Narzekający na Janusza Palikota popełniają jeden poważny błąd. Traktują go jako wielkiego psuja polskiego życia publicznego. Kreatora jego strywializowania, nieważności, zamienienia w słaby show utrzymywany przez podatnika - wojewódyzacji polityki. A Palikot jest produktem. Ta polityka strywializowała się i zwojewódyzowała się z wielu innych powodów. Palikot jest po prostu do tej pustki, nieważkości, świetnie dopasowany. Porusza się w niej sprawnie jak szabrownik w pogorzelisku więc robi zawrotną karierę.
Trywialność jest straszną substancją, bo nie tylko zabija i marnuje ludzkie życie, ale i unicestwia życie umarłych. Wydaje mi się, że to najgorsza rzecz, która spotkała ofiarę tragedii smoleńskiej - wyjątkową, niespotykaną, wręcz nieprawdopodobną. I obie strony ponoszą tu winę. Co mówiono pół roku temu, co przypominano na pogrzebach, o czym wspominali nie tylko przyjaciele, ale i niektórzy przeciwnicy Lecha Kaczyńskiego?
Mówiono o Polsce, o uniwersaliach, celach które łączą nas ponad podziałami. Zaraz potem jednak okazało się, że mamy nader licznych „nonkonformistów" gotowych z wyższością napluć na tłum płaczący po swoich zmarłych, i że w środowisku owych „nonkonformistów" taka „nonkonformistyczna" postawa jest konieczna, żeby nie zostać wykończony ostracyzmem otoczenia.
Potem tę pamięć sprowadzono do parteru. Do wzajemnych naparzanek, robienia z jednych zdrajców i morderców, z drugich psychopatów. Do walki tylko o krzyż i pomnik, na tle której zniknęło przesłanie tego krzyża i pomnika.
W pół roku po tragedii polska polityka znalazła się w tak beznadziejnym punkcie w jakim nie była od lat. Mający władzę konglomerat wyrzekł się rządzenia na rzecz budowania stref wpływów i propagandy zapewniającej trwałość władzy. Konglomerat opozycyjny zarzucił walkę o władzę pogrążając się we własnej traumie oraz nieudolnie starając się przekształcić tę traumę w broń polityczną. Skończyło się tak samo jak po śmierci Jana Pawła II. Miała być wielka przemiana, narodziny generacji - a zostały nam na pamiątkę zakurzone albumy ze zdjęciami i kiepsko sobie radzący kardynał Dziwisz.
Zmarli pół roku temu Władysław Stasiak, czy Janusz Kochanowski nie wyrzekali się marketingu czy politycznych naparzanek, ale uważali to tylko za działanie pomocnicze dla rzeczywistych celów ich pracy - czyli prób zmiany na lepsze Polski. Pracowali dla efektów. Mogłem nie zgadzać się w niektórych sprawach z Januszem Kurtyką czy Lechem Kaczyńskim, ale byli urzędnikami niezwykle poważnie traktującymi to co robią. Chcącymi, by tego efekty były odczuwalne za dziesiątki lat. Mogłem w niewielu sprawach się zgadzać z Izabelą Jarugą- Nowacką, ale to też była osoba traktującą to co robi poważnie. Dziś zastępuje ją niezabawny, nieważny cyrk Palikota, któremu nawet występy starego kuca nie pomogą.
Ale spokojnie, ważne rzeczy same o sobie przypomną. Obudzą nas nie w rok po katastrofie, a w piątą, dziesiątą, może piętnastą rocznicę. Wtedy kiedy zabraknie prądu, pieniędzy na emerytury, nasze pensje do reszty zjedzą podatki potrzebne do łatania długu publicznego. Wtedy kiedy Rosja zacznie upominać się o los kolejnych, coraz bliżej nas zamieszkujących mniejszości. I wtedy kiedy jedynymi szczęśliwymi ludźmi będą psychoterapeuci zarabiający na milionach ludzi nie radzących sobie w chaosie w jaki zamieni społeczeństwo lewicowa rewolucja obyczajowa. Wtedy - jak bohaterowie „Incepcji" - obudzimy się do prawdziwego życia. Ale ono będzie już za nami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/106299-swietlik-w-sieci-nieznosna-lekkosc-ofiary-rysuje-sadurski
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.