Coraz ciszej wokół pracy BOR w Smoleńsku. Nie ma problemu? A może rząd i większość mediów nie chcą problemu widzieć?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Szef BOR:

"Dwóch moich ludzi było na smoleńskim lotnisku w momencie katastrofy."

Prokuratura:

"Funkcjonariuszy BOR na lotnisku nie było. Dojechali po pół godzinie z Katynia."

Sprawa wydaje się prosta: ktoś mówi prawdę, ktoś kłamie. „Wiadomości” TVP od kilku dni podają sensacyjne zeznania „borowików”. Według nich Federalna Służba Ochrony nie zgodziła się na wejście BOR na lotnisko. Dlatego nie było sprawdzenia „Siewiernego” pod względem pirotechnicznym i dlatego BOR-owcy nie mogli czekać na przylot polskich delegacji na płycie lotniska.

Szef BOR gen. Marian Janicki ustami swojego rzecznika podtrzymuje wersję, że dwóch jego podwładnych czekało 10 kwietnia na samolot z prezydentem.

Czy Janicki może wiedzieć coś, o czym nie wie prokuratura? Teoretycznie tak, ale oznaczałoby to, że jego ludzie śledczych okłamali. Bo – jak poinformowała wczoraj „Wiadomości” Naczelna Prokuratura Wojskowa:

"Prokuratorzy przesłuchali wszystkich funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu,  którzy zabezpieczali wizytę Pana Prezydernta w dniu 10 kwietnia w Smoleńsku."

I wyłania się z nich inna wersja od tej podawanej przez Janickiego.

Co zrobić z takimi rozbieżnościami? Pierwsza reakcja premiera, w czwartek, była naturalna: poproszę generała o wyjaśnienia. Ale już wczoraj wyjaśnienia okazały się niepotrzebne – premier odniesie się do sprawy po zakończeniu pracy komisji i prokuratury. Czyli hen, za wiele miesięcy.

Ostatnie dni dowodzą, że rząd próbuje tę sprawę wyciszyć, przy wsparciu większości mediów. Portale internetowe, dzienniki, stacje radiowe i telewizyjne, zdają się nie widzieć nic złego w tych niejasnościach. Nie odpytują ministra spraw wewnętrznych i innych osób nadzorujących BOR, nie domagają się wyjaśnień od rzecznika rządu, szefa BOR, od premiera. Temat znika.

Ale sprawa jest, bo były szef BOR gen. Mirosław Gawor twierdzi, że nigdy nie było problemów z obecnością jego ludzi na smoleńskim lotnisku. Dlaczego więc tym razem Rosjanie się na to nie zgodzili? Przed wizytą premiera nie było się czym martwić, bo rosyjskie służby czekające na spotkanie dwóch premierów pilnowały tam każdego krzaka. Ale już przylot prezydenta nie był tak zabezpieczony i BOR powinien się bardziej zaangażować.

BOR oczywiście nie jest winien katastrofy, ale są dowody na to, że procedury, jakie tym razem biuro zastosowało, odbiegały od wcześniejszych. Nawaliła też komunikacja między oficerami Biura. Dotknęło to nawet szefa BOR-u, który dowiedziawszy się o katastrofie nie wiedział, do kogo dzwonić.

No i wreszcie szwankuje prawdomówność, bo „borowcy” ewidentnie nie powiedzieli czegoś prokuratorom. Mimo, iż ten wątek śledztwa wydaje się jednym z wielu pobocznych, to wszystko TRZEBA wyjaśnić.

Choćby w imię pamięci o ofiarach.

Mas

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych