Jedynym (oprócz USA) krajem, który mógłby wywrzeć nacisk w sprawie Smoleńska jest mocarstwo numer dwa - czyli Chiny

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Niezadowoleni z przebiegu rosyjskiego śledztwa w sprawie tragedii smoleńskiej była minister spraw zagranicznych Anna Fotyga i Antoni Macierewicz szukają w USA poparcia dla inicjatywy utworzenia międzynarodowej komisji do sprawy zbadania przyczyn katastrofy. Jedynym oprócz Ameryki krajem, który mógłby w tej sprawie wywrzeć jakiś nacisk na Rosję, jest światowe mocarstwo numer dwa, czyli Chiny.

Czy gdyby w przypadku fiaska misji amerykańskiej Anna Fotyga i Antoni Macierewicz zwrócili się o poparcie do Pekinu, mogliby je uzyskać? Poniższe rozważania to oczywiście tylko spekulacje, gdyż politycy Prawa i Sprawiedliwości (przynajmniej w świetle znanych mi oficjalnie i nieoficjalnie faktów) nie kontaktowali się z Pekinem, a głośny list Jarosława Kaczyńskiego był adresowany do USA, UE 27 i kilku innych krajów Zachodu i bliskiej zagranicy. To zresztą pierwszy z wielu powodów, dla którego dziś na poparcie Chin obóz PiS nie może liczyć. A jakie są pozostałe?

Unikanie konfliktów

Jednym z dogmatów chińskiej polityki zagranicznej od trzydziestu lat jest zasada "zachowania stabilnego otoczenia zewnętrznego dla rozwoju Chin". Celem było zapewnienie jak najszybszego wzrostu gospodarczego, a ten był niemożliwy bez kapitału, ale też politycznej życzliwości zagranicy (zwłaszcza Zachodu, którego znaczenie w XX wieku było dużo większe niż obecnie). Dlatego Chiny nie angażowały się w konflikty i nawet jeśli sprzeciwiały się np. wojnie w Iraku, to pozwalały, by liderem takiego sprzeciwu były np. Niemcy, Rosja, Francja, a same chowały się niejako za plecami. Oczywiście dopóki rozwój Chin nikomu nie przeszkadzał, unikanie konfliktów było łatwe. Jednak po globalnym kryzysie w 2008 roku Chiny wyszły wzmocnione. To co przepowiadano tylko jako jedną z wielu możliwych alternatyw, stało się faktem. Są już światowym mocarstwem, mającym swoje interesy we wszystkich zakątkach globu od Afryki, Ameryki Łacińskiej, po Europę Wschodnią. Zagrażają Rosji i stanowić będą w XXI wieku prawdziwe wyzwanie dla Ameryki. Dlatego od tej pory nie będzie taryfy ulgowej. W światowej ekstraklasie na forum G20 USA (i Indie) wywierają na Chiny nacisk na rewaluację juana, a dalszy rozwój Chin, będzie skutkował coraz większym zapotrzebowaniem tego kraju na energię, co będzie musiało skutkowac coraz ostrzejszą rywalizacją o surowce, która już się toczy. Zaniepokojone wzrostem znaczenia Chin zwierają szeregi inne państwa regionu, takie jak Indie i Japonia (niedawne spotkanie przywódców obu państw). Rozpoczął się nowy etap modyfikacji obecnego systemu międzynarodowego tak, by był on w stanie przyjąć coraz bogatsze i coraz bardziej wpływowe Chiny. To droga przez prawdziwe pole minowe i w tej sytuacji znajdujący się pod wielką presją Pekin z pewnością nie potrzebuje otwierać nowego pola konfliktu zwłaszcza, że łączą go

Bliskie relacje z Rosją

Rosją, z którą jednocześnie toczy bardzo subtelną grę. Oficjalnie oba kraje łączy sojusz, umocniony Szanghajską Organizacją Współpracy, (ograniczającą wpływy USA w Azji Centralnej) i nawet wspólnymi ćwiczeniami wojskowymi. które właśnie ramach SOW odbywają się co dwa lata. Jednak relacje te są pełne nieufności. Chiny jako największy import_er energii, kupują od największego eksportera wręcz śladowe ilości. Wolą za to wspierać inne kraje Azji Centralnej, by te uniezależniały się od Rosji (i same także zdywersyfikować swoje dostawy).

