Ziobro na „ty” z prezesem. Czy PiS ma następcę tronu?

Dopiero całkiem niedawno, w sierpniu  br.  Jarosław Kaczyński przeszedł na „ty” ze Zbigniewem Ziobro. Opowiada o tym w swoim artykule w piątkowej "Polsce the Times" Piotr Zaremba. Sylwetka wiceprezesa PiS nosi znamienny tytuł „Ziobro to następca tronu? Czy tylko kolejny partyjny zderzak?”

Przestrzegający form, trzymający na dystans ludzi młodych Kaczyński dopuścił Ziobrę do takiej zażyłości przy okazji jego 40 urodzin,. Co więcej, jak wynika z teksty Zaremby, lider PiS był proszony przez ojca Tadeusza Rydzyka aby traktował byłego ministra sprawiedliwości lepiej niż kiedyś, a nawet uznał go za swego następcę. – Może tak i zrobię, ale jeszcze nie teraz – obiecał zakonnikowi Kaczyński.  Tą opowieścią żyje cały PiS.

Wielu polityków PiS uważa już Ziobrę za następcę tronu. Jego krytyka łagodnej kampanii zbieżna z ocenami prezesa stała się przyczyną jego powrotu do łask po ponad rocznym okresie dystansu. Ale pojawiają się też opinię, że nie Ziobro, a jakiś bliżej związany z Kaczyńskim polityk,  na przykład Mariusz Błaszczak zostanie kiedyś namaszczony na następcę. Bo europoseł z Krakowa ma zbyt samodzielną pozycję, wciąż potwierdzaną przez sondaże.

Zdawało się, że kompromis Kaczyńskiego z Ziobrą stwarza dla tego pierwszego niebezpieczeństwo. Bo konkluzja, że kampania była źle prowadzona, w teorii jest wymierzona w członków sztabu wyborczego, tak zwanych liberałów,  ale tak naprawdę daje podstawy do krytyki samego lidera. W takiej sytuacji Ziobro wychodzi na jedynego nieomylnego. Wydaje się jednak, że Kaczyński zauważył to niebezpieczeństwo. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" nieoczekiwanie oznajmił, że sam polecił Ziobrze po wyborach skrytykować swój własny sztab. To niezbyt miła wypowiedź dla Ziobry, który z człowieka formułującego własne oceny jest degradowany do roli wykonawcy cudzych poleceń. Ale jak powtarzają posłowie PiS, zniesie to. Bo bardzo chce być w przyszłości liderem. I wielu wierzy, że tak się stanie.

 

kam