Z CZYTELNI: Elżebieta Dzikowska - "Groch i Kapusta. Podróżuj po Polsce! Północny zachód" (fragment)

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.Wydawnictwo Rosikon Press
fot.Wydawnictwo Rosikon Press

Na północnym zachodzie naszego kraju są miejsca, które winien poznać każdy Polak. Przede wszystkim Szlak Piastowski wiodący od Gniezna przez Ostrów Lednicki, Kruszwicę, Strzelno, Trzemeszno, Mogilno, Czerwińsk do Płocka. Polecam też Kaszuby z „najdłuższym paskiem Polski”, czyli Półwyspem Helskim, przepięknymi lasami, jeziorami i kręgami megalitycznymi. Na Pomorzu – ciągle pełne tajemnic Borne Sulinowo. Ciekawe zabytki, piękna przyroda, ludzie z pasją. Warto poznać ten region.

Elżbieta Dzikowska

„Najlepsza podróżnicza książka roku”, Nagroda Bursztynowego Motyla

 

Poniższy fragment publikujemy dzięki uprzejmości Wydawnictwa Rosikon Press.

Wydawnictwo Rosikon Press tworzy projekty oryginalne i wartościowe, które odzwierciedlają misję zespołu. Dla założycieli zawsze ważny jest aspekt kreatywny i sposób podejścia do tematu. Wybitni, cenieni pisarze i fotografowie grają kluczową rolę, a wśród nich m.in. Norman Davies, ks. Jan Twardowski, Elżbieta Dzikowska, Grzegorz Górny.

Wyznacznikiem jakości jest Janusz Rosikoń, wybitny polski fotograf, a prestiżowe nagrody dla większości wydanych publikacji są jej potwierdzeniem. Wydawane książki wymagają często długoletniej pracy, licznych podróży i badań.

Poruszane tematy łączą sztukę, kulturę, religię i historię, lecz decydującym czynnikiem zaangażowania wydawnictwa jest oryginalność pomysłu. Rosikon Press jest gwarancją ciekawej, najczęściej bogato ilustrowanej lektury, stworzonej przez i dla ludzi z pasją.

Redakcja wPolityce.pl bardzo dziękuje Wydawnictwu za udostępnienie materiałów.


WOLIN – MIASTO WIKINGÓW

 

Staje się nim przynajmniej raz w roku, na początku sierpnia, kiedy odbywa się tu sławny już nie tylko w Polsce Festiwal Wikingów. W 2004 roku odbył się jubileuszowy, dziesiąty, poświęcony głównie kulturze celtyckiej. A dlaczego takie święto organizuje się w Wolinie – jest zupełnie oczywiste, chociaż pewnie nie dla wszystkich. A więc przypomnę. Nie do końca można rozdzielić historię od legendy. Według jednej z sag wikingów twierdza morska, która miała dać początek Wolinowi, została zbudowana przez jarla Palnatokiego w osiemdziesiątych latach X wieku. Miał to być właśnie legendarny Jomsborg z załogą duńskich wikingów. Brama portu, do którego mogło zawijać aż 300 okrętów, była zamykana na solidne żelazne wrota, nad którymi wznosiła się kamienna wieża obsadzona tak dzielną załogą ochotników, że nie zrażały jej do służby niezwykle surowe warunki: kobiety nie miały dostępu do twierdzy, urlop mógł trwać tylko 3 dni, a walczyć trzeba było do ostatniej kropli krwi. Za to łupy stanowiły wspólną własność, a bywały ponoć przeogromne.

Niestety, badania archeologiczne nie potwierdziły dotąd istnienia w Wolinie twierdzy wikingów, jedynie na Srebrnym Wzgórzu odkryto pozostałości osiedla rzemieślniczo-handlowego, i to już z końca IX wieku, więc wcześniejszego niż rzekoma twierdza. Ale – twierdzą historycy – flota wikingów mogła korzystać z wolińskiego portu i byli w niej zapewne także słowiańscy wojownicy i słowiańskie okręty, z których kilka zatopiono. Wiadomo także, że w końcu XI wieku przebywało w Jomsborgu dwóch duńskich piratów skazanych na banicję. Zatem Jomsborg nie jest wymysłem i miał Wolin kontakty z wikingami. Ale jego przeszłość wcześniejsza należała do Słowian. Jeszcze bardziej zaś odległa – do ludów epoki neolitu, które zasiedliły ten region już w V tysiącleciu p. n. e.

Ze Słowianami, a ściśle z plemieniem Wolinian, wiązały się dzieje Winety, bo i tak – na zmianę z Jomsborgiem, Jumne, Julinem – nazywano Wolin w okresie wczesnego średniowiecza. Miało to być miasto założone na przełomie VIII i IX stulecia przy przeprawie przez Dziwnę, na skrzyżowaniu szlaków handlowych, niezwykle bogate. Kupiec i podróżnik arabski z Hiszpanii, Ibrahim Ibn Jakub, pozostawił około 965 roku jego opis jako „potężnego miasta nad oceanem, mającego 12 bram”; w 1074 roku Adam z Bremy pisał, że „jest to istotnie największe z miast, jakie są w Europie. Mieszkają w nim Słowianie i inne narodowości, Grecy i barbarzyńcy. Miasto to, bogate wszystkimi towarami północy, posiada wszelkie możliwe przyjemności i rzadkości…”

Tyle dokumenty, legenda zaś powiada, że Wineta była otoczona wysokim murem z bramami ze złota i srebra, jej domy zbudowano z marmuru i kryształu i pokryto złotą blachą. Podkuwano złotem konie, świnie jadały w złotych korytach, a dzieci bawiły się złotymi talarami. Posiadając tak nieprzebrane bogactwa, obywatele tego grodu stali się niezwykle pyszni. I spotkała ich kara. Bóg zesłał na Winetę sztorm, który zatopił miasto i jego mieszkańców. Do dzisiaj na początku lata rozlegają się ponoć z morza srebrne dzwony i wabią żeglarzy w odmęty. A czasami pojawia się nawet widmo zatopionego miasta, jakby wzywając na ratunek.

Legenda o tragicznych losach bogatej Winety miała źródło w fantastycznym jej opisie podanym w XII wieku przez słowiańskiego kronikarza Helmonda. Aurel Reinhold w XIX wieku napisał o niej powieść. Fascynowała zresztą nie tylko pisarzy, poetów, naukowców, łowców sensacji, którzy poświęcili jej kilkaset utworów, ale także malarzy i kompozytorów: jej atrakcyjne dzieje zainspirowały aż sześć oper, wśród których znajduje się dzieło Feliksa Nowowiejskiego Legenda Bałtyku.

Kiedy w 967 roku Mieszko I przyłączył Wolin do Polski, miasto przeżywało wówczas szczyt swego rozwoju. Liczyło wtedy 9 tysięcy mieszkańców, podczas gdy w Gnieźnie i Poznaniu było przeszło połowę mniej. Wydaje się więc, że fantastyczne opowieści odbijały w znacznej mierze prawdziwą sytuację dużego jak na owe czasy, ważnego i zamożnego grodu. Wolinianie bogacili się z handlu i rzemiosła, mieli także pod dostatkiem ryb (solone i wędzone eksportowano już w XI wieku Odrą aż na Śląsk), zwierzyny łownej, miodu w barciach, a Pomorze Zachodnie – według relacji mnicha z XII wieku – była to ziemia „najurodzajniejsza w płody ziemne, bydło i ryby, lesista i niczym Ziemia Obiecana mlekiem i miodem płynąca”.

A w Europie Zachodniej panowały wówczas nieurodzaje i pomory.

Trudno sobie dzisiaj ten polski raj wyobrazić, ale widać jest możliwy. Jednakże szczęśliwa passa Wolina trwała tylko do niespełna końca XII wieku. Jeszcze jego chwałę podniosła w 1124 roku misja chrystianizacyjna Ottona z Bambergu, którego Bolesław Krzywousty wysłał, by nawracał pogan, i w 1240 roku ustanowiono tu biskupstwo; ale w 1173 roku miasto zostało zdobyte i zniszczone przez Duńczyków (którzy zresztą i w poprzednim stuleciu napadali je i łupili), a do tego Dziwna zamuliła się, zapiaszczyła i nie mogły już tu wpływać statki. Ponadto biskupstwo zostało przeniesione do Kamienia Pomorskiego. To wszystko wystarczyło, żeby pyszne miasto zmieniło się szybko w podupadłą wieś. Status miasta przywrócił jednak w 1278 roku książę Barnim.

Teraz, dla porządku, trochę chronologii. Poza krótkimi okresami przynależności do Polski i okupacji duńskiej – we wczesnym średniowieczu od XI do XVII stulecia Wolin wchodził w skład księstwa zachodniopomorskiego rządzonego przez dynastię Gryfitów. Kiedy wymarła, przeszedł w ręce Szwedów (1648–1720), a potem Prusaków i wreszcie Rzeszy. Do Polski wrócił po wojnie, jednakże w 70 procentach zniszczony podczas wyzwalania go przez Armię Czerwoną.

Niezwykłe losy tak świetnego miasta, które liczy dzisiaj niewiele ponad 5 tysięcy mieszkańców i naprawdę trudno dopatrzyć się w nim dawnej chwały. Ale zobaczyć je na pewno warto, chociaż tylko układ ulic z prostokątnym rynkiem jest autentycznie średniowieczny, pozostałe zaś zabytki to „neo”: neogotycki ratusz z 1881 roku, neobarokowy budynek poczty z 1900 roku, neogotycki kościół św. Stanisława Biskupa Męczennika z 1848 roku oraz kościół św. Mikołaja, też w wyniku zniszczeń i koniecznej przebudowy neogotycki, lecz z historią sięgającą XIII wieku, tym ciekawszą, że w 1535 roku jego pierwszym pastorem został Jan Bugenhagen, urodzony w Wolinie uczeń Lutra, który szerzył – skutecznie – na Pomorzu protestantyzm.

Koniecznie trzeba wstąpić do Muzeum Regionalnego, bo tam przede wszystkim zachowały się skromne, ale najprawdziwsze ślady najdawniejszego Wolina z czasów, kiedy jeszcze był Winetą albo też Jomsborgiem. Najmniejszy z muzealnych zabytków jest zarazem największym, najważniejszym: to kilkunastocentymetrowa figurka Światowida, autentyczna, znaleziona w pobliżu nowego osiedla mieszkaniowego, gdzie na miejscu odkrycia postawiono drewniany posąg pogańskiego boga. W muzeum można też obejrzeć dawną ceramikę, narzędzia, żarna i inne przedmioty związane z życiem codziennym, a także grób i szkielet człowieka, który może był wikingiem, bo na ówczesnego Wolanina stanowczo za wysoki. Pojechałam na miejsce, skąd pochówek wydobyto, na usytuowane za miastem Wzgórze Wisielców, gdzie w XIX wieku odkryto 120 kurhanów, usypanych na miejscu palenia zwłok. Choć zachowały się tam jeszcze 34 płaskie kopce, są dokładnie porośnięte trawą i słabo widoczne, toteż nic dziwnego, że moi przyjaciele dziwili się, co też ja na tej łące fotografuję. Jest to jednak, zapewniam, bardzo ładne i ciekawe miejsce, prowokujące do zastanowienia się nad pokrętnymi losami cywilizacji, w której nawet wielkie bogactwo nie zapewnia wiecznotrwania.

Cmentarzysko ciałopalne i szkieletowe z IX–X wieku z kilkoma tysiącami grobów znaleziono także na wzgórzu Młynówka po zachodniej stronie miasta, na północy zaś, na Srebrnym Wzgórzu, zachowały się wały ziemne i fosa, broniące dostępu do grodu w czasach od IX do XII stulecia.

Wycieczkę do Wolina można zrobić podczas pobytu w nadmorskich kurortach, Świnoujściu albo Międzyzdrojach, położonych na wyspie Wolin, chociaż Świnoujście sięga też na Uznam, w przeważającej części terytorium niemieckie. Wolin to spora wyspa o powierzchni 265 km2 pomiędzy Zalewem Szczecińskim i Zatoką Pomorską, oddzielona od wyspy Uznam cieśniną Świny, a od lądu cieśniną Dziwny. Są na niej wydmy i najwyższe na wybrzeżu bałtyckim klify, które na skutek silnych wiatrów i działania fal morskich osuwają się i każdego roku ubywa nam prawie l m lądu. Jest też na Wolinie piękny las tworzący Woliński Park Narodowy, z ciekawymi zespołami starej buczyny, zwłaszcza buczyny pomorskiej, ale też sosnami, dębami (w tym pomnikowy „Wolinian” i „Dąb Rogalindy”), przetykanymi od czasu do czasu brzozą, świerkiem, modrzewiem, a nawet daglezją. Wśród 1300 gatunków roślin wyróżniają się między innymi mikołajek nadmorski, długosz królewski, widłak spłaszczony i storczyki; wśród zwierząt są jelenie, sarny, dziki, kuny, borsuki, gronostaje. A ponadto endemiczne płazy, owady i bardzo dużo ptaków, wśród nich orzeł bielik, symbol parku narodowego. Z uwagi na łagodny klimat i obfite żerowiska przylatują tu na zimowanie ptaki z całej Polski. Wolin to także raj dla miłośników ryb, chociaż tych na wodach przynależnych do parku nie wolno pewnie łowić, bo są to ryby rzadkie, jak kur diabeł, kur rogacz, tasza i lisica, o których jedynie słyszałam; przybywa tu też na tarło śledź. Do najciekawszych miejsc prowadzą trzy szlaki: czerwony, zielony i niebieski, o łącznej długości 43,5 km, ten ostatni prowadzi między innymi wokół jeziora Turkusowego, którego urodę polecam.

Do centrum Świnoujścia na Uznam trzeba przeprawić się często kursującym i bezpłatnym promem. Dzisiaj miasto to znacznie większe od Wolina, uzdrowisko, letnisko, port handlowy i rybacki, wywodzi się od średniowiecznych grodów po obu stronach Świny, zniszczonych przez Duńczyków w XII wieku. Później były tu osady rybaków i przewoźników, a także komora celna spalona w 1459 roku, pewnie z zawiści, przez zazdrosnych o jej zyski mieszczan ze Szczecina. I jak w Wolinie – władanie książąt pomorskich, Szwedów, Prusaków i Niemców, którzy w XIX wieku ustanowili w Świnoujściu ważną bazę marynarki wojennej. Zniszczone podczas drugiej wojny światowej w 55 procentach nieodbudowane do końca, przyciąga przede wszystkim tych turystów, którzy chcą się przedostać promem do Szwecji, Danii albo Niemiec. I kuracjuszy, gdyż można tu nie tylko podreperować zdrowie (leczy się tu m.in. choroby krążenia, przemiany materii i dolegliwości skórne), ale także miło spędzić czas na nadmorskiej promenadzie z muszlą koncertową lub w Parku Zdrojowym zaprojektowanym przez samego Petera Josepha Linné, architekta ogrodów cesarskich z Berlina. Zabytki – dość młode: neogotycki kościół pod wezwaniem NMP Gwiazdy Morza, trzy forty z pierwszej połowy XIX wieku, latarnia morska, najwyższa na polskim wybrzeżu (68 m), z lat 1854–1857. Poza tym w lipcu Festiwal Artystycznej Młodzieży Akademickiej FAMA, a we wrześniu Międzynarodowy Festiwal Piosenki Morskiej „Wiatrak”.

Festiwale na pomorskim wybrzeżu zdominował jednak pomorski Festiwal Gwiazd w Międzyzdrojach, który przyciąga w lipcu i gwiazdy, i turystów. Gwiazdy są przede wszystkim filmowe, pozostawiające odcisk swojej dłoni na deptaku zwanym Promenada Gwiazd przy hotelu „Amber Baltic”, ale i plastyczne, urządza się bowiem także w tym samym czasie wystawę dzieł wybitnego artysty współczesnego, dając turystom możliwość obcowania ze sztuką w najlepszym gatunku. Przez cały rok natomiast można uzupełnić swoją wiedzę o Wolińskim Parku Narodowym w muzeum tegoż parku, a w Muzeum Figur Woskowych obcować z bliska z podobiznami Katarzyny Figury, Krystyny Jandy, Cezarego Pazury i wielu innych najbardziej błyszczących gwiazd kina krajowego i zagranicznego; można też zrobić sobie z nimi zdjęcie – i na pewno nie odmówią, bo… nie mówią. Niewątpliwą całoroczną atrakcją jest też zawsze ożywione molo, z pięknym widokiem na bałtyckie plaże i atrakcyjnymi butikami.

Chociaż dzieje Międzyzdrojów sięgają XII wieku, jego nazwa pojawiła się dopiero w 1579 roku. Powiadają, że wówczas wybudowano tu karczmę będącą zarazem komorą celną, a więc wielce dochodową; niestety, w końcu XVIII wieku zasypały ją ruchome piaski. Jak poprzednio opisane miejscowości, i ta należała do księstwa pomorskiego, Szwedów i Prus. Rozkwit zaczął się w XIX wieku, kiedy z osady rybackiej Międzyzdroje przekształciły się w coraz modniejszą miejscowość letniskową i uzdrowiskową: powstawały łazienki, hotele, pensjonaty, park zdrojowy i drewniane molo. Druga wojna światowa okazała się dla miasta łaskawa, zabytków nie zniszczyła, ale też nie było ich w nadmiarze. W 1947 roku awansowały Międzyzdroje do godności miasta. Największą jego atrakcją jest niewątpliwie plaża i renoma przyciągająca ludzi żądnych na urlopie zgiełku tudzież obcowania z wielkim światem. I to mają – zwłaszcza w lipcu – zapewnione.

 

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych