Kampania samorządowa już wkrótce będzie toczyć sie pełną parą, a wybory parlamentarne czają się już na horyzoncie. Pytanie na które nie ma jeszcze odpowiedzi brzmi: czy w tym gorącym politycznie okresie internet odegra znaczącą rolę w politycznej walce?
Jednym z ciekawszych polityczno-internetowych projektów w naszym kraju jest serwis mypis.pl który oficjalnie wystartował kilka miesięcy temu. Jednak ten wzorowany na rozwiązaniach stosowanych w USA projekt zdaniem niektórych komentatorów nie spełnia w tym momencie założeń postawionych przez jego twórców. O portal mypis.pl i nie tylko postanowiłem zapytać posła Mariusza Kamińskiego (PiS):
wP: Jak ocenia Pan projekt mypis.pl po kilku miesiącach od jego startu? Co się udało, a co nie?
Mariusz Kamiński: Pierwotnie start mypis.pl był zaplanowany na 12 kwietnia, ale ze względu na tragedię smoleńską 10 kwietnia musieliśmy odłożyć jego „odpalenie” na później. Oczywiście spowodowało to, że uruchomienie portalu odbyło się w okresie wakacyjnym, co nigdy nie jest dobre. Uznaliśmy jednak, że nie możemy sobie pozwolić na to by zwlekać aż do jesieni. Lepiej zacząć spokojnie, zbierać doświadczenie, eliminować błędy i stopniowo się rozkręcać. Na razie więc nabieramy rozpędu, a jednocześnie uczymy się jak najlepiej przystosować to narzędzie do realiów polskiej polityki. Prawdziwym sprawdzianem dla mypis.pl będą wybory samorządowe i mobilizacja naszych sympatyków.
wP:Jakie są dalsze plany wykorzystania portalu – w szczególności w wyborach samorządowych i parlamentarnych?
Planujemy zachęcić wszystkich naszych kandydatów w wyborach samorządowych do wykorzystania mypis.pl do gromadzenia swoich sympatyków organizowania ich w grupy i zachęcaniu do udziału w event-ach. To będzie ilościowy i jakościowy skok naszego portalu. Jednocześnie będziemy prowadzić szeroką akcję promocyjną. Docelowo chcemy, aby mypis.pl w wyborach parlamentarnych 2011 odegrał kluczową rolę w mobilizacji naszych sympatyków i ich odpowiedniej organizacji i promowaniu oddolnych inicjatyw wspierających PiS. Potencjał naszych sympatyków w wirtualnym świecie mypis.pl chcemy przełożyć na realne działania.
wP: Zaczyna się kampania samorządowa. Czy w sferze wykorzystania przez polityków internetu na poziomie lokalnym coś zwróciło Pana szczególną uwagę?
Coraz większą rolę będą odgrywały portale społecznościowe i ich umiejętne wykorzystanie. Kandydat na radnego w małym mieście, który ma powiedzmy 2000 tysiące znajomych na nk.pl, facebook.com, lub mypis.pl J ma bardzo ułatwione zadanie w zdobywaniu głosów. Może bezpośrednio kontaktować się ze znajomymi i mobilizować ich do pójścia na wybory. To jest o wiele bardziej intymny kontakt (choć wirtualny) niż wysłanie ulotki. Oczywiście jest to tylko jeden z elementów kampanii i jeszcze nie gwarantuje końcowego sukcesu. Ponadto uważam, że w tegorocznej kampanii samorządowej ciekawa rolę odegra youtube.com. Myślę, że wielu kandydatów na radnych będzie robiło własne, amatorskiej, ale też bardzo oryginalne filmiki promujące własną osobę, które będą cieszyły się dużą popularnością. Zapewne najlepsze „smaczki” przebiją się nawet do ogólnopolskich mediów.
wP:Jak ocenia Pan ogólnie to jak polscy politycy i ich zaplecze, a także obywatele wykorzystują internet w sferze politycznej? Czy coś zmienia się na lepsze/gorsze?
Dzięki internetowi (facebook, twitter) coraz łatwiej jest kontaktować się z posłem. Dotyczy to nawet błahych spraw, krótkiej pogawędki, wymiany poglądów. Już nie trzeba dzwonić do biura i umawiać się na dyżur poselski, czy też opisywać swój problem w długim mailu – teraz wystarczy DM na twitterze. Politycy stali się dzięki temu bliżsi. Z drugiej strony twitter i facebook ułatwia politykom kontakt z dziennikarzami i kreowanie pewnych spraw. Nie raz już się zdarzało, że komentarz posła na twitterze przebijał się do wszystkich mediów.
wP:Niedawno w głośnym tekście w magazynie New Yorker znany pisarz i publicysta Malcolm Gladwell zakwestionował przydatności internetu jako platformy organizacyjnej, pisząc że najważniejsze protesty i ruchy społeczne XX wieku powstały całkowicie off-line. Czy zgadza się Pan z tezą, że internet jest „przereklamowany”? A może natura internetowych ruchów i organizacji (także politycznych) jest po prostu inna?
Uważam, że gdyby nie internet i portale społecznościowe Barack Obama nie miałby najmniejszych szans na pokonanie Hillary Clionton w prawyborach, za którą stała cała machina organizacyjna partii demokratycznej. Tymczasem dzięki my.BO.com Obama stworzył ogromną i dobrze funkcjonującą armię wolontariuszy, którzy pozwolili mu odnieść zwycięstwo. Polska nie jest jeszcze na tym etapie, gdzie grassroots odgrywa kluczową rolę, ale prędzej czy później te trendy dotrą do naszego kraju. Kto pierwszy wykorzysta ogromny potencjał drzemiący w energii tysięcy swoich aktywistów (ale nie koniecznie członków partii) i ich oddolne inicjatywy ten będzie na najlepszej drodze do zwycięstwa. Mam nadzieję, że będzie to PiS, a portal mypis.pl spełni w tym swoje zadanie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/106004-co-dalej-z-mypispl
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.