Rok straszny tak jak strasznym nazywamy Sąd Ostateczny.
Katastrofa smoleńska ujawniła ogromne pokłady solidarności. Setki tysięcy Polaków czynnie pokazywało, że stratę przywódców politycznych przeżywamy jak własne nieszczęście. Naród wyszedł na Krakowskie Przedmieście: ujawniła się więź narodowa działająca już nie jako wspomnienie odległej przeszłości i nie jako odrębność, ale jako wspólnota identyfikująca się z ludźmi, których postawiliśmy na czele Rzeczypospolitej i z osieroconymi instytucjami. Byłem na pogrzebach przyjaciół i polityków różnych orientacji i wszędzie przeżywaliśmy to razem. Ta tragedia mogła stać się zaczynem nowego stosunku do niepodległego państwa i do służby publicznej – ale nie podołaliśmy temu wyzwaniu.
Służba to odpowiedzialność. Miał szansę podjąć ją premier Tusk ustępując miejsca rządowi zaufania społecznego, tak potrzebnemu wtedy, by wzmocnić nową (i jak się okazało kruchą) solidarność Polaków. Premier powinien mieć świadomość, że nie doszłoby do tej tragedii, gdyby nie zgoda na przejęcie przez premiera Putina roli gospodarza uroczystości katyńskiej, gospodarza, który dobiera sobie polskich gości na uroczystości na polskim cmentarzu. Zamiast odpowiedzialności mieliśmy jednak antyżałobne bluźnierstwa posła Palikota, który mógł w Platformie działać tak długo jak chciał. Rząd – bez najmniejszej próby odwołania się do należnych Polsce praw – oddał Rosji prowadzenie śledztwa w sprawie katastrofy. Tak drapieżnie broniący swych kompetencji w walce z Prezydentem, okazał się bardzo potulny, gdy trzeba było za granicą zażądać instrumentów koniecznych do wykonywania władzy, czyli niezbywalnej odpowiedzialności.
Jednak również opozycja nie chciała przeżywać dramatu w wymiarze narodowym. Od początku PiS występował tak, jakby był jedyną partią, która w katastrofie straciła swych przyjaciół i polityków. Udzieliło się to jego zwolennikom, ci najbardziej radykalni potrafili nawet reagować lekceważąco na wypowiedzi niektórych bliskich ofiar.
Być może taki to czas, że partyjne konflikty pożerają narodową solidarność. Innym (i wyczekiwanym od tylu lat) wydarzeniem, które powinno było przywrócić nam poczucie duchowego sensu odzyskanego Państwa i wynikających stąd zadań, była beatyfikacja Księdza Jerzego. Choć Ksiądz Jerzy powinien być patronem naszej trzeciej niepodległości, można było odnieść wrażenie, że beatyfikowany jest święty z dalekiej, zamkniętej przeszłości. I może dlatego jest nam dziś tak bardzo potrzebny (bo – oczywiście – cdn.).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/108732-straszny-rok-poczatek-bilansu