Zapytajmy się na początek: Czy i o kim myślę, że byłoby lepiej, gdyby go w ogóle nie było?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Kto nienawidzi swego brata jest zabójcą – czytamy u Jana Apostoła (1J 3,15). Św. Tomasz z Akwinu uważał, że kochać znaczy przede wszystkim chcieć, aby kochana osoba istniała i żyła. „Kocham Cię" znaczy „Dobrze, że jesteś". Nienawidzić zaś, to chcieć, żeby znienawidzona osoba przestała istnieć, żeby jej wreszcie po prostu nie było. Dlatego ten, kto wszedł na drogę nienawiści, nawet jeśli nie pomyślał o fizycznej eliminacji tego, kogo nienawidzi, staje się zabójcą. Jego postawa, słowa, gesty mówią bowiem: „Byłoby lepiej, gdyby tej oto osoby w ogóle nie było".

Nienawiść na płaszczyźnie polityki byłaby zatem taką postawą, która nie zadowala się zwycięstwem w wyborach, zdobyciem władzy, pokonaniem politycznego oponenta, ale zmierza do politycznego unicestwienia przeciwnika: żeby go w ogóle w polityce, w mediach, w przestrzeni publicznej nie było. Taka polityczna nienawiść może niepostrzeżenie stać się nienawiścią osobistą, tak że ogarnięci nienawiścią nie potrafią już w sobie oddzielić wojny politycznej od nienawiści do człowieka jako człowieka.

Powyższe refleksje przychodzą mi na myśl, po wydarzeniach w Łodzi, kiedy to ogarnięty nienawiścią człowiek zabił człowieka i ciężko zranił drugiego tylko dlatego, że byli związani z PiS-em. Ten człowiek oświadczył, że chciał zabić Jarosława Kaczyńskiego. Doszedł do wniosku, z całą pewnością nie bez istotnego związku z polityczną atmosferą ostatnich 5 lat, że będzie lepiej, jeśli PiS-u, a szczególnie jego przywódcy nie będzie na tym świecie.

Zapewne każdy niezacietrzewiony obserwator życia społeczno-politycznego w Polsce przyzna, że prawie cała klasa polityczna w Polsce zawodzi i nakręca atmosferę nienawiści. Kiedy podczas wakacji w ojczyźnie (mieszkam w Rzymie) bywałem w różnych środowiskach, to mogłem doświadczyć, że sprawy polityczne w Polsce są coraz bardziej domeną nienawiści. Różnimy się jednak, niekiedy zdecydowanie, w opiniach, kto bardziej zawinił. I kłócimy się – trochę jak dzieci w piaskownicy – kto zaczął.

Nie twierdzę, że wszyscy są tak samo winni. Wszak dokonano mordu z nienawiści do PiS-u. Nie do PO, nie do SLD, ale do PiS-u. Ktoś tę nienawiść wygenerował. A tłumaczenie, że ofiara sama sobie winna, bo niepotrzebnie denerwowała agresora, zupełnie mnie nie przekonuje. Wina, tak samo jak i prawda, nie zawsze leży pośrodku, ale leży tam, gdzie leży, jak to już pewien „klasyk" zauważył. Kiedy patrzę na ostatnie 5 lat polskiej polityki, to stwierdzam, że choć „nikt nie jest bez grzechu", to ciągły, niekiedy po prostu podły, atak na braci Kaczyńskich jest rzeczą bez precedensu i nie ma żadnych odpowiedników po innych stronach sporu. Rzeczywiście, mieliśmy i mamy do czynienia ze swoistym „przemysłem pogardy".

Tyle że ważenie win wydaje sie być w obecnej sytuacji drogą donikąd. Św. Ignacy w swoich Ćwiczeniach Duchowych każe najpierw uporządkować uczucia, aby potem dokonać właściwego rozeznania i wyboru. Polskim politykom przydałyby się rekolekcje według metody św. Ignacego, bo wygląda na to, że ich działania wypływają w dłuższej perspektywie nie z racjonalnych przesłanek, ale z nieuporządkowanych uczuć. Politycy myślą, że myślą, a tak naprawdę racjonalizują nieustannie swoje złe uczucia. W tej sytuacji nie odwołują się do rozumu i moralności wyborców, ale do ich uczuć, często tych najgorszych.

Jak to przerwać? Nie wiem. Może niech każdy zacznie od siebie. Zapytajmy się na początek: Czy i o kim myślę, że byłoby lepiej, gdyby go w ogóle nie było?

Autor

Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych