Wracamy raz jeszcze do głośnego tekstu "Młodego komsomolca", który 4 października opublikował obszerny tekst na temat tragedii smoleńskiej. Materiał zawierał m.in. wstrząsającą relację kapitana Aleksandra Muramszczikowa, oficera straży pożarnej ze Smoleńska, którą cytowaliśmy wPolityce.pl w materiale "Tylko głuchy trzask...".
Dzięki niezwykłej uprzejmości jednego z naszych sympatyków udało nam się pozyskać pełne tłumaczenie tekstu. A w nim zaskakujące stwierdzenia. Pokazujące po pierwsze nastawienie do Polaków, którzy - jak można wyczytać między wierszami - mnożą dziwne prośby i wątpliwości. Ale i stwierdzenie Edmunda Klicha, szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, akredytowanego przy rosyjskiej (formalnie międzynarodowej) komisji MAK, całkowicie odmienne od dotychczasowych twierdzeń wszystkich śledczych, że nikt nie przeżył katastrofy ani o minutę.
Z zaświadczeń o śmierci, niektórych członków polskiej delegacji, wynika opóźnienie zgonów o 10-15 min. Głowa polskiej komisji od wypadku lotniczego Tu-154 Edmund Klich wyjaśnił: „niektórzy pasażerowie prawdopodobnie skonali jakiś czas po katastrofie, jednak w czasie upadku ulegli obrażeniom, nie dającym szans na przeżycie”. Powinno być wszystko jasne. Na forach, do teraz przedstawia się szeroką interpretację wideozapisu. Polacy gadają o dwóch ludziach, którzy pojawili się po zderzeniu z ziemią polskiego samolotu, w leśnej mgle.
Podkreślmy - to nie amatorski blog, nie polski tytuł, ale rosyjski dziennikarz poważnej gazety cytuje to zdanie, wypowiedź polskiego eksperta - najważniejszą osobę w polskim dochodzeniu. Zdanie poruszające, ale zupełnie nieznane w Polsce. Gdzie ono padło?
Wyjaśnienie pada w pierwszym zdaniu rosyjskiego reportażu:
Redakcja „Młodego komsomolca” spotkała się w Smoleńsku z polskimi ekspertami rosyjskimi świadkami, katastrofy prezydenckiego samolotu Tu-154.
Co jeszcze bardziej prawdziwość słów Edmunda Klicha uwiarygadnia.
Sprawę skomentował w programie "Polityka przy kawie" Antoni Macierewicz:
„Gdy tego słucham, to przywołuję sobie relację pana ministra Sasina, który gdy przybył pół godziny po katastrofie [na miejsce tragedii] to zobaczył rząd karetek i personel medyczny stojący przy tych karetkach i żadnej akcji lekarskiej i żadnej akcji ratowniczej. Ta relacja pana Edmunda Klicha jest wstrząsająca z dwóch powodów. Po pierwsze dla tego samego faktu, że potwierdza ona domniemania, które dotychczas były tłumione jako świadectwo spiskowej teorii historii, że rzeczywiście ktoś mógł przeżyć. Ona potwierdza też to, co pamiętamy i pani i ja, którzy wówczas byliśmy na miejscu w Katyniu, i słyszeliśmy, że trzy karetki wyjechały na sygnale z miejsca katastrofy. Ale dramatyczne w tym wyznaniu pana Klicha jest to, że zrobił to na użytek opinii publicznej rosyjskiej. A mówiąc najróżniejsze, nie zawsze mądre rzeczy w Polsce, o tej zapomniał. To rzeczywiście rzuca zupełnie nowe światło także na jego rolę w całej tej sprawie.
Ja chcę potwierdzić, że także z ustaleń zespołu wynikają okoliczności, które mogą świadczyć o takim przebiegu wydarzeń. Np. wiemy już z pewnością, że większość komórek była czynna. A byli to ludzie, którzy bardzo skrupulatnie przestrzegali przepisów. W związku z tym musiało się zdarzyć coś niezwykłego, że zdecydowali się oni włączyć komórki, i jeszcze zdążyli to zrobić. A przecież każdy wie, że włączenie komórki nie odbywa się w ciągu sekundy, to jest proces, który trwa piętnaście sekund co najmniej.
Poniżej cały tekst "MK":
Redakcja „Młodego komsomolca” spotkała się w Smoleńsku z polskimi ekspertami rosyjskimi świadkami, katastrofy prezydenckiego samolotu Tu-154.
10.10.minie pół roku od momentu katastrofy samolotu „Tu-154” z numerem 101, która pozbawiła życia 96 osób, włącznie z byłym prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego żoną Marią.
MAK zakończył śledztwo dotyczące okoliczności katastrofy. Zostanie przedstawiony szczegółowy raport. W czasie 2 miesięcy, polscy eksperci będą badać ten dokument i opracują końcowe wnioski.
A pytań z polskiej strony jest niemało. Np. dlaczego Ministerstwo Obrony nie wzięło na pokład Tu-154 tzw. 'lidera”- rosyjskiego oficera.?
W jakim celu były zamienione lampy oświetlające pas startowy?
Czy istniała techniczna możliwość „zdalnego wpływu” na prace przyrządów pokładowych prezydenckiego samolotu?
Czy mgła powstała naturalnie, czy została sztucznie wytworzona?
Czy jest możliwe, że w rejonie katastrofy mogą znajdować się wcześniej nie znalezione szczątki ciał poległych i fragmenty samolotu?
Warszawa wysłała do Smoleńska autorytety w dziedzinie archeologii i geologii.
Na miejsce uderzenia prezydenckiego Tu-154, razem z polskimi ekspertami wyjechała ekipa „MK”
Prowadzący działania , zbierania i opisywania fragmentów samolotu i resztek poległych, na miejscu prezydenckiego Tu-154, wycieli setki drzew. A brzozy, rozdwajającej się na dwa pnie nie ruszyli. Drzazgami w jej korze głęboko wrył się fragment powłoki samolotu. Żywy pomnik... Obok łopoczą na wietrze polskie flagi. Pod drzewem gipsowa figurka anioła w czerwone maki. Miejsce, gdzie znaleziono ciało byłego prezydenta zaznaczone dwiema chorągiewkami.
10.04, 10 godzina 41 minut 6 sekund. Wg oficjalnych danych w tym momencie nastąpiło naruszenie konstrukcji samolotu. Dla 96 osób czas stanął. Te cyfry są wybite na jednym z krzyży postawionych przy pamiątkowym kamieniu. Granitowy głaz przywieźli miejscowi pracownicy budowy na drugi dzień po katastrofie. Teraz u jego stóp palą się świece w lampkach z kolorowego szkła – w polskim zwyczaju. Leżą różańce. W ramkach zdjęcia dziewcząt- stewardes. Najstarsza nie miała 30 lat. Na wieńcach rozmyty deszczem napis: „odeszłym – pokłońcie się w pokoju...” od Głównej Komendy Policji.Pamięci ofiar katastrofy od UWD.(...)
Na postumencie pod szkłem ułożony krzyż z imion i nazwisk ofiar.
Przedstawiciel koordynator polskiego poselstwa Emilia Jasiuk tłumaczy zapiski :”Te serca przestały bić na smoleńskiej ziemi i te które bija na miejscu ich zguby –takie same”. Przy kamieniu stoimy ramię w ramię z polskimi ekspertami archeologi i etnologii PAN. Profesor Andrzej Buko, który ma za sobą liczne ekspedycje, przyznaje, że niełatwo mu będzie pracować w tym strasznym miejscu.
Prokuator Polskiej Prokuratury Wojskowej długo odprowadza wzrokiem wznoszący się samolot. Na razie eksperci nie zabrali sprzętu specjalistycznego. Za dwa dni maja ułożyć plan pracy, ułożyć mapy i grafik badań.
Decyzję o pracach archeologicznych przy przeszukiwaniu miejsc, w poszukiwaniu resztek ofiar, fragmentów samolotu i rzeczy zaginionych, było podjęte pod naciskiem polskich władz - mówi zastępca naczelnika współpracy międzynarodowej, regionalnej i turystyki, Obwodu Smoleńskiego, Sergiej Kudrjacew.
Na początku września miejsce tragedii odwiedzili polscy motocykliści. Była to grupa niemłodych ludzi, uczestniczących co roku w w „Katyńskim rajdzie”. Goście poszli w las rzekomo pomodlić się i wykopali kawałek szczęki. Potem w polskich mediach wałkowano temat. W telewizji pokazano prowokacyjne fragmenty samolotu i biegających wyrostków, tłukących szkło. Ale przecież wszystkie detale rozbitego samolotu znajdują się na terytorium chronionego lotniska. I jakie całe szkło może być w rozbitym na części kadłubie?
Bohater „prowokacyjnego tematu”, polski przedsiębiorca Albert Waśkiewicz, który był w Smoleńsku, powiedział na antenie I PR, ze zastał miejsce katastrofy pełne miejscowej ludności, która chodzi po polu i zbiera do toreb, resztki rzeczy poległych i fragmenty samolotu. Płonęło ognisko, w którym tliły się osłonki kabla elektrycznego i spalał uwolniony metan. Biznesmen przywiózł do Warszawy jako dowód, tych niewiarygodnych z punktu widzenia Polaków faktów, kawałek mankietu ze spinką, fragment paska od zegarka i zdjęcie stewardesy.
Zaraz polskie gazety ogłosiły, że ludność Smoleńska oferuje Polakom, resztki starych ubrań i kawałki samolotów, których pełno na lotnisku Sewiernyj.
Polskie Poselstwo przekazało rosyjskiemu ministerstwu notę protestującą domagając się milicyjnego patrolu na miejscu katastrofy. Mimo to postanowili przysłać ekspedycję archeologiczną.
(…)
Od zderzenia samolotu z drzewem do uderzenia w ziemie minęło 6 sekund. Najstraszniejszych sekund w ich życiu. Sekcja zwłok pokazał, ze na pasażerów oddziaływały przeciążenia powyżej 100g (pasażer w samolocie przy wznoszeniu ulega przeciążeniu 1,5g, spadochroniarz przy otwarciu spadochronu -5, kosmonauta w statku kosmicznym – 4, pilot sportowego samolotu w trakcie wykonywania figur akrobacyjnych od 8-12). Nie było szans na przeżycie dla tych, którzy byli w prezydenckim samolocie. Dziennikarze „Gazety polskiej”, zadali pytanie o los „rannych w katastrofie” 10 kwietnia, powołując się na relację świadków o trzech karetkach pogotowia odjeżdżających na sygnale z miejsca tragedii z włączona syreną.
Na portalu Youtube pojawiło się amatorskie nagranie zrobione bezpośrednio po upadku prezydenckiego samolotu. Widać na nim płonące fragmenty samolotu, słychać wycie syreny strażackiej, cztery huki oddalonych ostrzegawczych wystrzałów i rozkaz „wszyscy z powrotem, wychodzimy stąd”. Nagranie zrobione w pośpiechu, telefonem przez jednego z miejscowych, przypadkowo znajdującego się blisko miejsca tragedii. Wartość unikalnego wideo, twającego 1 min.24 sek, była z powaga oceniona w Europie Zachodniej. Kadry dostały niewiarygodną interpretację: „uzbrojeni ludzie, mówiący po rosyjsku, dobijają rannych w katastrofie”.
Nagraniem zainteresowali się organy śledcze tak Polski jak i Rosji. Z zaświadczeń o śmierci, niektórych członków polskiej delegacji, wynika opóźnienie zgonów o 10-15 min. Głowa polskiej komisji od wypadku lotniczego Tu-154 Edmund Klich wyjaśnił: „niektórzy pasażerowie prawdopodobnie skonali jakiś czas po katastrofie, jednak w czasie upadku ulegli obrażeniom, nie dającym szans na przeżycie”. Powinno być wszystko jasne. Na forach, do teraz przedstawia się szeroką interpretację wideozapisu. Polacy gadają o dwóch ludziach, którzy pojawili się po zderzeniu z ziemią polskiego samolotu, w leśnej mgle. Powinno być wszystko jasne. Na forach, do teraz przedstawia się szeroka interpretację wideozapisu. Polacy gadają o dwóch ludziach, którzy pojawili się po zderzeniu z ziemią polskiego samolotu, w leśnej mgle.
Znaleźliśmy jednego z nich.
(Dalej relacja znana już z polskich mediów)
Przy zbliżaniu się do miejsca wypadku, usłyszeliśmy strzały. Nawet specjalista z FSO, na biegu nie umiał określić czy to rzeczywiście są strzały. Miał informacje, że BOR miał przy sobie broń. Było zadeklarowanych siedem pistoletów marki „Glock”. Uprzedził nas, żebyśmy działali ostrożnie, ponieważ eksplozja w nich może dać porażający efekt.
(Dalej relacja znana już z polskich mediów)
Część odpowiadająca katastrofie, była podzielona taśmami na sektory. Zbieraliśmy nawet najmniejsze detale. . Oddzielnie składowaliśmy dokumenty, rzeczy osobiste i banknoty. Nikomu do głowy by nie przyszło zabrać czegoś na pamiątkę. Wszystko było zakrwawione, niosło śmierć.
(…)
Z danych naszego FSB, na prezydenckim pokładzie mogło być 136 osób. Na lotnisko zwieziono z całego Smoleńska taka ilość trumien. Okazało się, że ochronę liczy się podwójnie. Potem wg otrzymanych danych, liczba liczba ofiar zmalała do 96. Puste trumny oparto o ścianę. Polscy dziennikarze oskarżyli nas, że nie znaleźliśmy wszystkich fragmentów. I ratownicy przeczesali łopatami sektor miejsce przy miejscu. Potem przejechaliśmy broną i jeszcze raz przekopaliśmy i przesialiśmy. Odnajdowaliśmy części wielkości paznokcia.
Strażacy Dima Nikonow i Roman Krjukow otrzymali polskie odznaczenie- Krzyż Oficerski. Muramszczikow medal za osiągnięcia w akcji ratunkowej i.... wezwanie do komitetu śledczego.
-Tam zobaczyłem filmik , jakoby „rozstrzeliwaliśmy” polskich obywateli. Wy się śmiejecie, a ja musiałem szczegółowo zeznawać. Dwie ciemne postacie, wychodzące z lasu – to na pewno ja z funkcjonariuszem FSB. On w czarnym płaszczu, a ja- w ciemno-zielonym mundurze. Strzałkami były zaznaczone ciała, które rzekomo podnoszą się. Na samym dole w tym miejscu, było najwięcej, jeden trup był na drugim. Na wierzchu z rozłożonymi rękami leżał starszy mężczyzna, obok - kule. Kiedy zadźwięczała syrena, ktoś krzyknął „wychodzimy”, potem „Wszyscy z powrotem, wychodzimy”. Mogły eksplodować naboje, trzeba było zbiec z pola rażenia. Ktoś mógł nadepnąć na fragmenty samolotu i ciała mogły się poruszyć.
Śledczy odbezpieczyli wszystkie siedem pistoletów. Naboje były całe. Strzelały powietrzne baloniki, które napełniają powietrzem kamizelki ratunkowe.
Teraz polscy politycy obwiniają stronę rosyjską o to, że rozbity prezydencki Tu-154 leży pod gołym niebem i nie jest zabezpieczony.
Na wniosek MAK, droga administracyjną zlecono szycie w zakładzie lotniczym, brezentowej specjalnej czaszy, która będzie zamontowana na dwumetrowych metalowych stojakach.
Zobaczyć można fragmenty samolotu złożone w konturze skrzydlatej maszyny, z dachów dziewięciu budynków zwanych „Pentagonem”, które przylegają do betonowego ogrodzenia lotniska.
(…)
10 października kiedy minie pół roku od tego tragicznego wydarzenia, na miejsce katastrofy przybędzie spora delegacja. Rodzinom i bliskim ofiar, będą towarzyszyć, psycholodzy, lekarze i duchowni różnych wyznań. W podróży weźmie udział żona prezydenta Bronisława Komorowskiego- Anna. Według inicjatora pielgrzymki, Pawła Deresza, w Smoleńsku „może odbyć się spotkanie żon prezydentów Polski i Rosji.
Polska delegacja zamierzała powtórzyć trasę prezydenckiego samolotu i lądować na lotnisku „Sewiernyj”, ale ministerstwo obrony narodowej zaleciło w celach bezpieczeństwa lądowanie w białoruskim Witebsku.
I tylko po tej smutnej dacie mogą przystąpić do prac archeologicznych polscy eksperci.
Miejsce katastrofy za pomocą sondy ultradźwiękowej będzie badała grupa 20 geologów i archeologów.
Okręg administracyjny został poproszony o udostępnienie zadaszonego pomieszczenia do ochrony znalezionych szczątków. Planuje się, że prace w zależności od pogody będą trwały 10 dni, po czym miejsce katastrofy zostanie wyrównane mieszanką piasku i ziemi.
W miejscu upadku prezydenckiego samolotu strona rosyjska planuje postawić płytę. Fundusze na należyte uporządkowanie terenu idą z okręgowego rezerwowego funduszu.
Na upamiętnienie swoich dostojników Polska dotychczas nie przekazała ani złotówki.
opr. kam
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/106224-czy-ktos-przezyl-w-smolensku-macierewicz-sa-okolicznosci-ktore-moga-swiadczyc-o-takim-przebiegu-wydarzen