Blida zamordowana? Film TVP2 zawiera takie sugestie, choć wcale ich nie udowadnia

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Z pewnego filmu amerykańskiego opowiadającego historię Algera Hissa, dyplomaty i polityka podejrzewanego o szpiegostwo na rzecz Sowietów, zapamiętałem postać jego adwokata. Podczas jednego z kolejnych procesów stanął on przed ławą przysięgłych i obiecał, że poprowadzi sędziów przez życie swojego klienta. Ten prawnik słynął z tego, że grał na wzruszeniach. Potrafił sam się rozpłakać podczas obrończej mowy, a  wzruszał też innych. Udało mu się doprowadzić do tego, że niejednomyślna ława nie skazała Hissa. Ale stało się  to podczas jednego z następnych procesów. Dziś historycy uznają tego bohatera głośnej afery za winnego.

Sylwester Latkowski i Piotr Pytlakowski zrobili podobnie - wygłaszając mowę, która była zarazem oskarżycielska i obrończa. Taką mową jest cały ich ponad godzinny film o sprawie Barbary Blidy.

Trudno się nie wzruszyć słuchając wspomnień o niej  - jej męża, syna, siostry czy przyjaciół. Piszę to bez ironii, wręcz powołaniem bliskich jest wierzyć w niewinność bliskiej osoby. Trudno się nie wzruszyć oglądając archiwalne zdjęcia pod duszoszczypatielną muzykę. Blida była osobą sympatyczną, była  szorstką, szczerą Ślązaczką. Tylko, czy to na pewno cała nasza wiedza o tej historii? Czy możemy być pewni, że wiemy wszystko?

Gdy film robią dwaj śledczy dziennikarze, spodziewam się nowych faktów, ustaleń, dokumentów. Tymczasem sama afera węglowa potraktowana jest w nim tak, że kto nie ma wiedzy skądinąd, niewiele zrozumie. Owszem, sukcesem jest pokazanie po raz pierwszy przed kamerami Barbary Kmiecik, słynnej śląskiej Alexis, która podobno miała pogrążyć Blidę swoimi zeznaniami. Tylko, co wynika z jej własnych słów? Z jednej strony sugestie, że się bała, że naciskano na nią zamykając wcześniej córkę (za co? Wątek niejasny. Ale nie wiemy też, za co zamknięto samą Kmiecik). Z drugiej  zapewnia nas ona, że podczas śledztwa mówiła co chciała. Co jednak tak naprawdę mówiła? Nie dowiemy się tego do końca filmu.

Ani od niej samej, ani od występujących w charakterze komentatorów dawnych funkcjonariuszy ekipy Kaczyńskiego (w dużej mierze z nim skłóconych, takich jak Jarosław Marzec czy Janusz Kaczmarek), czy innych dość przypadkowych postaci.

Wystarczyć muszą wzruszenia. I ogólnie złe wrażenie, jakie robi władza, która wysłała funkcjonariuszy do domu byłej minister o 6 rano. Czy była to nadgorliwość? Możliwe. Choć wobec wyjściowej czarnej dziury ocenić to bardzo trudno. Czy ekipy przeprowadzającej akcję nie kompromitują wpadki, nieudolność? Bardzo prawdopodobne, taki obraz się wyłania. Tylko, że to ciągle za mało aby roztaczać przed nami obraz zbrodniczego reżymu.

Jako koronny zarzut wobec Kaczyńskiego i Ziobry  przywoływana jest po raz kolejny dramatyczna narada u premiera Kaczyńskiego na temat afery węglowej, podczas której zapaść miały kluczowe decyzje. I znów: nie jestem pewien, czy nie mamy tu do czynienia z przypadkiem nadgorliwości. Czy ekipa, która doszła do władzy pod hasłem walki z nadużyciami, nie pospieszyła zbyt ochoczo za wrażeniem, że oto łapany jest za rękę układ.

Z drugiej strony Latkowski i Pytlakowski jako wytrawni dziennikarze śledczy mogli się pokusić o własną ocenę: był choć pozór układu, czy nie było nic? Oni zaś ograniczają się do wyrazów oburzenia w rozmowie z jednym z prokuratorów, że chciano jednego dnia zamknąć 14 osób.

Czy ktoś uwierzy, że o sprawie byłej minister z innej partii premier nie wypowie się na naradzie? Moim zdaniem zrobiłby to, nawet gdyby decyzję podejmowała prokuratura formalnie niezależna. Wtedy zaś działała pod ministrem Ziobro jako zwierzchnikiem. Premier decydowałby, lub przynajmniej wypowiadał swoją opinię, tylko niekoniecznie byśmy o tym wiedzieli. Tamta ekipa podpadła, bo okazała się w ostatecznym rozrachunku skłócona i nieszczelna.  Dostarczyło to jednak materiału do krzyków, że IV RP ma krew na rękach.

Teraz zaś rzecz najbardziej kontrowersyjna (powinienem chyba użyć mocniejszych słów). Oto Latkowski i Pytlakowski lansują nachalnie tezę o zabójstwie. Choć pokazują jedynie hipotetyczną zagraną przez aktorów scenę, w której funkcjonariuszka szamocze się z Blidą. Czy po to aby ją zabić, czy bezskutecznie przeszkodzić w samobójstwie (w następstwie czego pada strzał).? No właśnie.

Poszlaki pokazują, że teza jakoby Blida strzeliła do siebie pod nieobecność kobiety z ABW w łazience jest wątpliwa. Ale przecież możliwych jest wiele wersji pośrednich. Jeśli strzał padł w trakcie szarpania się, funkcjonariusze mogli to chcieć zatuszować. To jednak nie wystarczy aby twierdzić, że było coś więcej.

- Czy wzywałaby adwokata, gdyby chciała się zabić?  - forsuje swoją wersję jeden z dziennikarzy.  A przecież w jednej dramatycznej minucie życia można podejmować taką decyzję, w innej inną. Tak już po prostu jest.

I pani adwokat, i siostra zmarłej zapewniają do kamery, że w samobójstwo nie wierzą. Jednak mąż i syn wierzą, a nie są o to w ogóle pytani. O tym, że mają inny pogląd mogliśmy się dowiedzieć z rozmaitych wywiadów z nimi, ale nie w tym filmie. Byli zresztą obaj zdegustowani tą tezą Latkowskiego i Pytlakowskiego. Czy aby  uderzyć w filmie z najgrubszej rury, można tak mocno iść na skróty? Przecież to jest pośrednie oskarżanie ludzi, cóż z tego, że funkcjonariuszy służb, o to że są winni najcięższej zbrodni. Czy warto to  robić po to aby napiętnować pośrednio swoich najgorszych politycznych wrogów. Albo żeby zyskać rozgłos.

Wiceszefa ABW Piotra Ocieczka, związanego z ekipą Ziobry, złapano na kłamstwie: przed komisją śledczą twierdził, że Barbary Kmiecik prywatnie nie znał, ale świadkowie są innego zdania i nieco to komplikuje szczegóły całej historii. To jednak tak naprawdę jedyne odkrycie Latkowskiego i Pytlakowskiego, reszta to wrażenia, wzruszenia, mgliste sugestie. Wystarczające aby film ogłoszono sukcesem.

Wystarczające, bo poprzedni rząd był w tej sprawie  od początku pochyłym drzewem. I nie twierdzę, że zachował się w tej sprawie bez zarzutu. Choć skądinąd warto wspomnieć i to, że  francuska policja w ciągu ostatnich 15 lat wchodziła do mieszkań dwóch premierów. Jeden z nich Pierre Beregovoy popełnił samobójstwo. Francja nie stała się jednak dla nikogo miejscem rządów krwawego reżymu. Stała się tylko widownią patologii typowych dla demokracji. O patologiach warto dyskutować, ale niekoniecznie grając znaczonymi kartami.

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych