Telefon posła Deptuły, wykonany do żony dokładnie w momencie katastrofy, oraz brak funkcjonariuszy BOR (poza kierowcą, formalnie w tej formacji służącym) na smoleńskim lotnisku – to ważne informacje, które zostały wypuszczone jako zajawka większego materiału we wczorajszym wydaniu „Wprost".
Tak się składa, że w całym obszernym tekście stanowią one jedynie poboczne wątki; można by nawet zaryzykować tezę, że znalazły się tam niejako przypadkowo, a zostały wybite jako medialnie atrakcyjne. Być może autorzy nie zdawali sobie sprawy z tego, na ile istotne wnioski można wyciągnąć z pierwszej informacji. (O sprawie telefonu posła Deptuły i o wnioskach, jakie można z niego wysnuć, pisałem w Salonie24; tekst można też przeczytać na wPolityce.pl).
Lektura całości każe zweryfikować obraz publikacji i cele, jakie zakładali sobie dziennikarze oraz ten, kto im materiał dostarczył.
Dziennikarze „Wprost" piszą, że weszli w posiadanie 57 tomów akt. Z tych 57 tomów musieli dokonać wyboru. Taki wybór zawsze będzie subiektywny, ale w materiale tygodnika jego linia jest bardzo widoczna.
Główne wątki są dwa: gen. Błasik, jego ewentualna obecność w kabinie pilotów i wpływ na przebieg lotu oraz zła atmosfera w czasie lotów z prezydentem, w szczególności zaś sytuacja z Gruzji. Czy to wątki aż tak istotne? Czy w 57 tomach nie ma nic istotniejszego? Pierwszy na pewno wymaga badania, ale też jest znacznie więcej spraw o wiele ważniejszych, jak choćby wciąż nie wyjaśniona kwestia powtarzającego się komunikatu „na kursie i na ścieżce", podawanego pilotom, czy przyczyny, dla których nie zaplanowano dobrze kwestii lotniska zapasowego. To zresztą interesujący probierz intencji autorów tekstu: kwestia praktycznie braku zapasowego lotniska jest wprawdzie obszernie opisana, ale nie ma ani słowa o tym, kto ostatecznie za taki stan rzeczy odpowiadał – a odpowiadał MSZ i rząd.Drugi wątek to dogrzewanie starego kotleta, a intencja takiego działania jest oczywista i nawet nie wymaga komentarza. Kwestia lądowania w Gruzji jest – wobec innych pytań śledztwa smoleńskiego – marginalna.
W przypadku wątków, wspomnianych wyżej, dobór zeznań, przedstawionych w tekście, też jest interesujący. Gen. Błasika broni tylko jego żona, oskarżają wszyscy inni. Dowiadujemy się też, że nikt nie cierpiał latać z prezydentem, a jako jedną z przyczyn zeznający podają fakt, iż Kancelaria Prezydenta często zmieniała plany i piloci musieli dostosowywać swój kalendarz do wymagań prezydenta. Faktycznie – absolutny skandal. Powinno być przecież odwrotnie.
Problem polega na tym, że akta mają Dzierżanowski z Krzymowskim i mogą z nich wybrać, co tylko chcą. Obraz, jaki pokazują, może być całkowicie fałszywy. Zeznania mogą być dobrane kompletnie tendencyjnie, a my nie jesteśmy w stanie się o tym dowiedzieć. Nie wiemy przecież, czy gen. Błasika nie broni w innym miejscu 57 tomów 10 innych osób albo czy pięciu BOR-owców nie zeznaje gdzieś, że z prezydentem dobrze się latało. Przyjęcie pozornie słusznej zasady, że w tekście nie ma komentarzy, a tylko treść zeznań, to manipulacja. Żongluje się doborem wątków, nie przedstawiając zarazem kontekstu, który wiele by zmieniał (jak w sprawie zapasowego lotniska), a większość odbiorców łyka taką prezentację jako bardziej obiektywną.
Początkowo sądziłem, że przeciek do „Wprost" to desperacja grupy prokuratorów, którzy obawiają się nacisków na pominięcie części wątków śledztwa i wolą je zawczasu upublicznić, ewentualnie gra polskiego rządu z Rosją. Hipoteza, że to zwykła dziennikarska robota pod uwagę nie biorę – nie w takiej sprawie, nie w takim piśmie, nie z takim naczelnym.
Dziś, po lekturze całości, widzę rzecz całkiem inaczej, zwłaszcza po tym, jak jedną z konsekwencji publikacji jest zakazanie przez prokuraturę rodzinom ofiar kopiowania akt – co zresztą uważam za skandaliczny przykład stosowania odpowiedzialności zbiorowej przy nieudolności (lub przy grze) prokuratury. Tekst Krzymowskiego i Dzierżanowskiego to ewidentne dopełnianie oficjalnych wątków i uderzenie w kierunkach drugorzędnych, za to bardzo lansowanych przez „jasnowidzów" od pierwszych dni po katastrofie: że Błasik, że naciski, że prezydent kazał. (Częściowo w ten sposób komentuje zresztą ujawnienie treści dokumentów sama prokuratura.)
Czemu i komu ma służyć publikacja we „Wprost"? Wygląda na to, że nie rzetelnemu informowaniu, raczej forsowaniu pewnych tez. Czy można było wyprowadzić z prokuratury 57 tomów akt bez współpracy kogoś z wewnątrz? Trudno mi to sobie wyobrazić. Dlaczego w takim razie konsekwencje ponoszą rodziny ofiar? Żeby nie bruździły.
Jedna z koleżanek dziennikarek napisała wczoraj na Twitterze, że zna jednego z autorów tekstu jako uczciwego dziennikarza. Ja niestety widzę w tekście we „Wprost" jedynie wykonanie zlecenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/107067-jedynie-wykonanie-zlecenia-warzecha-dla-wpolitycepl-o-wycieku-we-wprost
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.