Listopadowa pora - jak co roku- zbliża nas do daty chrześcijańskiego święta zmarłych czyli Dnia Zadusznego, bardzo często mylonego z dniem Wszystkich Świętych (czyli zbawionych, za których nie trzeba się już modlić).
Chciałbym połączyć ten wyjątkowy czas z zagadnieniami polityki zagranicznej- na ile to oczywiście możliwe. W związku z tym poruszę tematykę śmierci polskich monarchów. Jak umierali? Co mówili, jeśli mieli taką możliwość? Czy w swoich ostatnich chwilach myślami sięgali już wieczności czy też doczesności wyrażonej troską o dobro państwa? Jak pisał Filip Aries w swojej „Historii Śmierci”, jeśli śmierć nie przychodziła nagle to odbywało się wokół niej chrześcijańskie misterium umierania. W czasach nowożytnych większość ludzi (także władcy) umierało w domach, koniecznie na łożu z głową zwróconą ku niebu. Wokół nich gromadziła się rodzina, w przypadku polskich władców także dworzanie, aż do przełomu XVII/ XVIII wieku normą była też obecność dzieci wokół łoża umierającego. „Gasnący” król żegnał się z rodziną, prosił o przebaczenie wszystkich winowajców w głośnej aklamacji, często wypowiadał zwrot zaczerpnięty z wypowiedzi Chrystusa „In manus tuas Domine commando spiritus meum” poczym milczał aż do momentu ostatecznego, spinającego klamrę jego życia. Zadziwiające jest szczególnie to – jak pisze Aries-, że śmierć przychodziła niemal na życzenie umierającego w momencie ciszy i medytacji, w przewidywanej przez zmarłego chwili.
Polscy władcy tuż przed momentem milczenia wydawali jeszcze ostatnie dyspozycje dotyczące losów Rzeczpospolitej, ale o tym za chwile. Co działo się z konającym w chwili śmierci? Co przeżywała osoba wydająca z siebie ostatnie tchnienie? W całym okresie średniowiecza i nowożytności ideologia śmierci przechodziła liczne przeobrażenia. Jeszcze w VIII wieku na scenach przedstawiających sąd ostateczny w licznych kościołach Europy artyści nie dokonywali rozróżnienia na dwie kategorie ludzi, do których przychodził Chrystus. W myśl listu św. Pawła do Rzymian- wiara w Pana zbawia. Nie znajdziemy więc we wczesnym średniowieczu wizerunku potępionych. Nie odnajdziemy także w świadomości chrześcijan rozróżnienia na sąd ostateczny i jednostkowy- ten drugi swoje narodziny „obchodzi” dopiero na przełomie XII/XIII wieku. Wiek krucjat, kontakty z arabami, odkrycie na nowo starożytnych przekładów dokonanych przez muzułmanów, rozwój scholastyki i pierwszych uniwersytetów przynosi przełom w pojmowaniu śmierci. Odtąd w licznych scenach przedstawiających umierających pojawiają się postacie diabłów i aniołów walczących o konającego człowieka. Niebawem w oddali pojawia się także Chrystus i Maria, by po ostatnim tchnieniu umierającego dokonać nad nim sądu jednostkowego. Pojmowanie śmierci i zaświatów potęguje epidemia dżumy, która przetacza się przez Europę i naznacza sztukę motywem dance macabre. Problem sądu jednostkowego i ostatecznego, który wykształciło średniowiecze jest widoczny do dzisiaj. Paruzja jawi się wielu ludziom jako powtórzenie wyroku wydanego przez trybunał niebieski w chwilę po śmierci. Ludzie średniowiecza podchodzili do tematyki śmierci bardzo poważnie, szczególnie władcy noszący na swych barkach odpowiedzialność za losy państwa. Jak pisze Aron Guriewicz w swojej książce „Kultura i społeczeństwo średniowiecznej Europy: exempla XIII wieku”, ludzie średniowiecza byli świadomi, że tylko nielicznym Jezus i Maria pozwolą naprawić błędy i w krótkim odstępie czasu powrócić na ziemię do doczesności. Świat chrześcijańskich władców roił się od ciał opanowanych przez diabelskie siły (wyzbytych duszy, taka średniowieczna wersja zombi), licznych powrotów zza światów czy ożywających figur Jezusa i Matki Boskiej, które grzesznika potrafiły wielokrotnie zdruzgotać i bestialsko pobić.
Właśnie w takim kontinuum czasoprzestrzennym żyli i poruszali się władcy polski. Niektórzy z nich myśleli w momencie śmierci o swojej domenie. Wymienię tu dwa najbardziej znane przykłady. Król Kazimierz Wielki umierał długo i w pełnej świadomości w wyniku obrażeń jakie odniósł podczas polowania. Zdążył zadbać o sprawy państwowe i spisał testament, w którym swoją domenę przekazywał wnukowi. W jego wyniku doszło do licznych zawirować związanych z polityką zagraniczną Królestwa Polskiego, ostatecznie testament unieważniono a Królem została kobieta… Zygmunt Stary umierał po ciężkiej chorobie w otoczeniu rodziny i dworzan. Niedługo przez swoją śmiercią powiedział do swojego medyka „doktorze patrzaj pulsa”, „rychło pójdziemy do Boga?”. Lekarz zaczął go oczywiście pocieszać, ale stary król nie dał się zwieść i zacytował przed wszystkimi zgromadzonymi przy łożu list św. Pawła do Filipian: „pragnę odejść, a być z Chrystusem". Zaznaczył jednak, że nie ze względu na ziemskie cierpienia, ale z pożądania nieba. Stary król wyspowiadał się, przyjął komunię i podobnie jak Kazimierz Wielki- spisał testament. Na kilka minut przed śmiercią pożegnał się z rodziną, wypowiedział słynne słowa Chrystusa „ In manus tuas domine…”, by zakończyć życie aklamacją „niech będzie pochwalone imię Pańskie”.Sposób w jaki umierał król, był odzwierciedleniem jego znaczenia i powagi na arenie międzynarodowej, którą wkrótce przypieczętował jego syn. Zygmunt Stary nie musiał regulować spraw swojej domeny ponieważ koronował swojego pierworodnego vivente rege. Nie wszyscy królowie regulowali sprawy polityczne po myśli rządzących elit. Stefan Batory miał powiedzieć w chwili śmierci, że „w Polsce ciężko królować, bo naród nasz chciwy, niestały [...] Wszedłem sam do najnieszczęśliwszego czyśćca, by nie szło o sławę, puściłbym to królestwo, a miałbym jeszcze do owej katowni synowica dać?”. Jego słowa rychło znalazły odbicie w polityce zagranicznej Rzeczpospolitej, następnym królem został bowiem Zygmunt Waza. W podobnym tonie wypowiedział się August III, który stwierdził, że „polska korona była dlań cierniową i nie może jej zakładać na głowę swemu wnukowi Fryderykowi Augustowi, który sam winien zdecydować, czy chce być królem Rzeczypospolitej. Złorzeczył też polskim magnatom, którzy wybrali go na tron, wyzywając ich po francusku: Oh, coquins! (Och, łotry!)I w tym przypadku polityka zagraniczna usłuchała ostatnich słów króla, był on bowiem ostatnim Sasem zasiadającym na tronie przedrozbiorowej Rzeczpospolitej. Opisów ostatnich chwil polskich monarchów nie zachowało się wiele.
Śmierć to bardzo często gwałtowne zjawisko o czym przekonali się np. Jan Olbracht (udar), Michał Korybut Wiśniowiecki (pęknięcie wrzodów żołądkowych) i wielu innych. Niemniej starałem się wykazać, że dla wielu polskich pomazańców sprawy państwa i jego bezpieczeństwa międzynarodowego lub wewnętrznego, były w momencie śmierci ważne. Chciałem w tym tekście naszkicować także tło historyczne, które ukształtowało stosunek władców do kwestii umierania. Czy mi się udało? Oceńcie państwo sami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/106969-historia-smierci-i-jej-wplyw-na-polityke-zagraniczna