A może cenzus wykształcenia?

Czytałem niedawno rozważania na temat perspektyw poprawienia jakości demokracji, a dostała ona w świecie zadyszki, dzięki wprowadzeniu cenzusu wykształcenia. Przypomniano, że demokracja ateńska – matka systemu - ograniczała demokrację w swym polis do jedynie kilkunastu procent mieszkańców. Prawo wyborcze w Atenach mieli bowiem jedynie ludzie wolni. Podobnie było w republikańskim Rzymie. Europa w czasach post średniowiecznych wprowadziła cenzus majątkowy. Aby stanowić o losach społeczeństwa trzeba było więc być bogatym i płacić podatki. Z czasem, wraz z rozwojem ruchów socjalistycznych, wprowadzono powszechne wybory.

Wybory powszechne nie uszczęśliwiły jednak społeczeństw, przeciwnie mamy do czynienia z ucieczką od wolności czyli coraz niższą frekwencją wyborczą. Na skutek tego w Polsce , a także w innych krajach prezydenta, parlament i władze lokalne wybiera mniejszość czyli czterdzieści kilka procent osób uprawnionych do głosowania, którym akurat zechciało się pójść do urn.

Otóż przeczytałem, że aby podnieść rangę aktu wyborczego należałoby wprowadzić obok obowiązku skończenia lat osiemnastu, cenzus wykształcenia. Ten cenzus mógłby przysługiwać osobom, które zdały maturę, bądź zdobyły tak zwane wykształcenie zawodowe na poziomie powyżej szkoły podstawowej. Zaletą miałaby być większa świadomość głosujących związana z większą wiedzą i związanym z tym zrozumieniem procesów społecznych. Osoby głoszące takie rozwiązania zwracają uwagę na demokratyczny, w gruncie rzeczy, charakter takiego cenzusu bowiem w sytuacji gdy wykształcenie średnie jest w szkołach publicznych bezpłatne, tak jak w Polsce,  nie uzyskanie matury, świadczy o lenistwie i bierności.

Wiadomo, że cenzusu takiego dzisiaj nikt nie wprowadzi ale kto wie czy w przyszłości ludzkość nie sięgnie po tego typu rozwiązania. Motywacją może być potrzeba podniesienia jakości demokracji. Zwolennicy cenzusu zwracają uwagę, że ludzie nie wykształceni nie rozumieją świata i są bardziej podatni na ksenofobię i populizm.