Odczarowanie PO - tak. Ale niekoniecznie sukces PiS. Rysuje Krauze

Rys. Andrzej Krauze, "Pssst!"
Rys. Andrzej Krauze, "Pssst!"

Zgadzam się z Michałem Karnowskim, a w jakimś sensie i z Jarosławem Kaczynskim, że wyniki wyborów do sejmików wojewódzkich to żółta kartka dla rządzącej Platformy Obywatelskiej. O ile ostateczne rezultaty potwierdzą z grubsza to, co wykazały badania typu exit poll.

Nie należy ich oczywiście zestawiać z wynikami samorządowymi PO sprzed czterech lat (w takim przypadku i Platforma i PiS odniosły sukces), ale  wynikami parlamentarnymi sprzed lat trzech i wynikami europejskimi sprzed ponad roku - bo są późniejsze.

W 2007 roku prowadzona jak burza przez Donalda Tuska Platforma dostała 41.5 procenta poparcia. W wyborach do europarlamentu wzniosła się na wyżyny - nieco ponad 44 procent.  Teraz ma podobno ponad 33. Widać wyraźnie, że jej marsz w kierunku zdominowania sceny politycznej został zahamowany. Nawet tradycyjnie pojawiające się w takich sytuacjach argumenty - na przykład o mobilizacji żelaznych elektoratów bardziej na prawicy niż w amorficznym centrum - na razie nie są bardzo przekonujące. Frekwencja nie była wcale niska. Jeśli więc PO będzie rządzić w następnej kadencji Sejmu to z silniejszym koalicjantem, więc bardziej od niego uzależniona.

Bardzo ostrożnie przystępowałbym za to do odtrąbiania sukcesu PiS. Oczywiście na tle twierdzeń o jego zaniku, o  sprowadzeniu do roli sekty, ten wynik - między 27 i 28 procent - jawi się jako całkiem solidny. Ale jest to regres wobec kilku wyników poprzednich (poza wyborami europejskimi), a już w stosunku do wyników Jarosława Kaczyńskiego z pierwszej tury wyborów prezydenckich (36 procent) regres nawet wyraźny. Ale jest coś jeszcze.

Wyobraźmy sobie, że są to wybory parlamentarne. Ba, że to PiS dostał 33 procent, a Platforma - 27. Czy moglibyśmy uważać Jarosława Kaczyńskiego za zwycięzcę. Nie, bo jest, na skutek własnych deklaracji z ostatnich miesięcy chronicznie niezdolny do zawierania koalicji z kimkolwiek. Chyba nawet z PSL. W tej sytuacji nawet gdyby miał pierwsze miejsce, byłby skazany na trwanie w opozycji.

Oczywiście jego zwolennicy zachwalają tę postawę jako służącą pełnemu zwycięstwu - za kolejne cztery lata. Ale wielu działaczy może tych kolejnych czterech lat pozostawania poza władzą nie przyjąć. Jedni, bo chcą wpływać na rzeczywistość. Inni, bo  marzą o konfiturach, miejscach w radach nadzorczych i publicznych mediach dla krewnych i znajomych. To może być źródłem fermentu w PiS, choćby Mariusz Błaszczak ogłosił zwycięstwo.

Zobaczymy zresztą, jak będzie wyglądała zdolność PiS do wchodzenia w koalicję w tych sześciu województwach, gdzie ma on pierwsze miejsce.  Ale gdyby nawet w niektórych regionach mu się to udało, w całym kraju na przeszkodzie stanęłaby nowa taktyka Kaczyńskiego, który jeszcze w roku 2009 nie wykluczał, moim zdaniem słusznie, sojuszu z lewicą lub choćby z ludowcami. Teraz to wyklucza.

Świętującym sukces PiS, jak i tym którzy jak redaktor Tomasz Wołek, usiłują dowodzić, że to kolejny wielki sukces PO zwracam uwagę, że możliwa jest i inna ewentualność. To krok w tył w marszu do systemu dwupartyjnego. Dobry wynik PSL i bardzo dobry lewicy mogą być sygnałami abyśmy się nie przywiązywali raz na zawsze do jakiegokolwiek wariantu.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych