Oddaj kota! - rzecz o tym, jak podróże kształcą
Jechałem wczoraj na pogrzeb Westerplatczyka. Starsza kobieta stała na wiejskim przystanku i machała ręką energicznie. Zatrzymałem się i zabrałem ją.
Przecz trzy kwadranse buzia jej się nie zamykała...
- Uff, dziękuję, że mnie Pan zabrał, bo stałam tu z godzinę, zmarzłam i taka jestem zła... na kogo? - a na syna, bo miał mnie zabrać do Radomia, ale tak się śpieszył, że nie zabrał. Od kiedy się ożenił, to tylko o pieniądzach myśli, jak i gdzie zarobić, a o matce to już nic.
- Ale i tak jest dobry, bo pracuje i nie pije. Bo synów to ja mam trzech i jedną córkę. Z najstarszym to mam problem, bo ten pije, razem z moim mężem siedzą w domu i pija na okrągło, mówię panu, krzyż pański z nimi mam. Najmłodszy syn to się znowu z tym starszym kłóci, nie daje mu pić, biją się nie raz, wychodzę wtedy na wieś, bo w domu wytrzymać się nie da. Ten młodszy raz rąbnął tego starszego w łeb czajnikiem z gorącą wodą, mówię panu, co się działo! Pogotowie przyjechało, policję wezwali zabrali mi chłopaka na komendę, ale wie pan, pojechałam tam i narobiłam takiego krzyku, ze komendant uszy zatykał i powiedział, że on ma dość takiej baby, takiego krzyku no i chłopaka mi wypuścili.
Gospodarstwo czy mam? - Nie, trzy morgi ziemi, co to za gospodarstwo. Z czego żyję - A u ludzi trochę się zarobi, u nas tu paprykę uprawiają to przy zbieraniu papryki zarobi się parę groszy. Najgorzej w zimę, to już zarobku nie ma żadnego.
No i zasiłku trochę dostaję z gminy. Pan wójt pomaga, taki dobry człowiek, mówię panu. Teraz, jak były wybory to sam ludzi podwoził samochodem. Głosowałam na niego, no pewnie, jak przyjdzie nowy to skąd ja wiem, czy zasiłek dostanę, może mi nie da. Tu dużo jest takich jak ja i wszystkie na wójta głosowali, całe rodziny. Dobry wójt, mówię panu...
- Wcześniej to ja pracowałam w jednostce wojskowej w Radomiu, w kuchni, ale mnie stamtąd zwolnili, po tym, jak mąż został ukarany. Za co? - No bo mąż miał wyrok za to, że mnie bił, a w wojskowości jak ktoś z rodziny ma wyrok, to taką osobę zwalniają. No i mnie zwolnili... - Niesprawiedliwie, mówi pan? No może i niesprawiedliwie...
- Do Warszawy bym teraz pojechała, tam można teraz zarobić przy odśnieżaniu, a ja się do łopaty nadaję, ale nie mam jak domu zostawić, bo mąż z synem do reszty wszystko przepiją i z domu wyniosą, nawet kota...
O tego kota, to cała wojna kiedyś była. Przychodzę do domu - nie ma kota! Pytam męża, pytam syna - nie wiedzą! Ale słyszę, że kot gdzieś miauczy u sąsiada. Idę do sąsiada - oddaj kota! A on mówi, że kota sprzedał mu mój mąż, a on tego kota zamknął w przechowalni owoców, żeby tam wyłapał myszy. I nie zamierza go oddawać. - Oddaj kota! - mówię, bo policję wezwę! A on na to - to wzywaj! Bo on, ten sąsiad kiedyś miał zatargi z policją, nawet trochę siedział za handel samochodami, a teraz to lubi jak policja przyjeżdża i potem się okazuje, że niepotrzebnie. - To ja wezwałam policję. Za dziesięć minut przyjechali do tego kota. - Kot jest mój! - tłumaczę policjantowi. - To go masz, mówi sąsiad i przynosi kota. Wcale ci go nie zabierałem! I się śmieje, że niepotrzebnie policje wzywałam. A potem to zaczęli mnie straszyć, że za niepotrzebne wezwanie policji będę musiała im zapłacić za paliwo. - Czy zapłaciłam? No chyba pan żartuje! Sąsiad zapłacił, bo on się tak śmiał, że aż policja się wkurzyła, zrobili mu rewizję i bimber znaleźli. Sprawę miał. Teraz się do mnie nie odzywa i mam spokój.
A kot? A kot w porządku. Jak przychodzę do domu, to przynajmniej on jest trzeźwy...
- Bardzo dziękuję panu za podwiezienie. Tak się ciekawie z panem rozmawiało....
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/108632-a-kot-a-kot-w-porzadku-jak-przychodze-do-domu-to-przynajmniej-on-jest-trzezwy