącego, podejście do tematyki i dobór gości, że mimo iż tych uczestników programu, którzy mają inne zdanie, nikt nie cenzuruje, to i tak pełnią oni rolę wyłącznie "uwiarygadniacza" dla tej tezy":

Moim zdaniem żyjemy w świecie, w którym debata jest tak jednostronna, że każdy głos odmienny od mainstreamowego jest traktowany jako próba przeforsowania czegoś na siłę. Czy teza, która się nie podoba, ma prawo być głoszona? Jest kilka takich gorących tematów, w których każde inne zdanie niż mainstreamowe jest traktowane jako coś niebywałego. W związku z tym, jeśli prowadzący program jest rozpoznawany jako ten, który ma swój pogląd i go wyraża, to tylko lepiej, bo w takim razie nie może on nikogo zmanipulować. To właśnie stwarza widzom możliwość prawdziwej oceny, to właśnie jest fair play.

Pospieszalski ocenia, że opinie na temat jego programu są efektem celowo wytworzonej atmosfery:

To działa jak maszynka. Komisja etyki TVP tworzy o "Warto rozmawiać" raport, raport nagłaśnia "GW", potem pisze o tym Magdalena Środa, przez dwa dni wałkuje to TOK FM i tworzy się atmosferę, że z programem jest jakiś problem.

Nowy widz, ukształtowany przez gry komputerowe, krótkie hasła reklamowe i Internet, oczekuje silnych emocji i wyrazistych tez. Telewizja publiczna musi walczyć o tego widza i dlatego nie może od wyrazistości uciekać. Więcej – to dla niej szansa, powinna na nią stawiać. Oczywiście musi to być wyrazistość w różnych kierunkach – bo publiczna telewizja nie może być nachylona w jedną stronę.

Pospieszalski zaznacza, że "ta wyrazistość" nie może być redukowana tylko do kontekstu politycznego:

Rzeczywistość stawia pytania, a odpowiedzi na nie wymykają się zerojedynkowemu układowi partyjnemu. W Polsce wszystko zostało sprowadzone do tego wymiaru i to nie pozwala na sensowną rozmowę. Okazało się, że żyjemy w kraju, w którym odpowiedzią na jakikolwiek argument strony przeciwnej może być powiedzenie, że Jarosław Kaczyński chodzi z pochodnią po Krakowskim Przedmieściu albo że Donald Tusk jest ruskim czy niemieckim agentem.

Po 10 kwietnia program "Warto rozmawiać" został skutecznie zakwalifikowany jako miejsce, w którym wybuchają smoleńskie granaty i w którym się niszczy obóz władzy. Zostałem nazwany przez premiera propagandzistą PiS. Premier rządu oficjalnie odebrał mi prawo wykonywania zawodu! To rzecz bezprecedensowa w zachodniej demokracji. A kolejną rzeczą bezprecedensową jest to, że premier uczynił tak na podstawie filmu "Solidarni 2010", o którym jednocześnie otwarcie powiedział, że go nie oglądał!

Zdaniem Pospieszalskiego, wyrzucenie "Warto rozmawiać z TVP można postrzegać jako "próbę eliminacji resztek patriotycznej, narodowej czy konserwatywnej wrażliwości na ekranie TVP, resztek symetrii w debacie publicznej na antenie publicznej."

I co więcej, nigdy nie było tam dla nas dobrych czasów. Przez sześć lat obecności w TVP, z krótkim wyjątkiem prezesury Wildsteina, nasza wrażliwość nie była traktowana jako równoprawny głos w debacie. Na tych korytarzach nigdy nie czuliśmy się u siebie. Zawsze musieliśmy walczyć, wyszarpywać rzeczy, które inne programy dostawały w sposób automatyczny.

"Warto rozmawiać" pozostało jeszcze osiem odcinków do końca.

"Trochę się czuję jak Elvin Jones, taki perkusista, który grał z Coltrane'em i mawiał: graj każdy koncert tak, jakby to był twój ostatni koncert..." - kończy Pospieszalski.

Sil

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych