W niedzielę zaczepił mnie na ulicy pewny siebie trzydziestolatek, o wyglądzie ekologa i dość natrętnie zapytał:
Co to za durnota z tą pikietą pod domem Jaruzelskiego.
Zaczepiony poszedłem na wymianę poglądów, choć rzadko na takiej wymianie wychodzę korzystnie. Więc mu mówię:
Oto, proszę Pana, mam tyle lat, co Putin, dokładnie tyle samo i problem jest w tym , a widzę to w dniach ostatnich, że pamiętamy obaj, ale różne wersje.
Oto, proszę Pana, urodziłem się w 1952 roku, razem z konstytucją kraju, który nie był wolny.
Już żyłem a jeszcze zabijano polskich patriotów za to, że nimi byli.
Dlatego bliższy mi Fieldorf niż Świerczewski, za co przepraszam.
Kraj był rosyjską kolonią z woli możnych tego świata oraz historii, lżejszą, gdy byłem starszy, ciężką we wczesnym dzieciństwie.
Dzięki mym rodzicom dzieciństwo miałem spokojne i szczęśliwe, choć stałem w kolejce po makaron w czasie kryzysu kubańskiego oraz wychowano mnie w niechęci do zachodniego imperializmu.
Wschodni oglądałem na własne oczy pod czeską granicą.
W Polsce rządzili ludzie, których nikt do tego nie zmuszał, ale chcieli rządzić i tak weszli do historii namiestników.
Żeby zrobić karierę trzeba było należeć do partii.
Nie było to obowiązkowe. Jedni należeli ze wzglądów ideowych i ci stracili wszystko, bo żadna to była idea.
Inni – czego nie należy im wyrzucać – należeli dla kariery, bo przecież życie mija, bo żona, bo dzieci.
Chwała tym, którzy kariery nie zrobili i nikt o nich nie słyszał, w przeciwieństwie do tych, którzy zrobili, ale myślą, że nikt nie pamięta - jak.
W czasach młodości można było skończyć studia i wyjeżdżać do Czechosłowacji.
W moim domu nie budziło to zachwytu i o Rosjanach, którzy wygnali moją rodzinę, skąd pochodziła, mówiło się mało chętnie, choć wcześnie czytałem Dostojewskiego w oryginale, a jako starszy słuchałem Wysockiego.
Byli też inni, którzy mówili, że taka jest konieczność historii, plus żona i dzieci, wielu z nich jest obecnie szczerymi demokratami.
Tak mają.
Gdy skończyłem studia nie pracowałem w Milicji.
Putin pracował, bo to była jego Milicja. Moja nie.
Gdy pojawiła się Solidarność należałem do niej od początku.
Putin do niczego nie należał – z braku tegoż i w poczuciu niezmiennej trwałości, przynajmniej od Stalina.
Za Solidarność zostałem na parę lat taksówkarzem.
Putin został pułkownikiem oraz paru moich kolegów.
O generale myślałem, że jest oficerem z poczuciem honoru, ale przecież skoro był, gdzie był, to musiał pasować Rosjanom, bo by go pogonili.
Potem poznałem jego historię, po której się wstydzę. Za niego. On się nie wstydzi. Nie musiał być, ale chciał. I nie ma cudów. Nie byłby on, byłby inny.
Stan wojenny wprowadzili zgodnie z logiką systemu.
Dzięki temu więcej mam przyjaciół za granicą, niż w Polsce, bo ich wyrzucili. Tak liczą, że było tego koło 60 tysięcy, z wyższym wykształceniem.
To była kolejna czystka elit, począwszy od Powstania, przez wieszanie i rozstrzeliwanie, po emigrację, która – rzecz jasna- jest łagodniejsza i za to wdzięczność czasom łatwego przepływu informacji.
Zgodnie z logiką systemu rękoma tych, którzy chcieli ( bo czas ucieka, bo żona, bo dzieci) brano za pysk i oświniano tych, którzy nie wiwatowali. I tak zostało.
Potem doszło do pokojowego przejęcia władzy, takiego, że Kiszczak był ministrem pierwszego rządu, a Generał pierwszym prezydentem, by pilnować wcale nie moich interesów, ale przecież chciał, musu nie było.
Miałem już dwadzieścia osiem lat za Solidarności plus osiem czekania na zmianę.
I ona przyszła.
Wojna nie była specjalnie uciążliwa.
Zginęło w niej mniej więcej tylu, ilu Saddamowi starczyło na stryczek, ale przecież nie porównujmy.
Ale przecież nie patrzmy w przeszłość.
Ale przecież – w zgodzie z Konstytucją – wszyscy są równi, a nikt nie jest odpowiedzialny.
Jak robić lustrację w rodzinie, jak grzebać się w przeszłości, po co być w Solidarności, na którą młodo wyglądający premier nakrzyczał w okrągłą rocznicę.
Jeszcze Śniadek coś przebąkiwał o tradycji i programie Solidarności. Jedynym programie zmian w Niepodległej. Jedynym – podkreślam - jako szczęśliwy posiadacz egzemplarza.
To i Śniadka pogonili.
Jeszcze się Kaczor za przeszłością ujmuje, on jeden, bo nie młodzi gniewni, co go opuścili, przeto trzymam z Kaczorem, z braku innych, co chcą pamiętać.
I oto, proszę Pana, jak widzę, że generał jest znów na salonach, a Pana rówieśników to nie dziwi, jak słyszę, że ważna jest przyszłość, gdy przeszłość jeszcze skrzeczy, to myślę sobie - proszę Pana - że trzeba iść na ulicę Ikara w kraju, gdzie wciąż największym pomnikiem na Powązkach jest grób Bieruta i Marchlewskiego, a prosto od bramy wita gościa monument towarzysza Wiesława, a wszyscy odeszli do piekła z krwią na rękach.
Zanim przybędzie następny .Trzeba iść pod dom generała, by nie myślał, że musiał, skoro tylko chciał, proszę Pana
Nic z wymiany nie wyszło. Chodzi o poglądy.
I chyba tak zostanie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/108325-markiewicz-dla-wpolitycepl-o-13-grudnia-i-niezwykly-rysunek-andrzeja-krauzego-z-1982-roku
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.