"To, jak rządzący traktują sprawę wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, stawia posłów PJN w niezwykle trudnej sytuacji"

PAP
PAP

Ponad miesiąc temu pisałem o swoim sceptycyzmie związanym z nowym projektem politycznym Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Od tamtego czasu PJN stał się klubem parlamentarnym a jego liderzy zapowiedzieli tworzenie partii i przedstawili deklarację ideową. W ostatnich dniach klub parlamentarny PJN przedstawił swoje stanowisko w dwóch ważnych sprawach.

W nocy z 16 na 17 grudnia posłowie PJN umożliwili Platformie Obywatelskiej przeforsowanie poprawki do ustawy o finansowaniu partii, zakładającej obniżenie w ciągu następnych dwóch lat subwencji budżetowych dla partii politycznych o 50 % . Przeciwko były: PiS, PSL, SLD.

Joanna Kluzik-Rostkowska od początku wyrażała poparcie dla tej inicjatywy, widząc w tym - skądinąd słusznie - zwiększenie szansy na wejście do sejmu w przyszłorocznych wyborach poprzez osłabienie największego konkurenta. Walcząc o partyjne interesy, PJN ręka w rękę z partią rządzącą przyczyniła się do osłabienia pozycji największej partii opozycyjnej. Niektórzy komentatorzy widzą nawet w tym symptomy osłabienia demokracji.

Nie posunąłbym się aż tak daleko, ale co by nie mówić, rząd się wyżywi. Wielki biznes, który dba o dobre relacje z każdą władzą także zrobi wiele, aby ten układ nie pozostał naruszony. PiS takiego komfortu nie ma i mieć nie będzie.

PO poparła w przeszłości ustawę o subwencjach budżetowych z powodów czysto partyjnych, publicznie deklarując, że chodzi o przejrzystość finansowania partii politycznych. Dzisiaj PJN popiera obniżkę subwencji, ponieważ to zwiększa szanse na wejście do parlamentu w najbliższych wyborach, a przy okazji wysyła do wyborców sygnał: jest kryzys, więc oszczędzanie zaczynamy od siebie. PJN ma poczucie, że przyczyniło się do zdyscyplinowania elit i ograniczenia marnotrawstwa publicznych pieniędzy. De facto najwięcej traci na tym PiS.

Tworząc nowy klub z części posłów partii Jarosława Kaczyńskiego, PJN postawiła PiS w sytuacji, w której nie może już blokować zmian w konstytucji. Zatem głosowanie w tej sprawie będzie kolejnym testem rozłamowców. I po raz kolejny pokaże, czy ugrupowaniu Joanny Kluzik-Rostkowskiej bliżej do Platformy czy Prawa i Sprawiedliwości.

Za wcześnie na to, aby rozstrzygać o tym, czy PJN będzie w przyszłości "twardą opozycją", czy parlamentarnym (a po najbliższych wyborach, być może rządowym) koalicjantem Platformy Obywatelskiej. Jednak pierwsze decyzje wskazywałyby raczej na to, że wbicie klina między dwie największe partie odbędzie się przede wszystkim kosztem PiS-u, który dzisiaj jest nade wszystko rzecznikiem wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej i pociągnięcia do odpowiedzialności politycznej obecnie rządzących.

10 grudnia w Krakowie Joanna Kluzik-Rostkowska i Paweł Kowal ogłosili na konferencji inicjatywę powołania komisji nadzwyczajnej, mającej na celu wyjaśnienie pierwszych decyzji rządu po katastrofie smoleńskiej oraz analizę podstawy prawnej, w oparciu o którą prowadzi się śledztwo w tej sprawie. 13 grudnia PJN złożył projekt powołania komisji. Marszałek Schetyna wykluczył jednak powołanie jakiejkolwiek komisji sejmowej, tłumacząc, że prokuratura rzetelnie prowadzi śledztwo w tej sprawie  a w sejmie pewnie nie znajdzie się większość, która by ten projekt poparła.

Marek Cichocki na stronie Teologii Politycznej napisał, że projekt uchwały w sprawie powołania komisji nie jest tylko próbą "łatania dziury" po kongresie PJN 12 grudnia, na którym nie padło ani jedno słowo na temat katastrofy smoleńskiej. Przypomnijmy, że w deklaracji ideowej twórcy PJN uzależniają wiarygodność i międzynarodową pozycję państwa polskiego od wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Jak możemy przeczytać:

"Jest to szczególnie ważne teraz, gdy trwa proces ustalania nowej geopolitycznej struktury nie tylko naszej części Europy, lecz także nowego ładu w polityce światowej."

Dla Cichockiego "sytuacja, w której Katastrofa Smoleńska jest sprawą międzypartyjną, oznacza świadomą abdykację z państwowości i polityki." Dlatego uważa, że należy powołać komisję o charakterze ponadpartyjnym. To słuszny postulat. Sęk w tym, że nierealny.

Inicjatywa PJN nie ma charakteru ponadpartyjnego, jest uwikłana  - co oczywiste - w grę parlamentarną. Rzecz w tym, że projekt uchwały PiS-u o powołaniu komisji śledczej jest traktowany jako wyraz partyjniactwa i próba zawłaszczenia tego tematu przez jedno ugrupowanie. W taki sposób można zdezawuować każdy pomysł partii opozycyjnej. Zaś wniosek PJN o powołanie komisji nadzwyczajnej przedstawiany jest jako przykład inicjatywy wychodzącej ponad partyjne spory.

Jednak ostatecznym efektem jest wizerunkowe dokopanie zespołowi parlamentarnemu Antoniego Macierewicza. Zespołowi, któremu przewodzić chciała Joanna Kluzik-Rostkowska. Koniec końców i tak decyduje większość parlamentarna, dlatego debata o tym, czy powołać komisję czy nie i o jakim charakterze jest siłą rzeczy sprowadzona do "sprawy międzypartyjnej" i zależy w głównej mierze od partii rządzącej.

W tym sejmie powołanie poważnej komisji (śledczej czy nadzwyczajnej) jest niemożliwe. I członkowie PJN muszą sobie zdawać z tego sprawę. Nie chce tego Platforma, a PiS został totalnie zepchnięty do narożnika i to jest jedyny realny efekt inicjatywy PJN. Pytanie zatem czemu miała ona służyć?

Deklaracje rozłamowców w kluczowych dla nich tematach: polityki rodzinnej, uwolnienia przedsiębiorców z gorsetu absurdalnych przepisów, podmiotowej polityki zagranicznej brzmią bardzo atrakcyjnie, choć świeże nie są. Nie znamy na razie szczegółów, bo program PJN jest w trakcie tworzenia. Dlatego płomienne deklaracje należy zestawiać z rzeczywistymi decyzjami politycznymi.

Poziom wzajemnych emocji między PiS a PJN coraz bardziej oddala perspektywę współpracy tych dwóch ugrupowań w przyszłości. Taktyczna współpraca z PO na obecnym etapie postawi PJN niebawem przed nie lada dylematem. Wzięcie pełnej odpowiedzialności za rządzenie i wejście w koalicję rządową z PO w przyszłym sejmie lub realizowanie swojego programu w dotychczasowej, opozycyjnej formule. To pytanie o to, czy PJN myśli o władzy w perspektywie roku na zasadach dyktowanych przez PO czy, powiedzmy, pięciu lat, zakładając wzrost poparcia i przejęcie władzy?

Jeśli zdecyduje się na wariant pierwszy pełnić będzie rolę stronnictwa wzmacniającego konserwatywny nurt PO Jarosława Gowina. Ale w kluczowych sprawach programowych pole manewru będzie ograniczone. Trudno sobie bowiem wyobrazić, żeby PO realizowała ekonomiczne pomysły prof. Krzysztof Rybińskiego.

Przede wszystkim jednak to, jak rządzący traktują sprawę wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej stawia posłów PJN w niezwykle trudnej sytuacji. PO jest w dużej mierze poniekąd sędzią we własnej sprawie. I trzeba sobie to jasno powiedzieć. Dlatego ewentualne związanie się z partią rządzącą osłabi wiarygodność PJN w dążeniu do wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, w tym określenia zakresu rzeczywistej odpowiedzialności politycznej i prawnej ówcześnie rządzących przed, w trakcie i po katastrofie.

Wyjaśnienie największej katastrofy w powojennej Polsce jest sprawą wiarygodności polskiego państwa, a więc również testem dla polityków. Zwłaszcza tych, których dotychczasowe polityczne decyzje osłabiają największą partię opozycyjną. Partię, toczącą bój na śmierć i życie z rządzącymi, którzy nie poczuwają się do żadnej odpowiedzialności za to, co stało się 10 kwietnia pod Smoleńskiem.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych