Kto niszczy Śląsk? Olśnienia Kazimierza Kutza

W połowie lat 90. Kazimierz Kutz był tylko reżyserem, zresztą bardzo utalentowanym (świetne widowiska teatru telewizji). Ale lubił sobie czasem ponarzekać do kamery lub do dziennikarzy, a zwłaszcza Wyborcza drukowała jego przemyślenia in extenso. Głównym tematem narzekania był zwykle Śląsk, jego zdaniem eksploatowany przez całą resztę kraju.

Choć w uwagach Kutza pojawiały się elementy racjonalne (na przykład wytykanie bardzo wysokich pensji szefów spółek węglowych), trudno było tak naprawdę z nich wyczytać, jaką politykę ekonomiczną Kutz krytykuje, a tym bardziej jaką proponuje. Opowiadał coś o niszczeniu i upokarzaniu śląskiej duszy, co nakładało się na coraz większe kłopoty kopalń. Ale co można było z tymi kłopotami wiązać tylko na zasadzie gry skojarzeń.

W roku 1997 Kutz został senatorem z ramienia Unii Wolności. Co więcej, pomagał w kampanii na Śląsku Leszkowi Balcerowiczowi, który jakoś nigdy nad żadnym regionem się nie rozczulał i był bardzo konsekwentnym zwolennikiem twardej drogi do transformacji. Takiej, która nie zostawiała kopalniom wielkich szans. Po tym wszystkim jednak jakoś na kilka lat Kutz przestał się użalać nad Śląskiem. Wrócił do tej melodii w czasach rządów PiS.

Wtedy wyrazem śląskich nieszczęść stał się zwłaszcza los Barbary Blidy. Skojarzenie było proste: Blida to Ślązaczka, przyszły po nią zbiry nasłane przez Warszawę. Ergo dusza śląska, ciemiężona, musi płakać. A przy tym wciąż powracały te same niejasne obrazy, wręcz przeczucia śląskiej martyrologii. Aż nagle…

W roku 2007 Kazimierz Kutz, przez lata senator niezależny, przyjął barwy Platformy Obywatelskiej stojąc na czele śląskiej listy tej partii do Sejmu. On niedawny członek komitetu poparcia Cimoszewicza, zwolennik legalizacji małżeństw homoseksualnych i autonomii swojego regionu (postulat niezbyt jasny. Ale przecież rdzennie śląski!!!). PO była w teorii wciąż partią centroprawicy. Kutz wręcz przeciwnie. – Dlaczego go bierzecie, przysporzy wam kłopotów – przestrzegał autor tego tekstu prominentnego polityka Platformy. – Ale jest popularny, pociągnie listę – padła prościutka odpowiedź.

Więc pociągnął, recepta okazała się trafna. I nagle na trzy lata Śląsk przestał cierpieć. Nie słyszeliśmy o jego gorzkim losie od posła ni słowa. Może gdzieś w lokalnych gazetach coś przebąkiwał, ale w Warszawie głucha cisza. Wyśmiać posłów PiS chodzących w czerni po Smoleńsku, porównać upamiętnianie Lecha Kaczyńskiego do kultu Mao tse tunga (Mao ze donga), a to tak. Ale nie Śląsk!

Jest październik roku 2010. Kutz opuszcza klub PO, bliżej mu do Janusza Palikota, nawet jeśli do jego partii nie wstępuje. I co oznajmia w TVN? Ależ tak, Śląsk znów jest eksploatowany, znowu cierpi. Na czym to ma polegać, wyjaśnień nadal brak. Jak ma pomóc Śląskowi Palikot i gromada uwielbiających go pisarek i feministek, także nie usłyszymy. A przecież wszyscy są w Kutza zasłuchani. Znów ma obwieścić coś mądrego. O Śląsku!

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych