Nasz przyjaciel Putin. Recenzja książki „Labirynt Putina”

To czysty przypadek, że w tym samym czasie, kiedy polska prokuratura i sąd zajmują się sprawą premiera emigracyjnego rządu republiki Czeczeni Achmata Zakajewa , w naszych księgarniach pojawiła się książka zatytułowana „Labirynt Putina”, której duża część poświęcona jest wstrząsającym wyczynom Rosji w Czeczeni.

Autorem książki jest amerykański dziennikarz Steve LeVine, który przez 18 lat był zagranicznym korespondentem w Rosji. Pisał dla najpoważniejszych dzienników i tygodników amerykańskich. Jest to ważna książka z dwóch przynajmniej powodów. Pozwala bardziej zrozumieć starania Rosji o wydanie w jej ręce drogą ekstradycji Achmata Zakajewa. Drugi powód, szczególnie dla nas interesujący. I aktualny. Rozwiewa złudzenia jakim wielu z nas mogło ulec, kiedy w tragicznym dniu smoleńskiej katastrofy Putin przytulał do piersi Donalda Tuska, składając tym gestem wyrazy współczucia. Nie można wykluczyć, że w tamtym momencie był to gest w pełni naturalny, szczery. Ale książka otrzeźwia, a może lepiej powiedzieć ostrzega, że nie można obecności Putina na świeżej jeszcze, zbiorowej i bolesnej mogile smoleńskich ofiar, traktować jako znaku zmiany polityki Rosji wobec Polski. Jako niemal materialnego dowodu wejścia na drogę prowadzącą do prawdziwego zbliżenia obydwu państw. Wreszcie, jako zapowiedzi zakopania dzielącego nas rowu katyńskiego, co jak wiemy, nie może nastąpić bez dobrej woli strony rosyjskiej.

Tradycja, tradycja

O zawartości książki wiele mówi podtytuł: „Szpiedzy, morderstwa i mroczne serce nowej Rosji”. Najistotniejsze jest w nim określenie „mroczne serce”. Oddaje ono bowiem w pełni dzisiejszą sytuację Rosji. Jej sposób uprawiania wielkiej polityki wewnętrznej i zewnętrznej. Ale także stan duszy przeciętnego obywatela Rosji. A ten, zdaniem autora książki, godzi się na przestępstwa a nawet zbrodnie dokonywane na zlecenie przywódcy kraju, albo przynajmniej przez niego akceptowane, w imię trwałości i wzrastającej potęgi państwa. Jak sam autor mówi, to jest też książka „o śmierci w Rosji”. Każdej, za wyjątkiem naturalnej. LeVine opisuje atmosferę powszechnego przyzwolenia na zabijanie wszystkich tych, którzy wedle rządzących zagrażają państwu. Na likwidację jednostek, dużych grup i zgromadzeń ludzkich. Wreszcie udało się też zaszczepić dość powszechne przekonanie wśród przeciętnych Rosjan, iż jeśli zachodzi potrzeba, nie należy się cofać przed eksterminacją części innych narodów. Śmierć w Rosji, zdaniem autora, stała się czymś codziennym, banalnym, prozaicznym. Nie wywołuje wstrząsów, ani protestów. Dojmująco, co naturalne, przeżywają ją jedynie najbliżsi ofiar. Oswojenie ludzi ze śmiercią, ich bezradność, kiedy giną bliscy, jest konsekwencją powrotu Rosji pod przywództwem Władimira Putina do tradycji rządów autorytarnych, ukształtowanych w epoce carskiego imperium, a utrwalonych w czasach panowania komunizmu, czy jak kto woli - stalinizmu.

Rzeź po obydwu stronach

Ilustracją nawiązania do tamtych tradycji jest pierwsza wielka rosyjska kampania antyczeczeńska w okresie prezydentury Borysa Jelcyna. W poetyce języka rosyjskiego, można w skrócie powiedzieć tak: „wszystko uchodziło”, a to znaczy mniej więcej tyle, że wszystko było dopuszczalne. Nieograniczona swoboda stała się w Czeczenii motorem zbrodni wojennych. Po okrążeniu Groźnego, stolicy kraju, ponad połowa z 400 tys. mieszkańców uciekła z miasta. Rosyjskie wojsko przystąpiło do ostrzału stolicy. Pociski ciężkiej artylerii niszczyły wszystko, co żyło, co stworzyła natura i co zostało zbudowane przez człowieka. Totalne zniszczenie całego miasta. Na zimno, metodycznie, precyzyjnie, Kwartał po kwartale. Ulica po ulicy. Dom po domu. Dla kanonierów, nie było cywilów. Każdy Czeczen - mężczyźni, starcy i dzieci, a także starsze dziewczęta i kobiety, byli żołnierzami, których należało zabić. Artylerzyści upodobali sobie bazary, na których zwykle kłębiły się tłumy. Gęste ostrzelanie sprawiło, że miasto zamieniło się w martwe szkielety domów. Żołnierze wyłapywali tych, którym udało się przeżyć pod ogniem artyleryjskim i traktowali jako własną zdobycz. Przeżywali nieliczni. Ci tylko, którzy byli w stanie się wykupić za duże pieniądze. Nie inaczej było podczas drugiej wojny czeczeńskiej w 1999 roku, już za czasów Putina. Zbrodniczy charakter tej wojny był dwustronny. Czeczenów traktowano jak dzikie, wściekłe zwierzęta, przeznaczone na rzeź. Tragiczny los dotknął też setek młodych, rosyjskich poborowych, którzy własnymi rękami dokonywali rzezi. Sami często zamieniali się w mięso armatnie. Kiedy stawali się ofiarami tej wojny, ich losem nikt się nie interesował. Nie ustalano tożsamości zabitych. Ich ciała zbierano i pakowano do lodówek. A później nikt nie panował nad tym, gdzie ich chowano. Matki i krewni młodych żołnierzy wysłanych do Czeczeni latami poszukiwali swych synów i krewnych. Pewnie już nigdy nie będą mogli pomodlić się na ich grobach.

Skrytobójstwa i masowe groby

W dzisiejszym lustrze niedawnych wojen, niezwykle groźnie odbija się twarz Achmata Zakajewa. Putin wychodzi z założenia, że nie po to Rosja prowadziła działania bojowe, które utrzymały Czeczenię jako kraj wchodzący w skład Federacji Rosyjskiej, by teraz miała go utracić. Z Zakajewem Rosjanie nie mogą posunąć się do skrytobójstwa, bo wybuchłby międzynarodowy skandal. Ścigany listami gończymi premier na uchodźctwie jest o wiele niebezpieczniejszym przeciwnikiem niżeli uzbrojeni i zdecydowani na jej użycie zwolennicy niepodległości. Zakajew chce uzyskać pełną niezależność od Rosji, ale bez użycia przemocy. Drogą negocjacji. Zakłada, że tylko środkami pokojowymi Czeczeni mogą zdobyć trwałą wolność. O ileż wygodniejsza dla Putina byłaby sytuacja, gdyby Zakajew był zwykłym watażką, a jego sposobem na uzyskania niepodległości Republiki Czeczeni, terroryzm. Rosyjskie specsłużby, gniazdo, z którego wyfrunął Putin do wielkiej kariery politycznej, a w których ciągle ma oparcie, mogłyby zastawić na Zakajewa śmiertelną pułapkę, podobną do tej, w jakiej zginął w 2004 roku w Katarze były prezydent Czeczeni Zelimchan Jandarbijew. Jego samochód wraz z nim wysadzili w powietrze dwaj oficerowie rosyjskiego wywiadu. Sprawcy tego politycznego mordu zostali szybko wykryci i skazani przez sąd w Katarze na dożywocie. Moskwa natychmiast podjęła starania, by oficerowie odsiedzieli karę w Rosji. Rząd Kataru przekazał im skazanych. Ale gdy tylko mordercy znaleźli się w Rosji, niemal natychmiast wyszli na wolność. Potwierdza to teorię, że działali na zlecenie Kremla. Nie mniej szczegółowo, jak historię zabójstwa Jandarbijewa, opisuje LeVine inne wydarzenia, które ujawniają nasilające się barbarzyństwo władz Rosji, nieznane w cywilizowanym świecie od ponad półwiecza. Przejawia się ono, nie tylko w prześladowaniu przez państwo ludzi niewygodnych, ale w całkowitym lekceważeniu ludzkiego życia. Autor przypomina sprawę zatonięcia w 2000 roku okrętu podwodnego o napędzie atomowym „Kursk” w lodowatych wodach morza Berentsa. Akcja ratownicza rozpoczęta zbyt późno, była prowadzona tak nieudolnie, że zginęła cała 118 osobowa załoga. Równie charakterystyczna była historia z 2002 roku, kiedy terroryści czeczeńscy zaatakowali moskiewski Teatr na Dubrowce. Czeczeni wzięli jako zakładników kilkuset widzów. Oddziały antyterrorystyczne podłożyły ładunki z gazem paraliżującym, a następnie przeprowadziły atak i wystrzelały terrorystów. Zapomniano tylko zabezpieczyć akcję ratunkową i 129 zakładników pozbawionych lekarskiej pomocy zmarło. Kolejną masakrą zakładników zakończyła się akcja podczas likwidacji fanatyków czeczeńskich, którzy w dniu rozpoczęcia roku szkolnego w 2004 r. napadli na szkołę w Biesłanie w północnej Osetii. Zakładnikami były dzieci, ich rodzice i nauczyciele. Razem ok.1300 dzieci i dorosłych. Dziennikarz amerykański przypomina piekło jakie wybuchło w czasie szturmu rosyjskich antyterrorystów. Podczas ich ataku, oprócz terrorystów, zginęło ok.332 ludzi, w tym 186 dzieci, a ponad 700 osób zostało rannych. LeVine opisuje również dokładnie historie mordów z 2006 r. popełnionych na dwójce przeciwników Putina –Anny Politkowskiej i Aleksandra Litwinienko. Znaną dziennikarkę zabito w stylu mafijnym. Oddano do niej strzały z najbliższej odległości, gdy wysiadała z windy w swoim moskiewskim bloku. Byłego oficera KGB, politycznego emigranta żyjącego w Londynie, otruto radioaktywnym polonem. Warte podkreślenia, że książka powstała nie w wyniku oglądania Rosji z okna hotelu w Moskwie i spacerów po Placu Czerwonym, lecz dzięki dziesiątkom rozmów z uczestnikami różnych dramatów bądź osobami, które dobrze znały nie żyjących już. Choć książka opowiada o dramatycznych wydarzeniach sprzed kilku lat, czyta się ją, jakby opisywała doniesienia z ostatniej chwili.

Jerzy Jachowicz

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych