10 rocznica stworzenia Instytutu Pamięci Narodowej to okazja podsumowań. Zawsze byłem obrońcą tej instytucji, nie bezkrytycznym, ale konsekwentnym. Uważam, że to jedno z największych osiągnięć dwudziestolecia. Zarazem to także czas wspomnień. Pozwalam sobie przypomnieć mój opublikowany w czerwcu tego roku w Tygodniku Powszechnym tekst o Januszu Kurtyce.
Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Janusz Kurtyka był jednym z nielicznych ludzi związanych choćby pośrednio z polityką, którzy zginęli na pokładzie prezydenckiego samolotu, a których właściwie nie znałem. Jeden prasowy wywiad, kilka rozmów telefonicznych - to wszystkie moje kontakty z nim. Nic dziwnego: od świata klasycznej polityki trzymał się z daleka, znajomości, również ze światem mediów specjalnie nie szukał. - Nie zaprzyjaźniał się łatwo, nie wchodził w bliskie relacje z ludźmi - mówi mi historyk pracujący w IPN. - Przyjaciół zostawił w Krakowie, Warszawę traktował jako zło konieczne, miejsce pracy i zmagań - tłumaczy mi jego doradca Antoni Dudek.
Gość we wszystkim świetny
Pewien znający go lepiej ode mnie dziennikarz zwraca uwagę na coś, co powinienem zauważyć sam: Kurtyka wyglądał trochę jak postać z czasów drugiej wojny światowej, jak przystojny oficer Armii Krajowej. Nawet jakby trochę w tym kierunku stylizował swój wizerunek, wystarczy wspomnieć jego charakterystyczne długie płaszcze. Michałowi Karnowskiemu prowadzącemu z nim parę tygodni przed katastrofę rozmowę w Radiowej Trójce powiedział: "prawda o PRL jest nam znana dopiero w jakichś 50 procentach". To był jego testament, wezwanie abyśmy szybciej i bardziej śmiało pozrywali różne zasłony. Jego wezwanie abyśmy napisali historię PRL od nowa, było oprotestowywane nie tylko przez dawnych działaczy PZPR, ale i historyków związanych z dawną opozycją. Ten zamknięty w sobie, kulturalny, choć czasem podobno zaskakująco porywczy człowiek nikogo nie pozostawiał obojętnym. Nawet po śmierci był przedmiotem małego skandalu, kiedy kardynał Stanisław Dziwisz zmienił w ostatniej chwili miejsce jego pochówku. W panteonie w podziemiach kościoła świętego Piotra i Pawła nie chciała go widzieć część krakowskiej elity akademickiej.
Bardzo pomaga w jego zrozumieniu wywiad, jakiego udzielił biuletynowi IPN na początku 2006 roku, zaraz po objęciu swojej ostatniej, najważniejszej funkcji. Dowiadujemy się z niego, że był synem rodziny inżynierskiej wychowanym w robotniczej Nowej Hucie. Wyobrażamy sobie świat nowohuckich podwórek i już lepiej rozumiemy jego twardość, upór, asertywność i swoisty maksymalizm. W nowohuckim liceum Kochanowskiego uczył się równie dobrze przedmiotów ścisłych co historii i wahał się, czy nie iść na matematykę. Na dokładkę nie tylko był prymusem, ale uprawiał namiętnie rozmaite sporty, łącznie ze sportami walki. "No bo kujona można jeszcze przeżyć, ale taki gość nie może być nie wiadomo skąd świetny, chociażby w nogę. I jeszcze taki ogólnie uśmiechnięty" - napisał wspominając go na portalu Salon 24 szkolny kolega.
Ten "we wszystkim świetny", idzie jednak w 1979 roku studiować niepraktyczną historię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Niepraktyczną, ale przecież na wszystkich polskich uczelniach liderującą, gdy chodziło o opozycyjne zaangażowania przeciw PRL. W przypadku Janusza Kurtyki i jego kolegów jest to zaangażowanie w NZS, potem w solidarnościowe podziemie. Geografia jego ówczesnych kontaktów będzie miała znaczenie nawet po wielu latach. Trudno aby go nie forsował na szefa IPN i nie zachwalał Jan Rokita, skoro współpracowali właśnie w NZS. Biegał z bibułą, próbował nawet podsłuchiwać esbeków, szczególnie dużą rolę odegrał w akcjach samokształceniowych. Z wykładami o prawdziwej historii jeździł nawet na wieś.
Kurtyków dwóch
A potem jest dwóch Kurtyków. Pierwszy podejmuje drobiazgową żmudną pracę badacza średniowiecza i początków nowożytności, przekopuje się przez źródła, gromadzi materiały na temat polskiego rycerstwa i możnowładztwa, układa genealogie i pisze biografie przedstawicieli dawno wymarłych rodów. Jest dokładny i cierpliwy, jakby wbrew swojej romantycznej naturze.
Drugi Kurtyka podczas wykładów Chrześcijańskiego Uniwersytetu Robotniczego, organizowanych po mieszkaniach, zaprzyjaźnia się ze Stanisławem Mandeckim, byłym więźniem stalinowskim, bohaterem młodzieżowej konspiracji z Rudnika nad Sanem. To podobno ten niezwykły, pełen skromności i samodyscypliny człowiek zaraził go na dobrze fascynacją "żołnierzami" wyklętymi. Kurtyka pisze w podziemnym wydawnictwie Rytm prace o Leopoldzie Okulickim, ostatnim komendancie AK. A w latach 90 angażuje się w ruch Wolność i Niezawisłość będący symboliczną kontynuacją dawnego WIN, podziemnej organizacji zniszczonej po wojnie brutalnymi represjami przez komunistów. Ten ścisły związek z kombatantami antykomunistycznych organizacji zbrojnych, z ich wizją świata, ich etosem i rytuałami, trwał do ostatniej chwili jego życia.. Fascynacje, podzielane przez jednych, obśmiewane przez innych jako anachroniczne, nacechowane zbytnim patosem, popchnęły go w 2000 roku do kandydowania na szefa krakowskiego oddziału stworzonego właśnie decyzją solidarnościowych partii Instytutu Pamięci Narodowej.
Pracownicy IPN zgodnie wspominają go jako najbardziej samodzielnego i twardego spośród wszystkich ówczesnych szefów oddziałów wywalczającego dla siebie, dzięki swojej asertywności, coraz większe pole autonomii. Wyrażało się to przede wszystkim w wielkiej ofensywie wydawniczej krakowskiego IPN. Wikłało go to w spory z centralą, która miała pretensje: po co kolejna monografia komunistycznego Urzędu Bezpieczeństwa w jakimś powiecie? Odpowiadał bez zmrużenia oka: dla was, dla Warszawy to może nie mieć znaczenia. Dla ludzi stamtąd ma.
Sierota po PO-PiS
Jesienią 2005 roku staje się wspólnym kandydatem obu głównych partii postsolidarnościowych na prezesa IPN. Pomysł wypływa z kręgów Rokity. Początkowo oponowali przeciw niemu - to chyba jedyny taki przypadek - czołowy polityk PO Bronislaw Komorowski i prezydent Lech Kaczyński, z powodu podejrzeń, że miał coś wspólnego z utrąceniem kandydatury Andrzeja Przewoźnika, Ta sprawa ciążyła potem nad jego prezesurą. Nie przesądzając jak naprawdę było (dziennikarze Rzeczpospolitej, którzy napisali tekst "lustrujący" biografię Przewoźnika w oparciu o materiały z krakowskiego IPN zaprzeczali jakoby Kurtyka miał z tym coś wspólnego) warto zwrócić uwagę na jeden fakt. Czołowi publicyści Wyborczej i zwłaszcza "Polityki" wyrokowali o "winie" Kurtyki bez cienia dowodu. Zasłużeni weterani "walki z insynuacją", insynuowali na potęgę, co zresztą w przypadku debat o IPN stanie się normą.
Kurtyka dostał poparcie początkowo nieufnego lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego w ostatniej chwili. Kulisy negocjacji w tej sprawie opisał ostatnio Andrzej Grajewski. Przyszły prezes miał ująć swoich PiS-owskich rozmówców deklaracją, że IPN udźwignie nowe zadania związane z rozszerzoną lustracją. Był jedynym wysokim urzędnikiem powołanym głosami PO i PiS.
Wokół jego relacji z PiS narosło mnóstwo spekulacji i nieporozumień. Nawet niektórzy jego bliscy współpracownicy radzili mu aby w latach 2006-2007 mocniej dystansował się od PiS-owskiej władzy i na przykład nie występował na wspólnych konferencjach prasowych z premierem Kaczyńskim. Problem polegał na tym, że jego poglądy na politykę historyczną były dość zbieżne z poglądami Kaczyńskiego. Kurtyka nie widział więc powodu aby manifestować cos odwrotnego. Trudno jednak znaleźć przykłady jego utożsamienia się z wąskim partyjnym interesem. Zaświadczają to w pośmiertnych wspomnieniach tacy ludzie jak Andrzej Grajewski. Zawsze z duma mówil o sobie jako o ostatnim dziecku PO-PiS, wśród jego zaufanych współpracowników byli tacy platformersi jak szef krakowskiego oddziału Marek Lasota. Czasem już po zwycięstwie wyborczym PO chwalil się, że dobrze mu się wspólpracuje z wicepremierem Grzegorzem Schetyną, z którym łączyła go tradycja NZS. _ On się ciągle odwoływał do tej dawnej PO z jej poglądami na lustrację. Był przekonany, że mają ze Schetyną wspólny język. W tej sprawie był chyba za wielkim idealistą - relacjonuje jego bliski współpracownik.
Jego poprzednik Leon Kieres poprzez dobre kontakty z lewicą i środowiskami dawnej Unii Wolności roztoczył swoisty parasol ochronny nad Instytutem. Kurtyka był rzecznikiem bardziej wyrazistych poglądów, więc stał się wkrótce ulubionym celem prasowych i politycznych kampanii. Zarazem okazywał się mniej wrażliwy na krytykę niż Kieres. I zdaniem nawet krytycznych wobec niego historyków uporządkował podległą sobie instytucję nadając jej sprężystość dobrze prowadzonego urzędu. Kojarzono go z teczkami, a przecież Zbigniew Gluza, szef zasłużonego ośrodka Karta, dziękuje mu już po śmierci za "podjęcie systemowych prac nad imienną dokumentacja represji pod niemiecka okupacją". I pisze: "Ta jedna decyzja wystarczyłaby aby potwierdzić słuszność wyboru Janusza Kurtki na stanowisko prezesa IPN".
Przede wszystkim historyk
Uparcie trzymał się starych założeń. Tak jak w czasach kierowania przez niego krakowskim oddziałem stawiał na wydawniczą ekspansję, co niektórzy naukowcy kwitowali zarzutem o gigantomanię. A on jak dawniej powtarzał, że każde nawet niewielkie miasto, każdy ośrodek zasługuje na własną historię: represji i oporu wobec represji. Może nauczył go tego Stanislaw Mandecki, bohater z prowincji, może ważyła też pewna nieufność prezesa wobec Warszawy, którą postrzegał trochę, nawet jeśli tak tego nie nazywał, jako skupisko biurokratów i konformistów. Szefem był wymagającym i trudnym. Wiedział czego chce i rzadko dawał się przekonać do zmiany zdania. "Niekiedy udawało mi się go przekonać do swoich pomysłów, a wówczas szybkość, z jaka przystępował do ich realizacji przyprawiała mnie o zdumienie. Byłbym jednak nieszczery twierdząc, że większość moich rad została przez niego wysłuchana" - wspominał Antoni Dudek.
Największym konfliktem, w który uwikłał siebie i Instytut była sprawa wydania książki Cenckiewicza i Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa", która stała się przedmiotem wielkiej politycznej debaty, a z niego uczyniła przedmiot niechęci polityków PO do tego stopnia że aby nie dopuścić do jego wyboru na następną kadencję zmieniono ustawę o IPN. Byłem wtedy krytyczny wobec jego decyzji - nie tyle wobec samego wydania opracowania, które podnosiło kwestię dawnej współpracy lidera "Solidarności" z SB, co wobec szczegółów, bo w nich tkwił diabeł. Była to pierwsza tak fundamentalna IPN-owska praca poświęcona Wałęsie, a Kurtyka poprzedził ją swoja przedmową, jakby nadając jeszcze większą rangę.
Ale warto wsłuchać się w jego tłumaczenia. Bardzo przekonująco wyjaśniał, że nie chodzi o zakwestionowanie zasług Wałęsy, które w pełni uznawał, ale o udokumentowanie całej prawdy. Był temu przesłaniu skądinąd wierny także i w innych sytuacjach. Maciej Korkuć, jego współpracownik z Krakowa, wspomina o dylematach związanym z dokumentowaniem kłopotliwych szczegółów z dziejów jego ukochanych "żołnierzy wyklętych". Gdy pojawiał się temat nadużyć, ba zbrodniczych działań po "słusznej stronie", mówił po prostu: Napisz jak było. Warto też wspomnieć i o tym, że Kurtyka pomimo zarzucanego mu prawicowego przechyłu, podpisywał się pod całym dorobkiem Instytutu. Także pod kwestionowanym przez część prawicy opracowaniem dziejów zbrodni w Jedwabnej za czasów Kieresa. W tych kwestiach, choć wierzył, że Instytut powinien kreować patriotyzm, pozostawał rasowym historykiem. Człowiekiem gotowym zawsze powiedzieć, "jak było".
Zarzucano mu twardość, nieprzemakalność na argumenty, ale potrafił się cofać. Gdy nowa ustawa lustracyjna stała się przedmiotem negatywnego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, przez dłuższą chwilę rozważał ogłoszenie tak zwanej listy osobowych źródeł informacji zanim wyrok się uprawomocni. Oznaczałoby to manifestacyjne obejście, choć nie złamanie prawa. Było to zgodne z jego naturą chłopaka z nowohuckiego podwórka, a jednak zrezygnował z tego zamiaru. Również odsunięcie Sławomira Cenckiewicza ze stanowiska szefa gdańskiego oddziału IPN było ustępstwem wobec realiów. Krytykowanym przez największym zapaleńców po jego stronie, ale koniecznym aby IPN mógł osiągnąć kompromis z platformerską władzą. Mimo to w ogniu wojny o Wałęsę pewien ważny polityk PO powiedział mi: "Kurtyka jest za mało politykiem". Utrwalona w pożegnalnym biuletynie jego uwaga: "Mam wrażenie, że jesteśmy jedną z ostatnich wolnych grup w Polsce", dobrze mi tę niepolityczność tłumaczy.
Niepoprawny romantyk
- Jego największa zasługa? Był świetnym organizatorem pracy Instytutu. Wada? Czasem brak elastyczności - odpowiada na moje pytania Antoni Dudek. Polemizowałem z Kurtyką niekiedy w tym samym duchu, za to ataki na niego, te wszystkie "Instytuty Pałkarstwa Narodowego", te porównania IPN do NKWD, zawsze wydawały mi się świadectwem zdziczenia naszej publicznej debaty. On sam, jak opisuje jego kolega z Instytutu Jan Baster, porównał się kiedyś do kotka feldkurata Katza ze "Szwejka". - "Pamiętasz kotka? Bity, kopany, potargany z urwanym uchem i złamanym ogonkiem" - mówił pół żartem pól serio. Na zewnątrz nie było tego widać, zawsze opanowany, w eleganckim garniturze, ale w środku... mimo wszystko zaskoczył mnie tą uwagą, bardzo czeską, tak nie pasującą do świata bohaterów, który tak kochał. Podczas jego pogrzebu minister kultury Bogdan Zdrojewski z PO, jeden z nielicznych dżentelmenów wśród polityków powiedział: "Wypada przeprosić za niektóre słowa". Wypada.
Może za mało miał czasu, ale i ochoty aby spotykać się i dyskutować z historykami innych opcji? W dobie tak ostrych podziałów tego środowiska byłoby to bezcenne. Podczas mojej ostatniej rozmowy z jego krytykiem profesorem Andrzejem Friszke, uderzyło mnie, że dzielą ich nie tylko polityczne poglądy, ale i wizje świata. Friszke z dystansem patrzył na przykład na kult "żołnierzy wyklętych", uważał, że prowadzi on do pochwały czynu straceńczego, a często bezsensownego. Kurtyka sądził, że ci ludzie nawet pogrążeni w rozpaczy i braku nadziei, zmuszeni do działań wątpliwych, pozbawieni godności, mogą być dla nas przykładem. Z fascynacją słuchałbym ich debaty. I nie ukrywam, że choć Friszkego w tej sprawie rozumiem, bliżej mi do romantyka z nowohuckiego podwórka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/106246-romantyk-z-nowohuckiego-podworka
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.