Pekin bezlitośnie ogrywa Rosjan. Nie zmienia to jednak dwóch istotnych spraw. Po pierwsze nie można wykluczyć, że Chiny w każdej chwili mogą potrzebować rosyjskiej energii, jeśli sprawy w innych, starannie zdywersyfikowanych źródłach potoczą się nie po ich myśli. Po drugie pomimo iż Pekin docenia Polskę bardziej niż sami Polacy*, to jednak z jego punktu widzenia gra z Rosją toczy się o poziom, jeśli nie dwa poziomy wyżej. Polska jest państwem średniej wielkości, podczas gdy Rosji nadany jest być może priorytet nie tylko dużego państwa, ale równy Unii Europejskiej (a Polska to tylko duży kraj UE, ale jednak nie UE).

Znamienny jest przy tym incydent do jakiego doszło w polskim pawilonie EXPO w kwietniu tego roku, tuż przed jego otwarciem. Przygotowany na długo przed zmianą polskiej polityki wobec Rosji film dokumentalny  pokazywał rolę chińskich liderów w polskim październiku 56'. Było to coś w rodzaju niewinnego mrugnięcia okiem, jak to było fajnie sprzeciwiać się wspólnie Moskwie. Jednak władze chińskie nie poznały się na żartach. Zagroziły skandalem i kazały film wycofać. Pytani o całe zajście polscy dyplomaci oraz osoby związane z PAIZEM i PARPem nabierają wody w usta. Istnieją trzy interpretacja tego wydarzenia: chińskim władzom nie spodobał się sposób prezentacji chińskich przywódców (postacie animowane), nie życzyły sobie polityki w żadnym wydaniu i wreszcie nie chciały żadnych zatargów z Rosją kosztem Polski.

Nieingerowanie w sprawy wewnętrzne

Kolejnym dogmatem chińskiej polityki zagranicznej, a być może nawet chińskiego modelu stosunków międzynarodowych (o tyle ryzykowne to stwierdzenie, iż model ten dopiero się krystalizuje) jest nieingerowanie w wewnętrzne sprawy innych państw, powstrzymywanie się od oceny ich przywódców i koncentracja wyłącznie na biznesie (oczywiście spełniania tego standardu oczekują Chiny od innych krajów w stosunku do siebie, a więc nie życzą sobie pytań o opozycję polityczną, Dalajlamę i inne sprawy wewnętrzne). Ten model działania został już przetestowany w Afryce i tam się sprawdził (zresztą sami Afrykańczycy na to specjalnie nie narzekają).

Skoro Polacy w sondażach deklarują, że chcą PO i są zadowoleni ze śledztwa lub przynajmniej je akceptują, to nie ma najmniejszego powodu, by Chiny interweniowały w tej sprawie. Nawet jeśli ta akceptacja jest wynikiem "układu"miejscowych elit, a polska demokracja fikcją, fasadą, czy" Ubekistanem", to dla Chin nie ma to żadnego znaczenia. Demokracja w świecie pax sinica nie jest standardem, jest nim natomiast uszanowanie każdej władzy, bez rozstrzygania czy jest słuszna czy niesłuszna. Zgodnie zresztą ze wschodnim podejściem takie rozważania to strata czasu, bo każda władza jest słuszna dopóki jest -  bo to znaczy, że ma mandat Nieba. Jej ewentualna zmiana to wewnętrzna sprawa Polski i jej elit (lub "łże-elit"), na drodze wyborów, czy nie, to też bez znaczenia (każdy kraj ma własne tradycje, według których rozstrzyga takie sprawy).

To zupełnie nowy standard w polityce międzynarodowej, lecz mimo iż jego stosowanie bulwersuje on opinotwórcze elity Zachodu (np w Sudanie), to Chiny są w tym wyjątkowo, przynajmniej jak na razie konsekwentne. Bo liczy się przede wszystkim biznes.

Biznes

A z Platformą Obywatelską i PSL interesy idą dobrze. 3 listopada po kilkunastu miesiącach rozmów i negocjacji podpisano cztery umowy: ogromny kontrakt na dostawy miedzi dla KGHM, plus trzy inne kontrakty i porozumienia, firmy Aero2 z chińskim Huwaei, a także CIECH i Politechniki Warszawskiej. Chiny przymierzają się do inwestowania w polskie zakłady produkcyjne, a także do wygrywania przetargów na budowę infrastruktury. Jak na razie, przy sprzeciwie UE (klauzula nieuczciwej konkurencji), budują dwa krótkie odcinki A2 Łódź- Warszawa o łącznej długości 49 km. (Wcześniej pisaliśmy o ekspansji inwestycyjnej).

Wiele wskazuje na to, że za tymi zamówieniami pójdą następne. Czy w tej sytuacji Pekin będzie krytykował Donalda Tuska, Waldemara Pawlaka czy Grzegorza Schetynę za to, że nie wywiera nacisku w sprawie śledztwa smoleńskiego? Będzie się działo coś przeciwnego. Dlatego marszałek Schetyna dostąpił zaszczytu przemawiania razem z chińskim premierem i premierami innych państw oraz sekretarzem generalnym ONZ w ostatnim dniu EXPO. (Ta istotna informacja nie przebiła się do głównego nurtu polskich mediów- zamieściliśmy ją tutaj).

List Jarosława Kaczyńskiego

Głośny list Jarosława Kaczyńskiego opublikowany 29 września tego roku był apelem do krajów zachodnich o wierność zachodnim ideom XIX i XX wiecznym. Wydaje się, że będą one gasnąć z każdym rokiem im bardziej Zachód będzie przekonany iż Rosję trzeba będzie akceptować taką jaka jest, a do głosu będą dochodzić Chiny i Indie (co wydaję się procesem nieuniknionym). Sam Jarosław Kaczyński chyba zdaje sobie sprawę, że ten świat odchodzi do przeszłości, bo jego list wydaję się być romantycznym apelem: "Należy wrócić do standardów i obyczajów, które były dla wielu ludzi i narodów podstawą wiary w lepszy świat. Należy odkurzyć drogowskazy wartości w polityce międzynarodowej." To co pisze Jarosław Kaczyński jest czymś dokładnie odwrotnym niż wizja harmonijnego świata przygotowana w Pekinie. Nawet jeśli nie uda się Chinom swojej wersji ładu światowego przeforsować, (a XXI wiek nie będzie światem sinocentrycznym, tylko światem w którym będą mieszać się i równoważyć wpływy wielu cywilizacji, a zatem systemów wartości) powinny one być mocno zaniepokojone kilkoma sformułowaniami: "zainspirowani w duchu <<za wolność Waszą i naszą>>, uważając, że wolność naszego kraju jest ściśle związana z zapewnieniem wolności i demokracji w wielu regionach Europy". Teoretycznie list jest wewnętrzną sprawą świata zachodniego, ale w kolejnym fragmencie czytamy:  Obecnie jesteśmy świadkami prób pomniejszania roli naszego regionu w Europie. Takie działania stanowią prezent dla tych państw, które nie uznają wartości demokratycznych i praw człowieka. Mogą wydawać się biznesowo atrakcyjnymi partnerami, ale nie przestrzegają wartości i standardów, które dominują w euroatlantyckiej przestrzeni politycznej - a to już mimowolne wyzwanie rzucone Chinom.

Czy jeśli ten list i zabiegi Anny Fotygi i Antoniego Macierewicza za Oceanem, nie przyniosą żadnych skutków poza kilkoma spotkaniami i apelami, oraz jak zwykle ciepłymi słowami o wyjątkowych i bohaterskich Polakach, Jarosław Kaczyński zdecyduję się napisać list do Pekinu i tam szukać poparcia? Musiałby to być zupełnie inny list, kładący nacisk na inne wartości i inną retorykę. Powinny znaleźć się tam sformułowania odnoszące się do harmonijnego współistnienia, poszukiwania własnej drogi z szacunkiem dla własnego kulturowego i cywilizacyjnego dziedzictwa, które różni Europę Wschodnią od Rosji itd.. Ale czy Pekin w to uwierzy?

PiS a sprawa chińska

Zwłaszcza iż trzeba zadać pytanie, co robił PiS przez ostatnią dekadę widząc, iż na Dalekim Wschodzie rośnie potęga, której coraz bardziej obawia się Rosja i która już zagraża Ameryce? Nic. I teraz kiedy można by próbować zagrać chińską kartą, jej po prostu nie ma. Trzeba przy tym zaznaczyć, iż Jarosław Kaczyński był pierwszym premierem, który w swoim expose wspomniał o Dalekim Wschodzie. Jesienią 2007 roku była już przygotowana azjatycka wizyta, ale jak wiadomo gabinet PIS-u upadł. Niewykluczone, że gdyby utrzymał się u władzy, to PiS realizowałby politykę zbliżenia z Azją (choć w przeciwieństwie do PO, nie mógłby liczyć na milczenie mediów, które, by nie wzburzać opinii publicznej przekonanej, iż do Azji jeździ się na wycieczki, po prostu nie relacjonują wizyt rządowych w tym regionie).

Niezależnie od tego, Chiny w projekcie IV RP nie zaistniały. Jarosław Kaczyński nigdy tego kraju nie skrytykował, zaś śp. Lech Kaczyński prowadził w Azji politykę wartości (to jest preferował kraje z demokracją parlamentarną, pisałem więcej o tym wcześniej) i w Chinach nie był. Nie pojawił się nawet na otwarciu igrzysk, co media ogłosiły "bojkotem", choć prezydent nigdy w tej sprawie się nie wypowiedział.

Może zdecydowała niechęć do dalekiej i meczącej podróży i zmiany czasu (chyba w tym należy doszukiwać się powodów, dla których polskiego pawilonu na EXPO nie odwiedził ani prezydent Komorowski, ani premier Tusk), może obawa wynikająca z tego, że państwo polskie nie dysponowało odpowiednim samolotem (w czasie wizyty w Mongolii TU 154 zamarzł i prezydent nie doleciał na czas na spotkanie z cesarzem Japonii). W dodatku twardy, 20 procentowy elektorat PiS, a zwłaszcza środowisko skupione wokół "Gazety Polskiej" (najsurowiej obok "Gazety Wyborczej" krytykowała Pekin w czasie olimpiady), jest w większości szczerze przekonany, iż Chiny to jeden wielki obóz koncentracyjny, w którym zjada się ludzkie płody i handluje organami.

Chiny w wizji IVRP, w ogóle nie zaistniały (lub nie zdążyły zaistnieć), ani jako alternatywa wobec Rosji, ani jako szansa i wyzwanie dla Polski w nowym kształtującym sie światowym ładzie. W odatku nie mają żadnego interesu w tym, by udzielić poparcia misji Anny Fotygi i Antoniego Macierewicza.

Dlatego pomoc z Pekinu dla Jarosława Kaczyńskiego tym razem na pewno nie nadejdzie.

PS. Lokalizacje pawilonów w czasie EXPO przedstawiały wyobrażenie świata pax sinica  z chińskim pawilonem w samym centrum i wytypowanymi liderami poszczególnych regionów. Pozycja polskiego pawilonu w samym centrum między Niemcami i Hiszpanią (a nie jak inny krajów Europy Wschodniej zepchniętych na obrzeża "Ouzhou Qu" ("strefy europejskiej Expo" wyraźnie wskazywała, iż jeśli Chiny odzyskają światową hegemonię i staną się na powrót Państwem Środka, dla Polski jest przewidziana rola lidera w Europie Wyszehradzkiej i być może nawet G20. Może to tylko "promocja", za którą kryją się apetyty chińskiego biznesu na kontrakty w Polsce? Napiszę wkrótce o tym tekst.

 

Autor

Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych