Bronisław Komorowski: słowa "jaka wizyta, taki zamach" odnosiły się do... prezydenta Gruzji. No i co, słabo?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Prezydent Bronisław Komorowski jednak umie zaskoczyć. Otóż wracając z wizyty na Polskim Cmentarzu Wojennym w Charkowie, na pokładzie samolotu, prezydent odpowiadał na pytania dziennikarzy dotyczące postawy Jarosława Kaczyńskiego. Lider PiS zadeklarował bowiem w sobotę, że nie będzie utrzymywał żadnych kontaktów z głową państwa. Jarosław Kaczyński przywołał przy tym fakt, że z ust Komorowskiego – w czasie prezydentury jego brata – padały słowa "w najwyższym stopniu niegrzeczne i wręcz skandaliczne". W odpowiedzi Komorowski oświadczył:  

Nie znam żadnego niegodnego słowa, które wypowiedziałem pod adresem mojego poprzednika. To, co robi pan Jarosław Kaczyński, to błąd. On po prostu uniemożliwia współpracę w sprawach istotnych dla państwa, przy powoływaniu się na niewypowiedziane opinie o Lechu Kaczyńskim. (…) Słowa, którymi szermuje pan Jarosław Kaczyński, odnoszące się do słynnego, na szczęście nieudanego, zamachu na polskiego prezydenta w Gruzji, były podyktowane troską o pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego i były adresowane jako zarzut – ale do prezydenta Gruzji.”

Komorowski dodał: „Oczywiście można wszystko przeinaczać, można wszystko wywracać do góry nogami, jeśli się ma złą wolę. Ja mam nadzieję, że pan Jarosław Kaczyński w końcu jakoś przeboleje klęskę wyborczą i zechce zrealizować to, co sam mówił w czasie kampanii wyborczej, a mówił wtedy bardzo pięknie o potrzebie współpracy polsko-polskiej. Ja do tej współpracy jestem stale gotowy, stale wyciągam rękę do zgody.”

No i co? Nieźle, prawda? To było „adresowane jako zarzut – ale do prezydenta Gruzji”, a Komorowskim kierowała "troska" o poprzednika. I jeszcze do tego stwierdzenie, iż "oczywiście można wszystko przeinaczać, można wszystko wywracać do góry nogami, jeśli się ma złą wolę."  

Co ciekawe, Bronisław Komorowski prostuje swoje słowa niemal dwa lata po tym, jak je wypowiedział. Dla porównania – prezentujemy dziennikarską relację z rozmowy z ówczesnym marszałkiem Komorowskim w dniu 25 listopada 2008 r., a więc dzień po tym, gdy padły słowa „Jaka wizyta, taki zamach”.

"Bronisław Komorowski powiedział, że nie żałuje słów jakich użył, komentując incydent w Gruzji z udziałem prezydenta. - Jaka wizyta, taki zamach - mówił w poniedziałek Marszałek Sejmu.

- Jaka wizyta, taki zamach, no bo z 30 metrów nie trafić w samochód, to trzeba ślepego snajpera. Więc raczej wygląda to na coś bardzo niepoważnego, a przykrego - te poniedziałkowe słowa Komorowskiego nt. incydentu w Gruzji zbulwersowały część polityków. Były marszałek Sejmu Ludwik Dorn ocenił, że Komorowski utracił legitymację sprawowania swej funkcji.

Komorowski tłumaczył, że używał ironicznego języka, który rozumieją ludzie inteligentni. - Miałem nadzieję, że zostanie to jednoznacznie zrozumiane, że ta ironia dotyczyła w moim przekonaniu błędów popełnionych przez gospodarzy, przez Gruzinów - podkreślił.

Zdaniem Komorowskiego, gołym okiem widać, że w Gruzji zostały popełnione bardzo poważne błędy. - Była to zła, źle przeprowadzona wizyta, z poważnymi konsekwencjami politycznymi, więc wydaje mi się, że tutaj pewien sarkazm jest najłagodniejszą formą dezaprobaty - podkreślił.

Zaznaczył, że jego intencją nie było ani urażenie, ani tym bardziej obrażenie prezydenta. - Tylko złośliwcy mogą w ten sposób to interpretować - ocenił.

Komorowski pytany, czy podczas incydentu w Gruzji błędów nie popełnili funkcjonariusze BOR, odpowiedział, że wie z praktyki, iż jeśli głowa państwa mówi "nie", to inni to polecenie wykonują.

- Na pewno jednak błędem było po pierwsze odsunięcie polskiej ochrony osobistej od prezydenta, a po drugie błędem było pewne zawierzenie w rozpoznanie sytuacji przez Gruzinów, bo widać, że prezydent został wmanewrowany w sytuację dla siebie niekorzystną - powiedział marszałek.

Jak stwierdził, niepokoi go zgoda na jazdę w kierunku dosyć niebezpiecznych obszarów. - Prezydent nie jest od tego, żeby sprawdzać bojem, czy dany obszar jest zajęty przez armię rosyjską, czy przez inną. Prezydent powinien jechać tam, gdzie wszystko jest wcześniej rozpoznane - uważa Komorowski.

Jak widać, dzień po wywołaniu afery Bronisław Komorowski mówi, iż "ta ironia dotyczyła w moim przekonaniu błędów popełnionych przez gospodarzy, przez Gruzinów", ale ani słowem nie wspomina, że nie chodziło mu o Lecha Kaczyńskiego lecz prezydenta Gruzji. O kogo może zresztą chodzić, jeżeli pada zdanie "jaka wizyta, taki zamach", a "wizytującym" jest prezydent Polski?  No i Komorowski "nie żałuje" swoich słów, choć przecież cała Polska widziała, że chodziło o kolejny cios w Lecha Kaczyńskiego. Oczywiście próbuje ostrość swoich słów rozmywać, ale jednak nie podważa ich powszechnie przyjmowanego sensu.

Tyle z tego dobrego, że prezydent ma poczucie, iż tamte słowa były wielkim błędem i próbuje się z nich wycofać. Skoro zaczynają się wstydzić, to znaczy, że mit Lecha Kaczyńskiego jest silniejszy, niż wielu się wydaje.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych