Polscy dziennikarze wydali swoją encyklopedię. Z encyklopedii można się dowiedzieć tego i owego o autorach, którzy są znani powszechnie albo są znani mało ale zasługują na uznanie. Bardzo dobrze, tyle tylko, że w epoce powszechnej elektronizacji dziennikarstwo nie jest żadną tajemnicą, a internauci tetrają jednych ludzi pióra jak mogą a innych wychwalają i przy okazji pomieszczają własne artykuły, często nie gorsze od dziennikarskich. Jest jednak w naszym zawodzie jedna tajemnica, którą zamierzam zdradzić, w ramach encyklopedii pismactwa polskiego. Tą tajemnicą jest tajemnicze źródło informacji, na które powołuje się redaktor albo redaktorka w swoim opisie rzeczywistości. To jest coś takiego jak tajne łamane przez poufne. To jest anonimowy rozmówca. Taki ktoś ma podnieść rangę informacji i dziennikarza, no bo został on wyróżniony przez jakąś ważną osobę i wtajemniczony. Obdarzony zaufaniem.
Nie przeczę, w wielu sytuacjach bywa tak, że rozmówca nadaje na swoich współtowarzyszy z partii albo miejsca pracy i nie chce aby ujawniono jego nazwisko. Nie chce z różnych powodów, ale najczęściej z tchórzostwa i zwykłego oportunizmu. Taki informator uważa, że puszczając plotkę w mediach wpłynie na bieg wydarzeń lub uruchomi reakcję odpowiednich czynników. Z "Gazety Wyborczej" dowiedziałam się dziś, że jeden z polityków PiS doniósł, że "gołębie" z tej partii myślą o założeniu nowego ugrupowania. Czy ten gołąb się czegoś boi? Dziwne, wszak gołąbek Migalski kracze o tym po wszystkich mediach i żadna z tego tajemnica. Przytomny czytelnik zorientuje się szybko, że cała ta tajna informacja łamana przez poufne, to polityczna manipulacja gazety.
Od takich manipulacji roją się nasze media. Do szczególnie nadużywanych i nierzadko brzemiennych w skutkach należą anonimowi rozmówcy zagranicznych korespondentów, nie tylko polskich. Co bardziej utalentowani koledzy potrafią na podstawie takich poufnych zwierzeń dygnitarzy oraz dyplomatów zagranicznych kreować nową rzeczywistość polityczną. I wywoływać skandale o charakterze międzynarodowym. Na codzień takie anonimowe informacje ułatwiają pracę zagranicznego korespondenta, bo może bez wysiłku, nie wychodząc z domu, skonstruować artykuł, podnosząc jego wartość stwierdzeniem, że ktoś tam w Komisji Europejskiej powiedział coś tam. Aby go zacytować z nazwiska trzeba by telefonować, biegać za człowiekiem i w końcu, co nie należy do rzadkości, dostać kosza. A tak wystarczy napisać lub powiedzieć - jak powiedział naszej gazecie anonimowy wysoki rangą urzędnik administracji waszyngtońskiej...
Zasięg i różnorodność mediów prowadzi do kolosalnego szumu informacyjnego, w którym plota, pomówienie i insynuacja miesza się z rzetelną informacją i uczciwym komentarzem. Dziś wszystkie chwyty są dozwolone i to jest zjawisko, z którym trzeba sobie radzić. Żurnaliści boją się ryzykować więc starają się unikać spięć. Bo może zdarzyć się wpadka w rodzaju: Putin powiedział, napisała jakaś rosyjska gazeta na swoim portalu, a za chwilę dowiadujemy się, że guzik, nie powiedział. I już jest chryja. A co zrobić, żeby od tego nie zgłupieć? Nie traktować poważnie wszystkiego co nam media dają do wierzenia. Mieć własne zdanie, wyrabiać je na podstawie obserwacji otaczającego świata, zwłaszcza najbliższego, gdyż w gruncie rzeczy jest mniej skomplikowany i nie taki znowu medialny. I całkiem nie anonimowy. Rzeczywisty.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/105771-tajne-lamane-przez-poufne
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.