Co dziś znaczy być Polakiem? Co dziś znaczy być patriotą? Pytania te stawiamy co roku w listopadzie lub z okazji innych rocznic. Odpowiadamy najczęściej banalnie, ale i trudno mieć o to pretensje. Bo przecież na ogół wiemy. Kochać kraj, znaczy starać się o jego pomyślność i prawość, wierność Najwyższemu. Budować jego siłę i potęgę. Patrzeć w przyszłość szanując przeszłości ołtarze. Tak samo od wieków, tak zawsze w czasach pokoju.
Ale w tym strasznym roku 2010, który (jestem przekonany) historycy zapamiętają szczególnie, a nasze postawy i wybory publiczne będą oceniane niezwykle ostro, pytanie to trzeba postawić mocniej niż zwykle. Choć na moment musimy uciec z tego kisielu infantylizmu w jaki wpychają nas dziś władcy medialni i polityczni. Choć na chwilę musimy uzbroić się w powłokę odporności na wrzutki odwracające naszą uwagę. Choć na kilka godzin powinniśmy odrzucić zadufanie prowadzące do wniosku, że wolność i niepodległość dane są nam na zawsze. Jeśli nie zrobimy tego 11 listopada roku tragedii smoleńskiej, nie zrobimy nigdy. A wtedy w chwili gdy przyjdzie za zaniechania zapłacić rachunek, sumienie nie da nam spokoju.
Świadomie wracam do smoleńskiej tragedii. Im dalej od 10 kwietnia tym jaśniejsze jest w jak wielu wymiarach wydarzenie to wywarło wpływ na nasze losy. A także jak poważnym jest ostrzeżeniem do czego prowadzi niepoważne traktowanie państwa polskiego. W tym właśnie osobiście upatruję szerszych przyczyn tej największej tragedii narodowej po 1945 roku. Poprzedziło bowiem lot do Smoleńska kilka lat owej niepoważnej i infantylnej postpolityki, w której w celu zwalczenia jednej ze stron politycznego, druga (wielokrotnie potężniejsza) uruchomiła wszelkie możliwe narzędzia.
Dobro państwa, dobro wspólne, nawet bezpieczeństwo liderów państwa, zeszło na plan dalszy. Ba - było elementem gry, takim samym jak Palikot i żarty o cechach fizycznych przeciwnika. Prosty przegląd prasy z tych lat i programów telewizyjnych wniosek ten pozwala udowodnić.
Jeżeli na chwilę odejdziemy od emocji jakie Smoleńsk w nas wszystkich budzi i zanalizujemy jej polityczne skutki, to dostrzeżemy, że zmieniła ono znacząco bieg wydarzeń politycznych. W sferze międzynarodowej otworzyła Rosji drogę do zwiększenia wpływów w Unii Europejskiej, co w Polsce widać gołym okiem. Rozbiła solidarność krajów Europy środkowo-wschodniej, pozbawiło ją lidera jakim był śp. Lech Kaczyński. Wreszcie, wiele serc napełniła przestrachem. Może niesłusznym, nie rozstrzygam tu przyczyn tragedii, ale dużym.
W kraju naszym po smoleńsku pełnia władzy przeszła w ręce Platformy Obywatelskiej. Wiele instytucji, w systemie demokratycznym kadencyjnych, straciło ciągłość władzy. A rządzący błyskawicznie przejęli je całkowicie, pozbawiając opozycję naturalnego w systemie demokratycznym amortyzatora.
Ale najgorsze jest co innego - że wniosek podstawowy z tragedii 10/04, czyli straszliwe skutki zaniedbywania państwa, jest powoli zapominany. Nikt, dosłownie nikt, nie stracił w Polsce stanowiska po tym jak Tupolew, nasz Air Force One, z elitą narodową na pokładzie, roztrzaskał się na lotnisku na którym nie było żadnego polskiego funkcjonariusza, gdzie nikt nie sprawdził czy wszystkie światła działają, a kontrolerzy są trzeźwi itp. Wszystko zostało po staremu. Ludzie odpowiedzialni za bezpieczeństwo prezydenta, dalej pełnią swoje funkcje. Procedury są jakie były. I nawet samolot jest tego samego typu. A państwo rzekomo działa świetnie - bo... sprawnie zorganizowało pogrzeby.
Lekcja, bolesna i tragiczna, śmierć tylu osób, wszystko idzie na marne. A przecież wiemy, wiemy jako Polacy od zawsze, że cena za słabość Rzeczypospolitej jest w finale ogromna. Gdy państwo polskie jest silne i sprawne, Polakom jest dobrze. Odwrotnie - nigdy. I ani obecność w Unii Europejskiej czy w NATO tego równania i tej odpowiedzialności rządzących nie znosi. Suflowana dziś odpowiedź na pytanie co znaczy dziś patriotyzm, a więc wezwanie do osobistego bogacenia się, jest fałszywa. Tak - mamy z czego być jako Polacy po 20 latach być dumni. Ale czy stan naszego państwa jest równie dobry jak naszych majątków? I czy ta dysproporcja będzie do utrzymania bez końca? Czy dobry czas będzie trwał wiecznie? A państwo funkcjonowało bez skutecznej armii, dobrego wywiadu, mądrego i odważnego planowania, poważnej (pesymistycznej) polityki zagranicznej? Wątpliwe. Zresztą - wiemy to wszyscy. Pomyślmy o tym, proszę, 11 listopada.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/107287-na-11-listopada-strasznego-roku-2010-po-pierwsze-panstwo-czy-dobrze-o-nie-dbamy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.